Tadej Pogacar wygrał Liege-Bastogne-Liege w stylu, którego nie powstydziliby się najwięksi dominatorzy minionych epok. Na metę przy Quai des Ardennes Słoweniec wjechał samotnie, po 34-kilometrowym rajdzie przeprowadzonym mimo niesprzyjającego wiatru. Drugi na mecie Romain Bardet stracił ponad półtorej minuty, a trzeci Mathieu van der Poel ponad dwie minuty: a to największe różnice od 1980 roku.
Do “La Doyenne” Tadej Pogacar przystąpił po dłuższej przerwie od ścigania. Ostatnie tygodnie spędził na obozie przygotowawczym w Sierra Nevada, szykując nogę na Giro d’Italia. Jego rzeczywista dyspozycja była więc pewną zagadką, którą jednak szybko rozwiał. Koledzy pracowali mocno od startu, a on sam uderzył w najbardziej oczywistym do ataku miejscu, na Col de la Redoute.
Jechałem na całość od początku do końca podjazdu. Domen [Novak] wykonał super robotę, poprowadził mnie przez kilkaset metrów, a potem ja zaatakowałem. Wyścig był trudny ze względu na wiatr wiejący w twarz, tym bardziej atakując po 220 kilometrach w tym zimnie. To nie było miłe. Kiedy słyszysz w radio, że przewaga sięga minuty, jest łatwiej… łatwiej, w sensie, że masz więcej motywacji
– tłumaczył dziennikarzom podczas konferencji prasowej.
Słoweniec coraz bardziej specjalizuje się w długich “solówkach”. Tylko w tym sezonie wygrał w ten sposób Strade Bianche (80 kilometrów na solo!), królewski etap Volta a Catalunya, a teraz “Staruszkę”.
Czy taki styl jazdy wymaga specjalnych przygotowań? O takowych mówił wcześniej w tym roku inny specjalista od takich akcji, Mathieu van der Poel.
Nie trenuje się takich długich ataków, to nie ma sensu. Jak zawsze, atakuję, nie chcę dojechać na metę w grupie, chcę dojechać sam. Próbuję i patrzę, czy się udało
– odparł Słoweniec.
Na mecie 25-latek nie krył wzruszenia. Ostatnio w Ardenach wiodło mu się ze zmiennym szczęściem, były zwycięstwa, ale także osobiste tragedie. Dzisiaj, jak przyznał, myślami był z mamą swojej partnerki Urška Žigart, która zmarła na raka dwa lata temu.
Dwa lata temu, przed startem Liege-Bastogne-Liege, zmarła mama Urški. Rok temu złamałem tu nadgarstek i zrujnowałem sezon. Czułem dziś dużo emocji, myślałem o mamie Urški. Myślę, że to dodało mi sił
– wyjaśnił.
Przed Pogacarem krótki odpoczynek, a następnie najważniejszy cel pierwszej części sezonu, Giro d’Italia, które rozpocznie się 4 maja od pagórkowatego etapu w Turynie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS