Utarło się porzekadło, że w czasie wojen i kryzysów różnej maści, najbardziej cenionymi i potrzebnymi zawodami są te wymienione w tytule.
W zasadzie – chyba nie ma sensu wyjaśniać tych zależności – są oczywiste.
Jedyne, co można dodać, to “dopasowanie” tych zależności do obecnych czasów. A tu są pewne różnice.
Lekarz.
Kiedyś lekarz to była osoba patrząca na człowieka holistycznie i potrafiąca dobierać środki stosowne stanowi pacjenta. Oczywiście środki jakimi dysponowali lekarze były skromniejsze, ale za to widziano pacjenta, a nie “przedmiot zabiegu medycznego”.
Obecnie, szpikując adepta szczegółową wiedzą (bardzo bogatą) dotyczących funkcjonowania organizmu człowieka, wraz z postępującą specjalizacją, lekarz przestaje widzieć całość, a koncentruje się na poszczególnych elementach. Do tego w ramach praktyki – nie leczy, a wykonuje procedury medyczne.
Do tego cała medycyna współczesna (przynajmniej w naszej części świata) nastawiona jest na deprecjację naturalnych sposobów, metod i środków leczenia. Często zastosowanie środka naturalnego (zielarstwo choćby) jest penalizowane w środowisku.
Jak to podsumować?
W przypadku kryzysu, gdy lekarze zostaną pozbawieni dostępu do technicznych środków umożliwiających realizację procedur medycznych, ich rola w społeczeństwie może zostać znacznie ograniczona – będą mniej przydatni.
Piekarz.
Chleb przez setki lat stanowił podstawę żywienia, a jego właściwości pozwalały na zapewnieniu podstawowych składników potrzebnych organizmowi do przetrwania. W środowisku słowiańskim chleb żytni był świętością, a zapewniał wszystkie składniki i miał też (właściwie przygotowany) właściwości lecznicze.
My nie należeliśmy do “basenu Morza Śródziemnego” jako rejonu “chleba (pszennego) i wina” – chleb pszenny wymaga dodatku alkoholu, aby mieć pełną gamę składników, gdy chleb żytni wytwarza śladowe ilości alkoholu w żołądku.
Obecnie – nasze jedzenie jest bardziej urozmaicone, co nie znaczy, że zdrowsze. Także chleb “z dodatkami” nie stanowi dobrego produktu. Niemniej w czasach kryzysu zapewne nastąpi powrót do bardziej ograniczonych (czy naturalnych?) metod żywienia, co przywróci rangę zawodu piekarza, chociaż można też twierdzić, że w cenie będą wszystkie zawody związane z produkcją żywności.
Grabarz.
Cóż. Tu sprawa jest oczywista. W czasie kryzysu następuje zawsze wzrost śmiertelności, to i zapotrzebowanie na grabarzy rośnie.
Mamy jednak dwie tendencje.
Jedna – to ewidentny przerost zatrudnienia w tej branży, co wiąże się z bizantyńskimi formami pogrzebów. Chyba nie należy spodziewać się utrzymania takich form przerostu zatrudnienia w branży.
Druga, to możliwość “wykruszania” się kadry grabarzy z racji pojawiających się epidemii, które sięgają w dużej mierze przedstawicieli tego zawodu. Jednym słowem, w takich wypadkach, przydatność i społeczna wycena zawodu rośnie.
Zbliżający się kryzys, którego skutków jeszcze zbytnio nie doświadczamy, ale które to skutki niedługo staną się dotkliwe (jednym z nich będzie – już jest – przypisanie do miejsca pobytu), wymaga rozejrzenie się za przedstawicielami wskazanych zawodów w bliskim otoczeniu.
Już teraz należy zastanowić się nad kwalifikacjami okolicznych przedstawicieli tych zawodów, aby w miarę łatwo skorzystać z ich usług. Bo może okazać się, że internet nie będzie przydatny, a raczej przekaz ustny stanowić źródło informacji.
No, chyba, że wam nie zależy, kto przyklepie łopatą miejsce pochówku i czy nie zrobi tego tak, że zaboli.;-)))
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS