Julian Alaphilippe i David Gaudu stanęli o krok od pierwszego francuskiego zwycięstwa w Liege-Bastogne-Liege od 1980 roku. Dwójka na mecie w musiała uznać wyższość Tadeja Pogacara, ale z Walonii wyjechała zadowolona.
Mistrz świata z ubiegłego roku przystąpił do niedzielnej rywalizacji po zwycięstwie w Fleche Wallonne, na celu mając dorzucenie do dorobku kariery drugiego zwycięstwa w klasyku o statusie monumentu.
Na trasie jak zwykle jechał czujnie i odjechał we właściwym momencie, na Côte de Roche aux Faucons, razem z czterema innymi zawodnikami. W finale na Quai des Ardennes wydawało się, że idealnie rozpoczął swój sprint i że jest na dobrej drodze do zrealizowania założeń. Dopóki zza koła nie wyskoczył Tadej Pogacar (UAE Team Emirates), który ostatecznie okazał się najlepszy.
To był długi, trudny dzień, z ożywioną końcówką. Kończę go na podium, za Tadejem Pogacarem, który idealnie rozegrał sprint. Niczego zatem nie żałuję, pomimo że wolałbym wygrać. Jestem zadowolony z ardeńskich klasyków i szczególnie się cieszę, że przede mną krótka przerwa
– powiedział mistrz świata zgromadzonym na mecie reporterom.
Alaphilippe ma zatem dalej porachunki z wyścigiem, w którym w ubiegłym roku również liczył się w walce o zwycięstwo. Francuz wtedy w koszmarny sposób przegrał finisz: choć myślał, że kreskę przeciął jako pierwszy, został ostatecznie pokonany przez Primoza Roglica (Jumbo-Visma), a do tego relegowany na piątą pozycję za nieregulaminowy sprint.
Było wiele ruchów, zwłaszcza w końcówce. Miałem ze sobą zmotywowaną ekipę która mnie bardzo dobrze wspierała. Mogłem podążyć za najlepszymi na Roche aux Faucons, to tam tak naprawdę zrobiła się różnica. Dałem z siebie wszystko, żeby doszło do sprintu, aby nikt nie odjechał. Dobrze rozpocząłem swój finisz – tym razem nie popełniłem błędu – i myślałem, że wszystko idzie dobrze. Ale Tadej był najmocniejszy
– relacjonował.
Tym samym Alaphilippe kończy pierwszą fazę sezonu z dwoma zwycięstwami, ale podbudowany świadomością, że liczył się w zasadzie w każdy klasyku, w jakim startował. Teraz, po odpoczynku, jego uwaga skupi się etapach Tour de France i Igrzyskach Olimpijskich w Tokio.
Czułem się dobrze i wiedziałem, że mam dobrą prędkość przy sprincie, nawet, jeżeli nie jestem klasycznym sprinterem. Po 250 czy 260 kilometrach to nigdy nie jest taki sam finisz co zazwyczaj, nigdy nie wiadomo
– dodał.
Francuz, który niedawno przedłużył umowę z drużyną Deceuninck–Quick-Step, przegrał rozgrywkę w finale tylko z jednym zawodnikiem po raz drugi. Na trasę Liege-Bastogne-Liege wróci jeszcze nie raz.
Tak już jest. Jestem zadowolony z tego, że jestem na podium monumentu, ale to prawda, że to wyścig, który chciałbym wygrać. Nie w tym roku
– zakończył.
Podium Liege-Bastogne-Liege domknął David Gaudu, który do tej pory “Staruszkę” ukończył najwyżej na szóstej lokacie (2019). Młody Francuz nie stał jeszcze na podium wyścigu o statusie monumentu, więc tegoroczne ardeńskie klasyki może zatem zapisać na plus, podobnie jak dotychczasową część sezonu: wcześniej zwyciężył na trasie Faun-Ardèche Classic i na ostatnim etapie Itzulia Basque Country, kończąc również wyścig w Kraju Basków na dziewiątej lokacie.
Jeśli dodać do tego dwa sukcesy etapowe na Vuelta a Espana i dziesiąte miejsce w klasyfikacji generalnej w ubiegłym roku, ewidentne jest, że kariera 24-latka wyraźnie nabiera rozpędu.
Dojechałem z czterema zawodnikami klasy światowej i jestem bardzo szczęśliwy, że znalazłem się na podium. Liege-Bastogne-Liege to ten klasyk w kalendarzu, o którym najbardziej marzę. Każdy z nas ma marzenia, nie wiadomo, czy są one osiągalne, lecz robimy wszystko, aby je zrealizować
– podkreślił.
Tak jak Alaphilippe, Gaudu znalazł się we właściwym miejscu u podnóża Roche aux Facuons, wierząc, że to tam podzieli się stawka.
Roche aux Facuons miałem w głowie od dwóch dni. Mówiłem sobie “to tam trzeba dać z siebie wszystko, to tam będzie musiało się udać”. Wiedziałem, że trzeba być dobrze ustawionym u podnóża. Byłem za Julianem. Myślałem, że ruszy wcześniej, ale ostatecznie to Woods ruszył. Na górze było nas tylko pięciu
– opisał sytuację.
Na ostatni kilometr kolarz Groupama-FDJ wjechał zastanawiając się, czy, zważywszy na słabsze umiejętności sprinterskie, nie próbować samotnego ataku. Na takowy się nie zdecydował i przygotowania do Tour de France rozpocznie za niedługo bogatszy o podium monumentu.
Wiedziałem, że jestem raczej najwolniejszy z pięcioosobowej grupki. Pytanie brzmiało co robić: albo spróbować na ostatnim kilometrze i wygrać, albo być piąty, albo spróbować powalczyć o podium. Kiedy chciałem zaatakować, Julian na mnie popatrzył, wiedziałem, że mnie skasuje. Zatem nie ruszyłem. Potem, było za późno na końcowej prostej.
Wypowiedzi na mecie w Liege wysłuchał Paweł Gadzała.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS