Za nami runda zasadnicza Ligi Narodów, więc pora na drobne podsumowanie. Ostatnio pojawiło się mnóstwo tekstów o losach reprezentacji Polski, więc czas skupić się na całej reszcie, a tematów nie brakuje. Słabiutka Anglia, niepowodzenia Francji, waleczne Węgry, niezdarna Portugalia, mecze na pół gwizdka, piękny gol reprezentanta Ekstraklasy i wiele innych. Zapraszamy.
Ligi Narodów w pigułce
Czarne chmury nad Deschampsem
Nie da się ukryć, że potencjał reprezentacji Francji jest ogromny i nawet rezerwy Trójkolorowych byłyby w stanie wywalczyć chocby ćwierćfinał mistrzostw świata. Problem polega na tym, że zespół Deschampsa się zaciął, zatarł i wiele rzeczy nie funkcjonuje tak, jak powinno. Jeśli Francja kończy Ligę Narodów z dorobkiem zaledwie pięciu punktów po dwumeczach z Austrią, Chorwacją i Danią, to jest coś nie tak. Zwłaszcza że największym wygranym ostatniego zgrupowania był Olivier Giroud. A niczego mu nie ujmując – w takim kontekście powinno się mówić o młodszych graczach.
Mistrzowie świata muszą się szybko pozbierać i sprawić, by ich gra wyglądała zdecydowanie lepiej. Na ten moment to wielki plac budowy z zagubionym kierownikiem. Od dawna mówi się o tym, że w niedalekiej przyszłości Zinedine Zidane zastąpi Didiera Deschampsa, ale ostatnio obecny selekcjoner tylko dokłada argumentów, by do tej zmiany doszło zaraz po mundialu – o ile nagle nie nastąpi poprawa.
Anglia przybrała maskę Maguire’a
Finaliści mistrzostw Europy, potentaci w piłce klubowej, ale tym razem nóżka nie tyle podwinęła się w Lidze Narodów, ile złamała w kilku miejscach z przemieszczeniem. Spadek do dywizji B już na kolejkę przed końcem aż bije po oczach. Dwa razy w papę od Węgrów, raz od Włochów i do tego trzy remisy (dwa z Niemcami, jeden z Włochami). Wynik cieniutki, nawet jeśli traktowali Ligę Narodów po macoszemu. Zwłaszcza przegrana 0:4 z Węgrami była obrazem nędzy i rozpaczy. Anglicy zostali wypatroszeni przez europejskiego średniaka, który po prostu nie miał zamiaru się pokłonić.
W Anglii już są toczone rozmowy, czy aby powoli nie zacząć myśleć o zmianie selekcjonera. Jeszcze kilka miesięcy temu Southgate był idolem Anglików, którego nosili na rękach i na jego cześć tworzyli chwytliwe przyśpiewki. Teraz wiele osób domaga się, by ktoś go zastąpił. W gronie potencjalnych kandydatów znalazł się Mauricio Pochettino, który często puszcza oczko, że chętnie popracowałby w Anglii. Przed mundialem już raczej nie wypada zmieniać miotły, zwłaszcza takiej, która dała finał EURO, ale po przykładowo nieudanym mundialu, to już inna bajka.
[WIĘCEJ O REPREZENTACJI ANGLII]
Waleczni Węgrzy
Kilka ciepłych słów należy się Węgrom, którzy do ostatnich minut walczyli o pierwsze miejsce w nie byle jakiej grupie. Nie da się ukryć, że rywale w postaci reprezentacji Włoch, Niemiec i Anglii działają na wyobraźnię. Stawienie im czoła nie jest rzeczą prostą – zwłaszcza gdy brakuje w zespole wielkich gwiazd. Dominik Szoboszlai nieźle się zapowiada i jest znany wielu fanom piłki. Petera Gulacsiego, Williego Orban i Attilę Szalai zapewne też wiele osób kojarzy, ale nie są to zawodnicy, których plakaty powiesilibyśmy nad łóżkami.
Dlatego Marco Rossi miał plan. Jaki plan? Sprytny… i dopasowany do poziomu podopiecznych. Przez większość meczów gra tej drużyny polega na stawianiu autobusu i szukaniu kontr lub stałego fragmentu gry. To wystarczyło, by ograć dwukrotnie Anglików, zremisować i wygrać z Niemcami, a także napsuć krwi Włochom. Nie jest to mało, zważywszy na prostotę strategii.
Węgrzy na mistrzostwa świata nie jadą, do Final Four Ligi Narodów też się nie załapali, ale sprawili, że dużo się o nich mówi i wypada coś skrobnąć na ich temat.
[WIĘCEJ O REPREZENTACJI WĘGIER]
Włosi z nagrodą pocieszenia
Warto przypomnieć cytat Maurizio Sarriego (trenera Lazio) po przegranych przez Włochów barażach o udział w MŚ:
– Włochy są 30-35 lat za innymi, ale nikt nie mówi o konstrukcjach i obiektach szkoleniowych. Kiedy narzekam na murawę, mówią, że zawsze narzekam. Jeśli oglądasz mecz Bundesligi i przełączasz się na jedno ze spotkań Serie A, zadajesz sobie pytanie: Gdzie ja k**** jestem?
