A A+ A++

Medycy są w pandemii obciążeni dużą ilością pracy, mają zaburzenia lękowe, depresyjne, zespół stresu pourazowego czy zaburzenia adaptacyjne, związane ze stresem. Ale nie chcą sobie dać pomóc, nie ma w nich pozwolenia na słabość, ani szukania pomocy u psychoterapeuty – mówi w rozmowie z Polityką Zdrowotną prof. Dominika Dudek ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

Katarzyna Nowosielska: Pani Profesor, jaki jest stan zdrowia psychicznego medyków w czasie epidemii? Czy jest różnica pomiędzy tym kiedy przechodziliśmy w ubiegłym roku pierwszą falę walki z koronawirusem a tym, co przyszło do nas na jesieni 2020 r.?

Prof. Dominika Dudek: Wiosną wszystkich nas pandemia niezmiernie zaskoczyła. W marcu czuliśmy atmosferę nadciągającego tsunami. To było jak z kadrów filmu katastroficznego, gdy siedzi się w kawiarni, niby pije spokojnie kawę, ale atmosfera robi się gęsta, muzyka groźna i wiemy, że za chwilę wydarzy się coś złego. Tak było w marcu ubiegłego roku. Wszystko działo się bardzo szybko. Nasz szpital został przekształcony wówczas w jednoimienny, covidowy. Ten sam los spotkał naszą klinikę psychiatrii. Nie wiedzieliśmy co nas czeka i jedyne co było czuć, to atmosferę grozy. 

Jak w tym tsunami można wówczas zachować spokój?

Nie byliśmy na nic przygotowani. Przekształcenia szpitali w covidowe odbywały się w dynamicznym tempie. Tworzyliśmy niekrzyżujące się strefy ”brudne” i „czyste”, opracowywaliśmy procedury mające zapewnić bezpieczeństwo. Najgorszy problem był wówczas z dostępem do środków ochrony osobistej i to nas stresowało. Trudno je było dostać i baliśmy się, że wszyscy się pozarażamy. Staraliśmy się sami załatwiać maseczki, przyłbice, środki odkażające. Wyobraźnia pracowała i podsuwała przerażające wizje duszących się chorych.

Co więcej, dochodziły do nas dramatyczne wieści z Włoch, z Chin o licznych zgonach i to pogłębiało atmosferę grozy. Na wiosnę także z jednej strony klaskano medykom, a z drugiej zaczynał się hejt i np. szykany słowne wobec medyków, których bali się sąsiedzi w blokach. Prosili o to, aby się wyprowadzić bo epidemia się roznosi.

Jesienią 2020 r. także towarzyszyły medykom takie skrajne emocje?

Było już inaczej. Z jednej strony zapanował spokój: nie było już problemu z dostępem do środków ochrony osobistej, mieliśmy sprawdzone procedury, wiedzieliśmy jak należy postępować w różnych sytuacjach. Z drugiej strony zderzyliśmy się z niemożnością systemu. Było dużo zgonów, zwłaszcza na oddziałach intensywnej terapii i medycy czuli nieustannie bezradność. Potęgowaną przez to, że system ochrony zdrowia okazał się być momentami niewydolny, na niektórych odcinkach. Pacjenci byli przewożeni w karetkach z jednego miejsca do drugiego a lekarze czy ratownicy czuli bezsilność. 

Akurat nasz krakowski Szpital Uniwersytecki dzięki bardzo dobremu zarządzaniu i wysiłkom tak Dyrektora, jak i Rektora  dawał nam poczucie komfortu i funkcjonował sprawnie, ale w wielu innych jednostkach bywało różnie.

Światowe badania dotyczące kondycji medyków w czasie epidemii skupiają się także na stresie. W jakim stopniu dotknął on pracowników medycznych w Polsce?

Odczuli to mocno, gdyż są obciążeni dużą ilością pracy, którą dodatkowo utrudnia konieczność wykonywania czynności w plastikowych kombinezonach, maskach i zaparowanych goglach. To jest niełatwe dla pacjenta, który widzi jak do jego sali wchodzi kosmita i nie wie tak naprawdę kto się nim opiekuje, ale i dla samych lekarzy, pielęgniarek czy ratowników medycznych. Muszę tu także oddać hołd personelowi pomocniczemu, salowym, sanitariuszom. Oni też ciężko pracują, są narażeni na stresy i lęk o zakażenie. U niektórych medyków zaś to uczucie spotęgowało się do tego stopnia, że lekarze pracujący przy pacjentach z COVID-19 wyprowadzali się wiosną ubiegłego roku z domu i izolowali od rodziny. Ta rozłąka i poczucie osamotnienia nie było łatwe do przejścia.

