Wrzask był niesamowity, nieporównywalny z żadnym innym piłkarzem, kiedy na kilkanaście minut przed meczem spiker wyczytał nazwisko Roberta Lewandowskiego. – Zawsze czekam tutaj na kolejny występ. Grając w domu, czuję dumę. A to jest nasz dom. Mecze na Narodowym są dla mnie wyjątkowe – mówił kilka dni temu Lewandowski. Kapitan reprezentacji Polski na wrześniowe zgrupowanie przyjechał w świetnym nastroju – Czuję się jak dziecko, które dostało nowe zabawki. A im piłkarz jest szczęśliwszy, tym więcej może dać drużynie – dodawał napastnik FC Barcelony.
Lewandowski przyleciał do Polski szczęśliwy. To było widać. Szczególnie w poniedziałek, kiedy kapitan reprezentacji tradycyjnie pojawił się na konferencji prasowej otwierającej zgrupowanie. Przed spotkaniem z dziennikarzami rzecznik kadry Jakub Kwiatkowski prosił, by pytać tylko o sprawy związane z kadrą. Ale Lewandowski sam nawiązywał do tego, co dzieje się w jego klubie. A tam dzieje się świetnie: osiem meczów, 11 bramek, dwie asysty – gol średnio co 58 minut.
Lewandowski w Barcelonie błyszczy od początku sezonu. Ale Lewandowski w klubie, a Lewandowski w kadrze, to dwaj zupełnie różni piłkarze. Niestety. Boleśnie przekonujemy się o tym od lat. Dziś ten kontrast wydaje się jeszcze większy, bo śmiało można zaryzykować tezę, że Lewandowskiemu sposobem gry znacznie bliżej było do kadry z pragmatycznego i poukładanego taktycznie Bayernu, niż z szalonej i momentami chaotycznej Barcelony, która teraz ma słabszy skład od Bayernu, ale La Liga – o czym ostatnio wspominał sam Lewandowski – jest dużo mniej fizyczną ligą niż Bundesliga. I to podoba się Lewandowskiemu w klubie, ale brakuje mu tego w kadrze.
– Tutaj drużyny chcą grać w piłkę – opowiadał ostatnio Lewandowski o swoich pierwszych wrażeniach z hiszpańskich boisk, które są zupełnie inne od wrażeń i warunków, które czekają na niego w kadrze. I w czwartek znowu boleśnie się o tym przekonał.
Lewandowski aż złapał się za głowę
To była 14. minuta. Wszyscy piłkarze z pola szli w stronę holenderskiej bramki, a Lewandowski odwrócony był w ich kierunku. Jakby chciał zapytać, co się właśnie stało. A stało się to, że chwilę wcześniej Holendrzy rozegrali kapitalną zespołową akcję i z łatwością poradzili sobie z polską defensywą. Szczególnie z grającym na lewym wahadle Nicolą Zalewskim i środkowym pomocnikiem Karolem Linettym, który zbiegał i próbował pomagać w obronie.
Lewandowski doskonale widział akcję bramkową Holendrów, choć w niej nie uczestniczył. Przez pierwszy kwadrans w ogóle nie wracał do obrony, a nawet rzadko do pomocy. Nawet gdy rywale rozgrywali piłkę na naszej połowie – a dodajmy, że robili to dość często i łatwo – Lewandowski stał blisko ich pola karnego i czekał na piłkę. A przy okazji skupiał na sobie uwagę przynajmniej dwóch obrońców – najczęściej Virgila van Dijka i Nathana Ake.
Tak było jednak tylko na początku, bo im dłużej trwała pierwsza połowa, tym Lewandowski był aktywniejszy w drugiej linii. A przy tym także poirytowany. I to z każdą minutą było coraz bardziej widoczne. Zaczęło się w 31., kiedy złapał się za głowę po tym, jak Piotr Zieliński zamiast do niego, kopnął piłkę w kierunku holenderskiego bramkarza.
Pomocnik Napoli, który podobnie jak Lewandowski błyszczy w klubie, nie zrozumiał się z kapitanem. Ale takich nieporozumień w czwartek było więcej. Kulminacyjny moment nastąpił tuż przed przerwą – już w doliczonym czasie – kiedy Lewandowski biegł z piłką w środku pola, nagle spojrzał w prawo, ale tam nie było żadnego z naszych graczy. I kopnął piłkę w bok, jakby od niechcenia, do której dopiero po chwili dobiegł grający na prawym wahadle Przemysław Frankowski.
Lewandowski w czwartek nie tylko machał rękami i miał pretensje, bo także podpowiadał kolegom z zespołu. I też robił to często – gestykulował, podchodził, rozmawiał, pokazywał ręką, gdzie w danym momencie powinni zagrać piłkę, czy nawet dyskutował z obrońcami i mówił, jak powinni ustawić się przy rzucie rożnym. To nie były gesty, które wynikały tylko z pretensji, ale też z odpowiedzialności za zespół, który Lewandowski w czwartek momentami też próbował pobudzać i podbudowywać. Jak choćby w 52. minucie, kiedy powinno być 1:1, ale Arkadiusz Milik, który w przerwie zmienił Linettego, z kilku metrów kopnął piłkę nad poprzeczką.
Lewandowski bił wtedy Milikowi brawo, ale później już nie miał wielu okazji do tego, by chwalić kolegów z zespołu. Siebie zresztą też nie miał za co, bo tym razem nie zrobił różnicy. Polska od 60. minuty przegrywała z Holandią 0:2, bo oprócz niemocy w ataku, nie radziła sobie też w obronie. I zobaczyła, jak wiele dzieli ją najlepszych na świecie, jak reprezentację Holandii traktuje Michniewicz. – Z takimi właśnie będziemy grać na mundialu – mówi.
Robert Lewandowski w meczu z Holandią:
- minuty gry: 90
- bramki: 0
- strzały: 0
- strzały celne: 0
- kontakty z piłką: 36
- celne podania: 24/27
- pojedynki (wygrane): 8 (2)
- faule: 0
- faulowany: 1
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS