Bloger kemir w jak zwykle bardzo ciekawej notce Siostra Ratched, czyli jeszcze w zielone gramy porównuje współczesną rzeczywistość polityczną i społeczną, w której zostaliśmy zmuszczeni funkcjonować, do tej przedstawionej w słynnej opowieści Kena Keseya Lot nad kukułczym gniazdem, w której główny bohater, przeciętny, drobny kryminalista niedostosowany do społeczeństwa i reguł w nim rządzących trafia w ramach kary do zakładu poprawczego, psychiatrycznego, w którym rządzi niepodzielnie sadystyczna siostra Ratched.
Ratched to typowa strażniczka społecznych norm, która ma zapewnić ich trwanie, a wszystko co od tych norm odstaje – musi być albo do nich przycięte, albo z takiego społeczeństwa usunięte raz na zawsze. Główny bohater McMurphy to jeden z wielu, którzy w tym porządku nie znaleźli miejsca. Jego przewinienia są typowe dla jego środowiska. Miejsce, do którego trafia też nie jest wcale wyjątkowe, jest wzorowym zakładem psychiatrycznym z pierwszej połowy tamtego wieku, kiedy królowały jeszcze takie metody jak elektrowstrząsy i lobotomia (tę pierwszą, nieco zmodyfikowaną, stosuje się zresztą do dziś). To, co przeżył bohater powieści Keseya to jeszcze nic w porównaniu do tego co przeżywali wówczas prawdziwy przymusowi pensjonariusze owych zakładów (jedną w metod “leczenia” domniemanych problemów psychicznych było np. wyrywanie zębów, niekoniecznie chorych, kastracja, zarażanie chorobami wywołującymi silną gorączkę jak malaria etc.).
Podobne metody, choć już bez elektrowstrząsów i lobotomii, stosowane były w tzw. katolickich zakładach poprawczych dla trudnej młodzierzy, szczególnie kobiet, prowadzone również przez siostry, ale tym razem zakonne. Wielką aferą zaznaczyły się takie miejsca szczególnie w Irlandii. Do takich domów poprawczych trafiały najczęściej młode kobiety skierowane tam przez swoich rodziców lub sądy, a ich głównym przewinieniem było zajście w pozamałżeńską czy przedwczesną ciąże, czy po prostu niestosowne, wg ich opiekunów czy rodziców, prowadzenie się. Kobiety te często rodziły swoje nieślubne, odrzucone przez społeczeństwo dzieci w takich zakładach, a pełne miłosierdzia zakonnice aby “ułatwić” im poród… łamały im miednice.
Wróćmy jednak do siostry Ratched. Jej zadaniem było zatem pilnowanie pewnego porządku, jakby nie patrzeć również pod kątem moralnym, choć jej metody (tak jak w przypadku tych irlandzkich zakonnic) dalekie były od celu, któremu miały przyświecać. Należy sobie jednak zadać pytanie czy współczesna siostra Ratched – stanęła by po stronie rzekomych wykluczonych ze społeczeństwa mniejszości seksualnych i zdominowanej, a właściwie przejętej przez nie współczesnej “lewicy”? Obawiam się jednak, że nie.
Najprawdopodobniej przedstawiciele owych mniejszości szybko wylądowali by w zakładzie prowadzonym przez siostrę Ratched, która na dzieńdobry przepisałaby im elektrowstrząsy, a jakby to nic nie dało, to pewnie skończyłoby się na lobotomii mózgu. Napewno nie utożsamiłaby się z nimi. Dlatego, choć porównanie kemira jest ciekawe i otwiera wiele możliwości, osobiście nie szukałbym podobieństw między współczesnymi środowiskami tzw. lewicy a kenseyowską siostrą Ratched. Lewicowa siostra Ratched to raczej jej antyteza, anty-Ratched. Siostra Ratched, jeśli już, była raczej prawicowa. McMurphy, gdyby miał wybierać, miałby ciężki orzech do zgryzienia: prawicowa siostra Ratched z lobotomią i kastracją czy lewicowa anty-Ratched ze zmianą płci, ostatecznie też zwiazaną z kastracją… ta druga chociaż wcześniej pozwoliłaby się zabawić.