W Polsce nie było systematycznych badań na większej grupie medyków na temat stresu spowodowanego epidemią. Takie badania pochodzą już z początków epidemii z Azji i Europy. Wskazywano w nich na to, że u medyków pojawia się bezsenność, przemęczenie, utrata energii, lęk, bóle głowy, objawy psychosomatyczne. Najczęstsze rozpoznania to zaburzenia lękowe, depresyjne, zespół stresu pourazowego czy zaburzenia adaptacyjne, związane ze stresem. 

Jak medycy mogą sobie pomóc, aby pokonać zespół stresu pourazowego?

To co my w ramach krakowskiej Katedry Psychiatrii próbujemy robić, to propozycja wsparcia i terapii. U nas były i są zorganizowane dyżury psychoterapeutów dla medyków i ich rodzin. Ale nie ma dużego zainteresowania. Nie wiem dlaczego, ale medycy mają małą wiarę w to, że mogą sobie pomóc, że da się im pomóc psychologiczne. Poza tym podjęcie terapii wymaga zaangażowania by przyjrzeć się sobie, swoim emocjom i czasu, a to jest dla pracowników służby zdrowia towar deficytowy.  

A ci, którzy się zgłaszali, na co się skarżyli?

Na to, że stres i izolacja powodowały w wielu rodzinach problemy. Zgłaszali się ludzie w sytuacjach kryzysowych. Być może wiele osób się nie odzywa do nas, bo obawia się opowiadania o swoich problemach. Nie ma jakiejś jednej strategii dla pracowników służby zdrowia jak radzić sobie ze stresem. Ale na pewno pomoc medykom utrudnia fakt, że nie ma u nich pozwolenia na słabość. Ani na otrzymanie wsparcia, pomocy. Wielu próbuje utrzymać normalne życie na siłę. A tymczasem jest wśród lekarzy dużo rozwodów. Poza tym, medycy zawsze dużo pracowali. Przynosili problemy ze szpitali, z przychodni do domu. Długie godziny pracy powodują u nich też stres i przemęczenie.

Może chodzi o chęć zarobku?

Człowiek pracuje m.in. po to, aby mieć pieniądze, ale to nie jest główna motywacja: mamy swoich pacjentów, którzy na nas w poradniach czekają i trudno im odmówić pomocy. Tak samo trudno nie porozmawiać z kolegą, który dzwoni późnym wieczorem i chce skonsultować dany przypadek. Ciężko w takich sytuacjach zachować równowagę między pracą a wypoczynkiem. Poza tym dla wielu lekarzy ich praca jest pasją. Ale jednocześnie z racji tego, że dużo pracują i to pod ogromną presją, są narażeni na popadanie w uzależnienia czy na samobójstwa.

W czasie pandemii w ogóle trudno jest odegnać czarne myśli, gdy wie się, że pacjenci nie mogą się dostać do lekarza, bo wszystko z powodu COVID-19 jest trudno dostępne. 

Pandemia nie pozostaje bez wpływu również na stan psychiczny pacjentów. Nie tylko tych covid-owych.

Pacjenci z chorobami przewlekłymi ucierpieli, bo nie było dla nich miejsc na hospitalizację, gdyż w wielu szpitalach wszystko było zarezerwowane dla chorych z koronawirusem. U wielu wystąpił lęk przed udaniem się do placówki medycznej więc osoby np. z bólem zawałowym nie zgłaszały się do szpitala. Ucierpieli także chorzy onkologiczni, którzy zgłaszali się na rozpoznanie w bardzo zaawansowanym stadium choroby. U wielu chorych lockdown i pandemia sprawiły, że zamknęli się oni w domach i mają objawy lękowe i depresyjne. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNa Filipinach chcą zakazać jazdy z pasażerem na motocyklu
Następny artykułNabór na rachmistrzów przedłużono do 16 lutego 2021r.