A A+ A++

Kobieta w 17. tygodniu piątej ciąży. Ma już za sobą stratę dziecka z rdzeniowym zanikiem mięśni. Płód wedle badań prenatalnych – z tą samą chorobą. Pacjentka – cierpiąca na liczne i poważne choroby – zagrożona śmiercią. Lekarze w dwóch szpitalach, do których trafia, boją się przeprowadzić aborcję.

Owa ciężarna kobieta z południa Polski, wedle opisu anestezjolożki Krystyny Zdziechowskiej, była „niewydolna krążeniowo, po przebytej chorobie zakrzepowej żył głębokich kończyn dolnych, powikłanej zatorowością płucną, z powodu których otrzymuje dwa leki przeciwkrzepliwe, których nie można odstawić. Na domiar złego na początku tej ciąży musiała być poddana operacji udrożnienia tętnicy biodrowej i udowej z powodu zamykającej światło miażdżycy (operacje pod rentgenem). Dodatkowo na początku ciąży przeszła covid”.

Pacjentka miała wszelkie wskazania do tego, aby przeprowadzić u niej zabieg terminacji ciąży zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem i zwróciła się z taką prośbą do lekarzy. Przyczyna: zagrożenie życia matki. Prawo wciąż dopuszcza taką możliwość.

Konsylium złożone z lekarzy położników, perinatologa, kardiologa i anestezjologa w jednym z dużych warszawskich szpitali po przeanalizowaniu dokumentacji medycznej podpisało protokół o wskazaniach do terminacji ciąży. Jak napisała doktor Zdziechowska, dalszy rozwój ciąży u kobiety z takimi obciążeniami groził ostrą niewydolnością krążenia i zatorowością płucną. Gdyby kobieta dożyła do końca ciąży, musiałaby ona być zakończona cięciem cesarskim, co przy stosowaniu leków przeciwkrzepliwych przez pacjentkę byłoby zabiegiem wysoce ryzykownym.

Wszystko szło zgodnie z planem i prawem, aż do interwencji ordynatora oddziału. Gdy dowiedział się o planowanym zabiegu, natychmiast go odwołał. „Nie szczędząc zespołowi wykrzykiwanej publicznie krytyki, odsyła pacjentkę jak paczkę (w złym stanie fizycznym i fatalnym psychicznym) do szpitala na drugi koniec Polski, skąd kobieta pochodzi. Ordynator oczekuje od lekarzy z konsylium podpisania dokumentów wypisujących kobietę ze szpitala. Odmawiają, musi podpisać sam” – opisywała Zdziechowska.

Był to już 19. tydzień ciąży. W szpitalu, do którego kobieta trafiła w swoich rodzinnych stronach lekarze nie wiedzą, co zrobić z pacjentką, jest dla nich sporym problemem. „Trwają badania, konsultacje, nikt z nią nie rozmawia. Po kilku dniach za radą dobrych ludzi mąż pacjentki (ona nie jest w stanie rozsądnie rozmawiać, głównie płacze) żąda od szpitala oświadczenia na piśmie o dalszym wobec niej postępowaniu. Rodzina otrzymuje dokument, stwierdzający, że zespól kliniki nie widzi wskazań do terminacji ciąży. Po zaktualizowaniu zaleceń kardiologicznych, kobieta zostaje wypisana do domu” – pisze dr Zdziechowska.

Czytaj również: „Jestem w ciąży, płód jest uszkodzony”. Co robić? Które organizacje pomagają?

„Sprawa jest prokuratorska”

Kolejny przypadek – Świętokrzyskie Centrum Matki i Noworodka w Kielcach. Na wizytę zgłasza się Klaudia Kuzdub, pacjentka po terminacji ciąży. O przebiegu badania wiemy dzięki nagraniu, opublikowanym na YouTube. Kobieta od kilku dnia ma plamienia. Przyznaje, że po zażyciu środków wywołujących poronienie. „Skąd pani takie leki zdobyła?” – dopytuje lekarka. „Bo byłam zdecydowana na przerwanie…” – pacjentka próbuje wytłumaczyć swoją decyzję, ale lekarka nie daje jej dokończyć, informując, że „sprawa jest prokuratorska”.

Lekarka nie wie, że nie ma obowiązku zawiadamiać prokuratury. W pierwszej kolejności powinna się zająć zdrowiem pacjentki. – Zadaniem lekarza jest pomoc pacjentce. Nie rozumiem, dlaczego w przypadku aborcji lekarka w pierwszej kolejności pomyślała o zgłoszeniu do prokuratury. Niestety, kilkukrotnie już się spotkałam z tym, że lekarze naprawdę nie wiedzą jakie jest prawo, a mimo tego uważają się za królów życia i śmierci, mają jakieś paternalistyczne podejście do pacjentek i posługują się wobec nich jakimiś mitami. Cały czas myślą, że pacjentki powinny być karane za zrobienie zabiegu, a oni muszą dzwonić do prokuratury. To nie jest odosobniony przypadek.

Organizacja w reakcji na doniesienia o skandalicznych zachowaniach lekarzy przypomniała, że:

1. Zażycie przez osobę w ciąży środków, które skutecznie tę ciążę przerywają NIE WIĄŻE SIĘ Z ŻADNĄ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ KARNĄ dla tej osoby w ciąży.

2. NIE POWODUJE też żadnych konsekwencji dla lekarza/lekarki, który/a się o tym dowiaduje post factum.

3. Personel medyczny nie ma obowiązku ani NIE POWINIEN zawiadamiać prokuratury. To zdrowiem i samopoczuciem pacjentki należy się zająć w gabinecie lekarskim.

4. Gdy od lekarzy słyszymy teksty, jak w tym filmie, “mnie to interesuje prawo, wie Pani? ” to jest nam bardzo smutno. Bo chciałybyśmy, żeby lekarza i lekarkę interesowała w pierwszej kolejności pacjentka.

Jak przyznaje prawniczka Federy, po wyroku Trybunału Konstytucyjnego tych naruszeń prawa i etyki lekarskiej jest więcej. Zapanowała niepewność, jakie przepisy dotyczące aborcji obecnie obowiązują. Lekarze nie zawsze wiedzą, co mogą i powinni robić, gdy w badaniach ujawnią się wady prenatalne, jakie prawa ma w takiej sytuacji pacjentka, jakie rozwiązania można zastosować, gdy ciąża zagraża życiu matki.

– Obecna władza skutecznie wtłacza ludziom do głowy, że aborcja jest zła, że to bardzo groźne przestępstwo. Przy pomocy Trybunału zniesiono przepisy umożliwiające terminację ciąży z powód wad embriopatologicznych płodu. Ludzie myślą, że aborcja została całkowicie zakazana. Nie wiedzą, że wciąż można usunąć ciążę, gdy zagraża życiu matki oraz gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego. Do tego język polityków zmienia narrację, bo są w nim takie sformułowania jak życie nienarodzone, kaprys kobiety, płód ważniejszy niż życie matki. To wszystko sprawia, że sami lekarze zaczynają traktować aborcję jako zło wcielone, ostateczność i coś, czego nie powinno być, czego trzeba unikać i za co trzeba ponieść wielką karę. Boją się i wolą zdjęć z siebie ryzyko niż pomóc pacjentce i powiedzieć „ja mam medyczne przesłanki, żeby zdecydować o aborcji”. Pokutuje bardzo silna stygmatyzacja aborcji – mówi Kamila Ferenc.

Czytaj także: Psychiatra, która pomaga kobietom w dostępie do aborcji. „Trzeba nie mieć sumienia, żeby skazywać kobiety na cierpienie”

„Mnie to interesuje prawo”

„W chwili obecnej, jeszcze przy tej władzy, to chyba są jakieś konsekwencje (…). Mnie to interesuje prawo” – mówi na nagraniu lekarka Świętokrzyskiego Centrum Matki i Noworodka w Kielcach.

A w przepisach nie ma mowy o konieczności zgłaszania aborcji. Kodeks postępowania karnego i kodeks karny jasno wymieniają katalog przestępstw, które należy zgłosić odpowiednim instytucjom, jeśli istnieje podejrzenie popełnienie przestępstwa (inaczej grozi nam kara nawet do trzech lat pozbawienia wolności).

Należą do nich przestępstwa najcięższego kalibru, m.in.: ludobójstwo i zbrodnia przeciwko ludzkości; przestępstwo zamachu stanu; szpiegostwo; zamach na życie Prezydenta RP; zabójstwo; bezprawne pozbawienie wolności; wzięcie zakładnika; przestępstwa o charakterze terrorystycznym; gwałt; wykorzystywanie seksualne małoletnich. Przy pozostałych możemy, ale nie musimy. Nie ma żadnej sankcji za niewypełnienie tego obowiązku.

Do zgłoszeń podejrzenia o popełnieniu przestępstwa zobowiązane są także instytucje państwowe i samorządowe, które w związku ze swą działalnością dowiedziały się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu. W ten sposób interpretują swój obowiązek niektórzy lekarze.

– Lekarze, zanim zgłoszą jakąś sprawę do prokuratury, powinni mieć przekonanie o tym, że mają do czynienia z przestępstwem. A przestępstwem nie są działania, które doprowadziły do poronienia, jeśli kobieta wzięła jakieś tabletki wywołujące poronienie czy zbyt długo jeździła konno. Lekarka powinna przede wszystkim udzielić pomocy swojej pacjentce, wspierać ją, a w tej sytuacji zupełnie tego nie słyszałam. Słyszałam zawstydzanie i zastraszanie. O przestępstwie, dokładniej o dzieciobójstwie, można by mówić po 22. tygodniu ciąży. Ta pani interesuje się prawem tak bardzo, że aż tego prawa nie zna – twierdzi Karolina Więckiewicz, prawniczka, aktywistka z Aborcyjnego Dream Teamu.

„Strach odbiera rozum, łamie etykę lekarską i pruje ludzką przyzwoitość. Jednak zanim zhejtujecie lekarzy, pamiętajcie, że są wśród nich Ci nieliczni – o których zapewne nigdy nie usłyszycie – dzięki którym takie pacjentki, jak ta znajdują jednak pomoc. Znalazł się ktoś kto nie opuścił swojej pacjentki i był z nią w kontakcie telefonicznym. Znalazł się ktoś kto zawiadomił Federę. Znalazł się ktoś, kto po przeanalizowaniu dokumentacji przesłanej przez Federę, zaprosił kobietę do szpitala na drugi koniec Polski i ciążę zakończył. Znalazł się ktoś, kto nie był z góry posłuszny” – napisała anestezjolożka Krystyna Zdziechowska w poście o kobiecie z południa Polski.

Czytaj: „Odwaga” pojedynczego lekarza nie ma znaczenia. Ginekolodzy już nawet rozmawiać się boją

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułHubert Urbański ma cztery córki. Nie każdy rodzic zdecydowałby się na to, co on
Następny artykułBranża turystyczna podniesie się w 2024 r.