Lewicowa anty-Ratched nie jest strażniczką żadnego porządku, ale jego burzycielką, a więc w zasadzie jest tym, czym miał być pacjent kenseyowskiej siostry Ratched, McMurphy. Daleko jednak McMurphy’emu do tego, co prezentują współcześni burzyciele zastanego porządku. McMurphy nie dopisuje do swoich aspołecznych instynktów żadnej filozofii czy ideologii. Nie usiłuje do nich dostosować innych, nie zależy mu na nawracaniu siostry Ratched, czy na tym, aby władze zakładu, w którym się znalazł, uznały jego prawa do bycia tym, kim jest. Taki głupi to on nie był.
To, z czym mamy do czynienia teraz, nie ma jeszcze literackiego odpowiednika. On dopiero najpewniej powstanie. W takim literackim odpowiedniku siostra Ratched będzie już raczej bez pracy, zakład, którym prowadziła zostanie zamieniony na legalny publiczny dom uciech, w którym każdy przedstawiciel pięćdziesięciu orientacji seksualnych znajdzie coś dla siebie. McMurphy czasem będzie tam wpadał a w drodze powrotnej zahaczy o mieszkanie siostry Ratched żeby jej trochę pograć na nerwach. Przed snem zgorzkniała i pozbawiona odniesienia Ratched z rozrzewnieniem wspomni dawne, wspaniałe czasy, kiedy były jeszcze jakieś zasady, których można było strzec, przez co nawet samego McMurphy’ego wspomni z niejaką sympatią. McMurphy zalany w trupa ostatnim świadomym odruchem zatęskni za łamaniem reguł, których strzegła siostra Ratched, a tym samym i za nią, choć nie koniecznie za jej metodami… bo czy można łamać jeszcze jakieś reguły w społeczeństwie, w którym nie ma żadnych reguł, a jedyną regułą – jest ich brak?
I to jest to, do czego dąży lewicowa anty-Ratched – do całkowitej anihilacji swojego pierwowzoru, który w zasadzie już nie jest jej pierwowzorem, ale antytezą. W momencie kiedy zapanuje rzeczywistość do której dąży – nie będzie już sensu prowadzenia tego typu zakładów jakie prowadziła siostra Ratched. Nie będzie norm, których mogłaby strzec, a braku norm strzec nie trzeba – wystarczy pilnować aby nikt już więcej nie wprowadzał żadnych. Do tego wystarczy dać ludziom… niczym nie skrępowaną swobodę.
Jest to ciągle jednak wbrew coraz większym i powszechnym wpływom tych środowisk tylko hipotetyczna sytuacja, do której, moim zdaniem, nigdy nie dojdzie. Przynajmniej nie na taką skalę. Nawet w tej naszej biednej Europie nie uda im się owa rewolucja antykulturalna z bardzo prostej przyczyny: ludzie na ogół nie mają pojęcia z czym to się wiąże. Wystarczy zatem aby te środowiska ujawniły swoje prawdziwe oblicze i cele, aby stracić sympatię większości tych, których udało się im do tej pory pozyskać dla swojej sprawy i zniechęcić do siebie większość tych pozostałych, którzy patrzyli jeszcze na to wszystko z pewnego dystansu.
Jak słusznie zauważa kemir lot nad kukułczym gniazdem to lot niemożliwy, gdyż kukułki nie wiją gniazd a swoje jaja podrzucają do gniazd innych ptaków. Taki lot może być więc alegorią wykorzenienia, antyrodzinnych stosunków, żerowania na zastanym porządku. Kukułki nie dążą jednak do zniszczenia innych gniazd, gdyż już nie miałyby gdzie podrzucać swoich jaj i tym samym przedłużać istnienie swojego gatunku. Zdawałoby się bezmyślna natura po raz kolejny okazuje się być mądrzejsza od człowieka. Tak sparafrazowana “lewica” przejęta przez środowiska mniejszości seksualnych… długo sobie nie polata.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS