– Kluczowe będzie to, żeby zacząć ten mecz z odpowiednim nastawieniem. Też być czujnym, bo Tigres ma bardzo szybkich piłkarzy – i na skrzydłach, i w środku pola – i na pewno oni będą zdeterminowani, by nas pokonać. Zresztą widziałem ich mecz w półfinale [pokonali 1:0 Palmeiras] i naprawdę byłem pod wrażeniem – zachwalał czwartkowych rywali Hansi Flick, trener Bayernu.
VAR z Lewandowskim w roli głównej. I to dwa razy!
Piłkarze Tigres może dużego wrażenia w czwartek nie robili, ale Bayern też nie. Drużyna Flicka więcej była przy piłce, ale z samego bycia przy piłce jeszcze nic nie wynika. Ze strzałów również. Tym bardziej że wiele było niecelnych albo zablokowanych. A jak były celne, to był też VAR, który w 18. minucie nie uznał gola Joshuy Kimmicha. Dodajmy, że ładnego gola – z dystansu. Nahuel Guzman nie miał żadnych szans, ale od razu sygnalizował, że był zasłonięty przez Roberta Lewandowskiego. I sędzia po konsultacji z VAR przyznał mu rację, nie uznał Bayernowi bramki.
Zaraz po przerwie Bayern nadal oddawał strzały, ale i Leroy Sane i Serge Gnabry też nie trafiali w bramkę. A potem znowu potrzebny był VAR. I znowu w sytuacji z Lewandowskim, bo sędzia sprawdzał, czy po strzale Benjamina Pavarda, po którym piłka wpadła do bramki, Polak faktycznie był na spalonym. Nie był. Zmienił decyzję liniowego i tym razem uznał gola Bayernowi.
Lewandowski w tym meczu gola nie strzelił, a nawet nie dograł go do końca – w 73. minucie został zdjęty z boiska (zmienił go Maxim Choupo-Motin). Bayern jednak zdobył kolejne trofeum – w finale pokonał Tigres 1:0 i został klubowym mistrzem świata.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS