A A+ A++

Klęska Tottenhamu, strzał w dziesiątkę Gnabry’ego, szalona pogoń Salzburga, który dostał skrzydeł na Anfield i oczywiście metodyczne przechodzenie Lewandowskiego do historii – oto nasze Top10 po drugiej kolejce Ligi Mistrzów. To, co warto zapamiętać.

W pogoni za najlepszymi. Lewandowski na piątkę

Przyznajmy wprost – przypuszczaliśmy, że to się stanie już w fazie grupowej, ale nie sądziliśmy, że tak szybko. A jednak potrzebował zaledwie dwóch meczów, by strzelić trzy gole i dogonić Holendra Ruuda van Nistelrooya w klasyfikacji najlepszych strzelców wszech czasów w Lidze Mistrzów. Obydwaj mają teraz na koncie po 56 bramek, co oznacza piąte miejsce w tym elitarnym gronie.

Rozpędzony Lewandowski, mający w tym sezonie u swego boku Philippe Coutinho, dorzucił dwa trafienia w spotkaniu z Tottenhamem (7-2) i będzie teraz gonił Karima Benzemę, do którego traci już tylko cztery gole. A jak dobrze pójdzie i nie przestanie regularnie trafiać do siatki, to dogonienie trzeciego w klasyfikacji Raula (71 goli) jest możliwe w przyszłej edycji.

Choć nie zapeszajmy.

Na razie czeka go dwumecz z Olympiakosem. Gdy przed czterema laty obydwie ekipy też spotkały się w fazie grupowej, monachijczycy rozbili Greków w dwumeczu (3-0, 4-0) i Lewandowski mała cegiełkę dołożył (1 gol). Czyli nie musi udawać Greka.

Gnabry. To był strzał w “dziesiątkę”

Rzadko się tak zdarza, ale tym razem dublet Polaka został przykryty przez niecodzienny wynik Bayernu, a przede wszystkim przez kapitalny występ jego kolegi z zespołu Serge’a Gnabry’ego. Do rozbicia Tottenhamu i to w Londynie (7-2!) Niemiec przyczynił się najbardziej, strzelając cztery gole (ostatni taki wyczyn zaliczył w grudniu 2015).

Wychodziło mu praktycznie wszystko i został też za to nagrodzony. Dziennik “L’Equipe” przyznał mu notę 10, co się zdarza naprawdę od wielkiego święta, dopiero jedenasty raz w historii.

Przypomnijmy, że w tym gronie jest również Robert Lewandowski (za cztery gole z Realem w 2013 roku), a szczególna pod tym względem była ostatnia edycja Ligi Mistrzów. “Dziesiątkę” dostali wtedy Duszan Tadić (też za mecz z Realem, w którym Ajax wygrał 4-1) oraz Lucas Moura (za hat-trick w półfinale Tottenhamu z Ajaksem).

Kto następny?

A w Tottenhamie zupełnie nie tak miało być. Jeśli drużyna Pochettino doszła w ubiegłym sezonie do finału Ligi Mistrzów, to również dzięki solidnej defensywie. W meczu z Bayernem wszystko się zawaliło. Siedmiu goli “Koguty” nie straciły jeszcze nigdy na własnym stadionie.

Wynik 2-7 niechybnie przejdzie do historii. I pomyśleć, że ta historia na nowym stadionie Tottenhamu, ultranowoczesnym, dopiero zaczęła się przed kilkoma miesiącami.

Dla argentyńskiego trenera Mauricia Pochettino i dla francuskiego mistrza świata Hugo Llorisa to był szczególnie przykry wieczór.

Fatalny wieczór Milika

To nie był również wieczór Arkadiusza Milika. W meczu z Genkiem Polak już do przerwy powinien popisać się hat-trickiem, ale piłka dwukrotnie trafiała w poprzeczkę, a za trzecim razem przeszła tuż nad nią.

Napastnik Napoli dostał szansę od trenera Ancelottiego (który wysłał na trybuny m.in. Insigne), ale jej nie wykorzystał. Piotr Zieliński przesiedział 90 minut na ławce.

Krychowiak nie zamierza się zatrzymywać

To prawda, Lokomotiw tym razem przegrał, a Atletico wykazało się nadzwyczajnym realizmem, zadając dwa ciosy ekipie z Moskwy (2-0). Ale warto też zwrócić uwagę na coś innego. Grzegorz Krychowiak jest naprawdę w gazie. Przemiana, która dokonała się w jego grze może imponować. Polak z pewnością wpisałby się po raz kolejny na listę strzelców, gdyby na jego drodze nie stanął Jan Oblak. Słoweński bramkarz dwa razy popisał się znakomitą interwencją po uderzeniach Krychowiaka, co tylko potwierdza, że w tym sezonie nasz defensywny (sic!) pomocnik ma niesamowity ciąg na bramkę.

I na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Europa dodaje skrzydeł. Albo i nie

Można się zastanawiać, jak Liverpool wypuścił z rąk trzybramkowe prowadzenie z ekipą Red Bull Salzburg, ale goście rzeczywiście dostali skrzydeł. Za odrabianie strat (po 36 minutach było już 3-0) zabrał się jeszcze w pierwszej połowie rewelacyjny Hwang (w całym meczu bodaj najlepszy na boisku), a po przerwie swoje trzy grosze dołożyli Minamino (też znakomity występ) i młody Norweg Haland (z czterema golami prowadzi w klasyfikacji strzelców razem z Gnabry’m).

Anfield jeszcze czegoś takiego nie przeżyło, bo dotychczas to Liverpool był specjalistą od remontady (vel “Redsmontady”).  

Na więcej “The Reds” już jednak nie pozwolili, wygrywając ostatecznie 4-3.

Skrzydeł nie rozwinęła inna ekipa Red Bulla w Lidze Mistrzów, RB Lipsk. Niemcy dość nieoczekiwanie dali się zaskoczyć Lyonowi, przegrywając 0-2. A w wypadku Francuzów wróciły wspomnienia sprzed roku, gdy równie niespodziewanie wywalczyli trzy punkty w Manchesterze na Etihad.

W grupie z Zenitem i z Benfiką jeszcze będzie ciekawie.

Szaleństwo w Liverpoolu

To szaleństwo, do którego na chwilę doprowadzili na Anfield goście z Salzburga usunęło trochę w cień kolejny wyczyn Mohameda Salaha. Egipcjanin znowu dał Liverpoolowi trzy punkty, strzelając dwa decydujące gole.

Choć na jeszcze większą uwagę powinna zasłużyć akcja, którą “The Reds” przeprowadzili przy drugim golu. Piłka biegła jak po sznurku od Robertsona do Hendersona, potem do Salaha, znowu do Hendersona, na skrzydło do Alexandra-Arnolda i jeszcze raz do wbiegającego Robertsona, od którego wszystko się zaczęło.

Palce lizać.

Juergen Klopp też nie wytrzymał.

Suarez. Wielki comeback w Lidze Mistrzów

Luis Suarez nie mógł wybrać sobie lepszego momentu na wielki powrót. Urugwajczyk dał Barcelonie zwycięstwo z Interem, trafiając dwa razy w meczu z Interem (2-1), w tym na kilka minut przed końcem meczu. Jakie to ma znaczenie – wystarczy przypomnieć, że napastnik Barcelony wpisał się na listę strzelców również dwukrotnie w… dwóch poprzednich sezonach Ligi Mistrzów. Czyli w 20 meczach.

– Nigdy nie spuszczam głowy i się nie poddaję. Walczę nawet wtedy, gdy nie wszystko idzie po mojej myśli – mówił Suarez po meczu.

Ostatnio często nie szło.

Real blisko katastrofy. Zidane zdenerwowany jak nigdy

“To było najgorsze 45 minut, od kiedy jestem trenerem”. Słowa Zinedine’a Zidane’a po meczu z Brugią brzmią jak memento. Po pierwszej połowie “Królewscy” przegrywali dwiema bramkami i Courtois, mający problemy żołądkowe, musiał ustąpić w bramce miejsca Areoli. Francuz zapobiegł nawet utracie trzeciego gola, a Real po przerwie zdołał wyratować się z opresji, także po golu kapitana Ramosa, który wzbudził początkowo wiele kontrowersji. Sędziowie – przy pomocy VAR – uznali jednak, że spalonego nie było. Wyrównał Casemiro dopiero na pięć minut przed końcem.

Nie zmienia to faktu, że kredyt zaufania do Zidane’a coraz bardziej się wyczerpuje, ale Real po raz pierwszy w swojej historii występów na arenie europejskiej stracił co najmniej dwa gole w kolejnym trzecim meczu u siebie (poprzednio z CSKA 0-3 i z Ajaksem 1-4).

Gueye. Takiego zawodnika potrzebowali w Paryżu

Paris Saint-Germain wykonał plan minimum na trudnym terenie w Stambule, wygrywając z Galatasaray 1-0. W tym przypadku ważny jest jednak strzelec gola. Mauro Icardi, wypożyczony z Interu, mimo generalnie słabego meczu, trafił do siatki pierwszy raz w nowych barwach, co jest dobrym znakiem pod (przedłużającą się) nieobecność Cavaniego.

Oznacza to również, że paryżanie kontynuują znakomitą serię 26 meczów w Lidze Mistrzów z przynajmniej jedną bramką i gonią pod tym względem Real (seria 34 spotkań z golem) i Barcelonę (29).

W Paryżu cieszą się jednak przede wszystkim z czego innego. Z solidnej II linii, której dobrze zrobił transfer Idrissy Gueye’a. Senegalczyk ma na razie rewelacyjne statystyki. Zagrał na razie w siedmiu meczach w PSG i w tym czasie drużyna nie straciła jeszcze gola.

Trafieni w punkt. To boli

Co łączy Atalantę Bergamo, Bayer Leverkusen, Benfikę i Lille. Żadna z tych czterech drużyn nie ma na koncie ani jednego punktu po dwóch kolejkach, a strata w tabeli do najbliższych rywali jest już znaczna. Kto przełamie się jako pierwszy?

Jeszcze ciekawszy jest przypadek Galatasaray. Turcy wywalczyli wprawdzie punkt w pierwszej kolejce, ale ciągle nie mają żadnego gola. Jako jedyni.

A przecież Radamel Falcao n … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułQuesadilla z kurczakiem i warzywami
Następny artykułIle czasu brytyjscy aptekarze poświęcają na zamówienia deficytowych leków?