A A+ A++

Po dotarciu do miejsca, gdzie kiedyś znajdował się klub, „zameldujemy się” na specjalnej mapie. Wtedy na ekranie telefonu wyświetli się film. Zobaczymy w nim legendarnych muzyków, którzy wyjawiają szczegóły nawet najbardziej szalonych przygód, które właśnie tu miały miejsce. Dowiemy się, gdzie powstał pomysł założenia Dżemu, z którego klubu uciekł Lemmy Kilmister i gdzie swoją pierwszą harmonijkę dostał Irek Dudek. No to w drogę!

Osiedle Paderewskiego w Katowicach dziś „zagęszcza” się nowymi apartamentowcami. Czy Hobbit by jeszcze pasował do tego miejsca? Klub nie działa już od 20 lat, ale mimo to wielu wciąż o nim pamięta. Niepozorny, mały, oddalony od centrum budynek przy Granicznej 65 wyglądał w zasadzie trochę jak przybudówka, ale nie miało to większego znaczenia.

Klub Elektromontaż przy ul. Energetyków w Katowicach. materiały Śląski Szlak Bluesa

Był początek lat 90. Osiedle Paderewskiego było wtedy „rockowe”. Zaszyty między drzewami, w pobliżu stawu Łąka Hobbit stał się szybko ulubionym miejscem śląskich bluesmanów i studenckiej braci przychodzącej na regularne jam session z pobliskiej Akademii Muzycznej. W Hobbicie przesiadywał Jan Kyks Skrzek, można było spotkać Kubę Badacha czy Tomasza Organka, ale też ekipę Kalibra 44. Na imprezę otwarcia przyjechało ponad sto osób. Większość nie zdołała wejść do ciasnego środka, więc zabawa w najlepsze trwała przed klubem. Goście cenili sobie, że właściciel miał mnóstwo płyt muzycznych, a barmani puszczali muzykę, której wcześniej nikt nie słyszał.

Lemmy nie wytrzymał

Mury klubu wiele widziały, a już na pewno nikt by się nie spodziewał, że zobaczą lidera grupy Motorhead – Lemmy’ego Kilmistera, który odwiedził Hobbita po jednym ze swoich koncertów w okolicy. Na miejsce Lemmy przyjechał z Andrzejem Urnym z Rudy Śląskiej, kompozytorem i byłym gitarzystą Dżemu i Perfectu. Wszedł mężczyzna w długich włosach (żadne zdziwienie) i nikt go nie poznał. Przynajmniej przez pierwsze kilka minut, bo w końcu jakie jest prawdopodobieństwo, że maleńki bar gdzieś w Polsce odwiedzi taki muzyk. Lemmy po wejściu miał od razu powiedzieć „Oh fuck! What the hell is going on here! Is it always like that?”.

Oboje stanęli sobie ze szklaneczkami whisky w rogu i rozmawiali. Potem dołączali kolejni i kolejni. Nie było seflie i komórek, była tylko rozmowa i stukanie się kuflami. W końcu wokół Lemmy`ego zrobiło się tak gęsto, że ten szybko dopił swoje whisky i uciekł z Hobbita. Więcej go nikt nie widział.

To też w Hobbicie swoje pierwsze pieniądze za koncert zarobił Sebastian Riedel, tam też odbyła się stypa po śmierci jego ojca.

Irek Dudek zagląda przez okno

Z Granicznej przenosimy się w nie tak odległe śródmieście. W historii klubów na stałe zapisał się tam Ciapek. Działał w latach 60. pod adresem Kościuszki 49. Dziś nie ma po nim śladu, są tam biura, fryzjer i kosmetyczka.

Ciapek był pierwszym katowickim klubem studenckim z muzyką na żywo. Ludzie często tam tańczyli, bo nie było wtedy dyskotek. Ciapek był uwielbianym miejscem zabawy, ale miał też jedną wadę – bardzo rygorystyczne zasady odnoszące się do wejścia. Osoby poniżej 18. roku życia mogły o tym zapomnieć.

Dlatego właśnie pod Ciapkiem miesiącami wystawali Irek Dudek z Maciejem Radziejewskim i podsłuchiwali, co się dzieje na scenie. Kiedy nadeszła zima, spod okna przenieśli się do bramy kamienicy, w której działał klub i stali z uszami przyklejonymi do jego tylnych drzwi.

W końcu od basisty Wojciecha Toboła, który często występował w Ciapku, Irek Dudek otrzymał pewnego dnia swoją pierwszą harmonijkę ustną. Toboł bowiem regularnie widywał nastolatków pod oknem, które miało swój widok na scenę. Ci nie odpuszczali i przychodzili regularnie. Toboł miał powiedzieć do Dudka: Masz harmonijkę, może kiedyś z nami zagrasz. Rok później Irek Dudek już koncertował na scenie Ciapka.

Częstym gościem Ciapka był też zespół Polanie, jeden z najlepszych zespołów gitarowych w tamtych czasach, który występował w 1965 roku przed grupą The Animals w katowickiej Hali Parkowej.

Perła w koronie śląskich klubów

Przenosimy się nieco dalej, ale wciąż w centrum Katowic, do obecnego Pałacu Goldsteinów, a raczej jego podziemi. Był rok 74, kiedy przy placu Wolności powstaje Puls.

Koncert w klubie Puls przy placu Wolności w Katowicach.Koncert w klubie Puls przy placu Wolności w Katowicach. materiały Śląski Szlak Bluesa

Mówiono o nim „królewski”, bo w latach 70., w szczycie popularności był wymieniany w jednym szeregu z legendarnymi polskimi klubami jak warszawska Stodoła, czy krakowskie Jaszczury. Mekka bluesa.

Rysiek Riedel umieścił ten klub w jednym z największych polskich przebojów – “Wehikule Czasu”. Jedna ze strof przecież brzmi: „Tylko nocą do klubu Puls, jam session do rana, tam królował blues”, mimo że wiele osób, nie mając pojęcia o tym, śpiewa „do klubu pójść”.

Ciekawsze jest jeszcze to, że Rysiek wcale nie był częstym gościem w Pulsie, gdyż nie był zbyt chętnie wpuszczany do środka przez ochroniarzy. Kiedy jednak trafił tam na samym początku, podszedł wraz z Andrzejem Urnym wprost do Leszka Windera ze Śląskiej Grupy Bluesowej. Oboje chcieli się poradzić, czy w ogóle jest sens, aby szli w muzykę. Winder do dziś wspomina, że kiedy Riedel zaśpiewał, a Urny zawtórował na harmonijce, jemu stanęły włosy dęba – takie to było dobre.

Co to za hołota?

Puls mieścił się w budynku, gdzie wówczas znajdowały się biura Towarzystwa Przyjaźni Polsko- Radzieckiej. Ludzie przyglądający się długowłosemu towarzystwu, które dniem i nocą wchodziło do wnętrz budynku, kiwali głową i komentowali: co za hołota!

Co ciekawe, Puls był klubem studenckim, jednak nie był związany na stałe z żadną uczelnią, ale studenci „walili” tam bez przerwy, szczególnie ci z wydziału jazzu, żeby podglądać bardziej doświadczonych muzyków. Mówiło się nawet, że „grepsy rozdawano za jabola”.

Próby trwały całymi dniami, zespoły czekały w kolejce, niektórzy spali na wąskich parapetach nawet kilka godzin, a wieczorami odbywały się koncerty – to działało na zasadzie barteru. Było ciasno, duszno i zwykle połowa chętnych do wejścia zostawała na ulicy z niczym. To był klimat.

Na jam session w Pulsie przyjechali nawet kiedyś muzycy grupy Procol Harum, którzy wcześniej koncertowali w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca. W Katowicach zjedli kolację, napili się wina i zagrali mniej oficjalnie.

Tam też powstał największy przebój grupy Krzak – utwór „Czakuś”. Poza bluesem w klubie Puls równie często, jak nie częściej gościł jazz, m.in. za sprawą Jarosława Śmietany czy grupy Laboratorium. Spotkać można tam było: Irka Dudka, Jerzego Kawalca, SBB, Dżem, Stanisława Sojkę, Andrzeja Zauchę czy Romana Pazura Wojciechowskiego.

Numer telefonu do Akantu

Idziemy w stronę rynku. Wielu z nas pewnie było w klubokawiarni Akant, która mieści się na tyłach Teatru Śląskiego, przy Teatralnej 9. Przed powstaniem klubokawiarni, która działała jeszcze niedawno, w tym miejscu na przełomie lat 70. i 80. powstał pierwotny Akant.

Do końca lat 90. był to jeden z najsłynniejszych śląskich klubów muzycznych. To tu odbyła się pierwsza Rawa Blues, tu powstało Shakin’ Dudi, tu próby miał Dżem i wreszcie tu odbywały się słynne, piątkowe Piwnice Bluesowe Irka Dudka, które de facto rozciągały Rawę Blues na cały rok. Klub może się pochwalić niezliczoną ilością anegdotek. Na przykład Jan „Kyks” Skrzek, gdy ktoś prosił go o numer telefonu, podawał numer do Akantu, bo tu można było go najczęściej spotkać. To tam też dorobił się swojego słynnego pseudonimu.

Wiele do odkrycia na  Szlaku Śląskiego Bluesa 

Na   Szlaku Śląskiego Bluesa jest o wiele więcej miejsc do odkrycia. Opisane są tak legendarne kluby jak działająca do dziś Leśniczówka w Chorzowie, gdzie swój ostatni publiczny występ dał Rysiek Riedel.

Klub Leśniczówka w Chorzowie przy ul. Alei Muzyków.Klub Leśniczówka w Chorzowie przy ul. Alei Muzyków. materiały Śląski Szlak Bluesa

Ale są też opowieści o malutkich klubach jak ten z Piotrowic – nazywał się Blus, mieścił się pomiędzy ul. Kościuszki i Jankego, a w jego wnętrzach znajdowało się czarne pianino, na którym grywał nawet sam Czesław Niemen.

Klub Blus przy ul. Sobocińskiego w Katowicach.Klub Blus przy ul. Sobocińskiego w Katowicach. materiały Śląski Szlak Bluesa

Szlak Śląskiego Bluesa jest jedynym tego typu projektem na świecie, gdzie po knajpach, klubach i “koncertowniach” oprowadzają osoby, które tworzyły historię muzyki bluesowej na Śląsku i w każdym z tych miejsc spędziły kawał swojego życia. Można go za darmo ściągnąć na iPhone’a, działa także z system Android.

Wszystkie informacje można znaleźć tutaj.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRobert Janowski gorzko o TVP: Nie oglądam. To już nie jest moja telewizja
Następny artykułZakaz przylotów do Polski z lotnisk w 46 państwach. M.in. z Chorwacji i Hiszpanii