Włosi nie jadą na mundial, ale na otarcie łez wygrali najmocniejszą grupę Ligi Narodów. Wciąż można mieć wiele zastrzeżeń co do ich gry, ale wynik idzie w świat. Nie jest już tak smutno i ponuro. Wciąż włoska duma jest naruszona i w listopadzie nastąpi szczyt frustracji, ale coś tam się rusza w kadrze mistrzów Europy. Nabrali lekkiego wiatru w żagle, ale najbliższe miesiące pokażą, czy nie wpadną w kolejną flautę.
Holendrzy bez porażki
Grali w grupie z Polską, Belgią, Walią i mogli się podobać. Ba, szesnaście punktów na osiemnaście możliwych to najlepszy wynik spośród wszystkich zespołów z dywizji A. Wciąż da się doszukać kilku niedociągnięć, ale reprezentacja Holandii od momentu zatrudnienia Louisa van Gaala nie przegrała. Widać jasny pomysł na grę, bez zbędnego rzępolenia i to stawia Oranje w bardzo dobrej sytuacji przed mistrzostwami świata.
W Katarze czekają ich mecze z gospodarzami, Senegalem i Ekwadorem i powinny być tylko przystawką przed daniem głównym – fazą play-off.
Podnieść się jak Chorwacja
I tu mamy ciekawy przypadek. Chorwaci rozpoczęli zmagania w Lidze Narodów od trzybramkowej porażki u siebie z Austrią, która ostatecznie zleciała do dywizji B. Drużyna z Bałkanów jednak szybko się podniosła i konsekwentnie punktowała. Zremisowała i wygrała z Francuzami. Odniosła dwa zwycięstwa nad kadrą Danii i na koniec wzięla rewanż na Austriakach. To przełożyło się na dorobek trzynastu punktów, pierwsze miejsce w grupie i awans do turnieju finałowego obok Hiszpanów, Włochów i Holendrów. Swoją drogą wyświadczyli przysługę kadrze Deschampsa, bo gdyby przegrali ostatni mecz, to Francuzi opuściliby dywizję A.
Dublet Dalota z Czechami
Przeciętniak, partacz, lebiega takie określenia często padały pod adresem Diogo Dalota, który od momentu transferu do Manchesteru United spisywał się słabo. W międzyczasie trafił na wypożyczenie do Milanu, ale tam też niczego wielkiego nie zwojował. Ot, szaraczek.
Nie dziwi więc, że oczekiwania względem tego piłkarza zaczęły się stopniowo obniżać, ale w przedostatniej kolejce Ligi Narodów zaskoczył wszystkich – w tym siebie – pakując dwa gole Czechom. Skorzystał z tego, że Joao Cancelo był zmuszony odbębnić zawieszenie za kartki, a ktoś musiał wejść w jego buty. Dalot ogarnął, Dalot dał radę i zanotował dublet, co może już nigdy więcej się nie wydarzyć w jego reprezentacyjnej, a może i klubowej karierze.
Portugalia znów wywaliła się na ostatniej prostej
Reprezentacja Fernando Santosa ma duży potencjał – nie oszukujmy się – ale też jest w stanie w ostatniej chwili zamienić złoto w… piach. I tego piachu uzbierało się już sporo. W ostatnim meczu eliminacji do mistrzostw świata wpakowali się w baraże (które zakończyły się ostatecznie po ich myśli, ale było nerwowo). Wczoraj rozgrywali mecz z Hiszpanią, który wystarczyło zremisować, żeby wbić się do turnieju finałowego Ligi Narodów. Jednak znów zabrakło odwagi, śmielszego planu i skończenia rywali.
Przed ostatnią kolejką zasiadali na fotelu lidera grupy trzeciej, po ostatniej leżeli tuż obok niego z poczuciem niedosytu. I tak się żyje w tej reprezentacji Portugalii. Nikt ze względu na zasługi nie ma odwagi zwolnić Fernando Santosa, choć w żaden sposób nie rozwija zespołu. Sam zainteresowany mógł odejść w chwale po mistrzostwach świata w 2018 roku, ale trzyma stołek obiema rękami i nie zamierza go tak łatwo oddać. A latka lecą.
Cierpliwi jak Hiszpanie
W tej edycji piłkarze Luisa Enrique nikogo nie rzucili na kolana, ale i tak wygrali grupę. Obserwując ich grę można cofnąć się do czasów drugiej części kadencji Vicente del Bosque – dużo klepania i grania wszerz. Z tą różnicą, że Lucho lepiej reaguje na na sytuacje boiskowe – choć nie zawsze. Na ogół Hiszpanie wyniki mają dobre, ale wpadki też im się zdarzają.
Dziś ciężko ocenić potencjał tej drużyny. Z jednej strony nie powinno się jej deprecjonować, bo nie brakuje tam dobrych piłkarzy i na kilku pozycjach wybór jest spory. Z drugiej nie jest już tak upakowana gwiazdami, jak w czasach, gdy zdominowała nie tylko europejskie, ale i światowe poletko. Jest solidnie, ale nie wiadomo, w którą stronę to może pójść. Ostatecznie posiadanie trenera, który podejmuje nieoczywiste i odważne decyzje jest chyba największym atutem tej kadry obok dobrej atmosfery. Rok temu to wystarczyło do znalezienia się w najlepszej czwórce mistrzostw Europy.
Szwedzi są słabsi, niż się wydawało
Kiedy w marcu przystępowaliśmy do meczu ze Szwecją o awans na mistrzostwa świata, wiele osób idealizowało naszych rywali. Bo przecież orżnęli nas na mistrzostwach Europy, bo mają kilku ciekawych zawodników, bo nie leżeli nam od lat, bo to solidna ekipa. I tak były wymieniane argumenty, które stawiały naszych rywali w dobrym świetle.
Wygraliśmy, pojawił się w naszym obozie entuzjazm, a następnie Szwedów zweryfikowała dywizja B Ligi Narodów. I ok, nie mieli łatwej grupy. Serbia, Norwegia, Słowenia – można zgubić punkty z tymi drużynami. Sęk w tym, że piłkarze Janne Anderssona się w tym wyspecjalizowali.
Zakończyli Ligę Narodów z czterema „oczkami” na koncie, urażoną dumą i spadkiem do dywizji C. Rozczarowali na całej linii i aż nasuwa się pewne pytanie. Co dzisiaj działoby się w Polsce, gdybyśmy przegrali z nimi ten baraż…
Serbowie wracają na salony?
Skoro już wspomnieliśmy o Szwedach, to w ich grupie znalazł się zespół, który ostatnimi czasy zrobił kilka kroków do przodu. Tak się przynajmniej wydaje. Serbowie wywalczyli awans do dywizji A i już wiele osób upatruje w nich czarnego konia mistrzostw świata. Drużyna Dragana Stojkovicia jest mocna przede wszystkim z przodu. Trio Tadić – Mitrović – Vlahović działa na wyobraźnię i potrafi wiele zdziałać.
W Lidze Narodów Serbowie przegrali tylko na otwarcie z Norwegią, a potem zdobyli trzynaście z możliwych do zdobycia piętnastku punktów, które pozostały w puli. Wynik więcej niż solidny. W listopadzie czeka ich jeszcze próba generalna z Bahrajnem, a potem trzy ultraważne starcia już w Katarze. Kolejno z Brazylią, Kamerunem i Szwajcarią. Grupa wymagająca, ale oddzieli chłopców od mężczyzn i udzieli odpowiedzi na pytanie, czy ta Liga Narodów nie była tylko straszakiem.
Kto najwięcej postrzelał?
Wypada wspomnieć o najlepszych strzelcach Ligi Narodów. Jeśli wrzucimy do jednego wora wszystkie dywizje, okazuje się, że Erling Haaland i Aleksandar Mitrović zdobyli najwięcej bramek, bo po sześć. Jasne, grali w dywizji B, więc teoretycznie mieli łatwiejsze zadanie, ale swoją pracę też musieli wykonać. Dla formalności dodajemy, że w dywizji A najwięcej goli zdobyli Michy Batshuayi i Memphis Depay – po trzy trafienia.
PS W najsłabszej dywizji najlepszym strzelcem okazał się Vladislavs Gutkovskis, ale to nie jedyny element Ekstraklasy w tym podsumowaniu.
Golazo piłkarza Warty Poznań
Sentyment do Ekstraklasy sprawia, że mimochodem śledzimy poczynania jej przedstawicieli również, gdy reprezentują inne kraje – na tym polega odpowiedzialność. Niektórzy potrafią nas mile zaskoczyć i w tym momencie, cały na biało, wbija Adam Zrelak. Wrócił po dłuższej przerwie do reprezentacji Słowacji i od razu wkupił się w łaski słowackich kibiców golem z Białorusią. Ba, trafienie było niezwykłej urody. Zresztą zobaczcie sami. Panie Zrelak, daj pan coś podobnego w Ekstraklasie. Docenimy i szepniemy dobre słówko.
Nie wszystko złoto, co się świeci
Zwolenników i przeciwników Ligi Narodów nie brakuje, ale ciężko nie zauważyć, że wiele spotkań jest traktowanych po macoszemu. Albo inaczej – widać, że część zawodników ma już zmęczone nogi i głowy. Nagromadzenie meczów jest olbrzymie, a gdzieś trzeba znaleźć kompromis między robieniem wyników a odpowiednią ilością odpoczynku. W obecnym układzie nie jest to łatwe, dlatego część reprezentacji się nie spina. Dla zespołów z drugiego szeregu taka Liga Narodów jest fajną sprawą, by spróbować się z mocniejszymi rywalami, ale te lepsze ekipy też muszą kiedyś odpocząć i przepoczwarzyć pojedynczy mecz LN w spotkanie towarzyskie. To widać i czuć.
WIĘCEJ O LIDZE NARODÓW:
Fot. Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS