A A+ A++

– Jestem usatysfakcjonowany wynikami i stylem – powiedział zdawkowo Kosta Runjaić, jakby sam do końca w to nie wierzył, kiedy w Canal+ przed meczem zapytany został o Legię. Ale opowiadał wtedy nie tylko o swojej drużynie, bo pytany był także o Raków. – To mocny zespół, który pracuje już ze sobą długo. Ma bardzo dobrego trenera z osobowością – chwalił niedzielnego rywala trener Legii, choć nie wskazał zespołu Marka Papszuna jako największego rywala w walce o mistrzostwo Polski, bo w jednym zdaniu wymienił także Pogoń i Lecha.

Zobacz wideo
Hit. Lewandowski tańczył z ojcem Boatenga. “Nie wychodziłby z dyskoteki”

Legia brutalnie sprowadzona na ziemię. “Kompromitacja”

Ocena dość racjonalna, jeśli spojrzymy na poprzedni sezon, kiedy te drużyny zajęły trzy czołowe miejsca w lidze. Ten obecny lepiej od nich zaczęła jednak Legia, która w niedzielę w Częstochowie nawet przez chwilę była liderem. Do 30. minuty, kiedy chwilę wcześniej w polu karnym Iviego Lopeza sfaulował Mattias Johansson. Faul był kuriozalny i bardzo nieodpowiedzialny, bo hiszpański pomocnik – lider drużyny Rakowa – już wybiegał z piłką z pola karnego i oddalał się od bramki Legii. Zdążył jednak jeszcze wsadzić nogę między piłkę i nogi Johanssona, a po chwili sam pewnym strzałem wykorzystał rzut karny.

Było nudno, zrobiło się śmiesznie

Do tego momentu to był mecz dla koneserów. Zamknięty głównie w środku pola, z niewielką liczbą sytuacji oraz strzałów, i właśnie z dużą liczbą fauli. Słowem: nudny i brudny, a później zmieniło się tyle, że zrobił się przy okazji także śmieszny. – Chyba zostawimy to bez komentarza – uśmiechnął się będący w studio Marcin Baszczyński, kiedy w przerwie meczu jeszcze raz zobaczył sytuację Vladislavsa Gutkovskisa. To był już doliczony czas do pierwszej połowy. Napastnik Rakowa miał metr do pustej bramki, ale nie trafił dobrze w piłkę i ta poleciała obok słupka.

Długo wydawało się, że nic tego nie przebije. Tym bardziej że po przerwie to dalej był zamknięty mecz. Wydawało się nawet, że to Legia ma optyczną przewagę, a Raków – choć stworzył dwie okazje po udanym pressingu i błędzie rywali – mimo wszystko chce bronić skromnego prowadzenia. Aż przyszła 79. minuta. Wtedy rezerwowy pomocnik Legii Patryk Sokołowski przed własnym polem karnym w pozornie prostej sytuacji przepuścił piłkę wprost pod nogi będącego za jego plecami Stratosa Svarnasa, który po chwili zaliczył asystę przy golu Bartosza Nowaka.

Legia dalej rozdawała prezenty

Papszun po tym golu nawet specjalnie się nie ucieszył – kamery pokazały, jak po prostu siedzi na ławce. Jakby bardziej nie dowierzał w to, co zrobił Sokołowski, niż zachwycał się tym, co zrobili jego piłkarze. A Legia później rozdawała kolejne prezenty. W doliczonym czasie Rafał Augustyniak, który w niedzielę zaczął mecz jako stoper, w polu karnym przegrał pojedynek z Fabianem Piaseckim. Rezerwowy napastnik Rakowa po chwili zaliczył jeszcze asystę przy drugim golu Nowaka. I to wcale nie musiał być koniec, bo w 94. minucie Piasecki był na minimalnym spalonym, kiedy bramkę zdobył Sebastian Musiolik.

– Co mogę powiedzieć po porażce 0:4? Rzut karny? Shit happens… Takie sytuacje czasem mają wpływ na dalszy przebieg meczu. W drugiej połowie zabrakło nam determinacji. Przede wszystkim w trzeciej tercji boiska – rozkłądał ręce po meczu Runjaić i dodawał, że plan na to spotkanie był inny.

No może i był, ale 0:4 dobrze oddaje, w którym miejscu jest dzisiaj Legia. Jak wiele brakuje jej choćby do Rakowa, czyli głównego faworyta do zdobycia mistrzostwa Polski, który ma do rozegrania jeszcze zaległe spotkanie z Piastem. I choć teraz wciąż jest w tabeli za Legią – na czwartym miejscu, ze stratą punktu – to jeśli je wygra, będzie liderem. Wyprzedzi nie tylko Legię, ale też Pogoń i Wisłę Płock.

Fortuna 1. Liga. ŁKS - Bruk-Bet Termalica Nieciecza 1:1Kosmiczny ścisk w tabeli 1. ligi. Ruch zadziwia, Wisła też, ale inaczej

Legia to wciąż zespół w budowie

A Legia? Przed nią jeszcze wiele pracy. W klubie wszyscy są chyba jednak tego świadomi. Na pewno pamiętają, jak wyglądał poprzedni sezon. Dopiero 10. miejsce w tabeli, blisko trzy miesiące w strefie spadkowej i rekordowe 17 ligowych porażek, a do tego trzech różnych trenerów i nerwy kibiców. – W zeszłym sezonie szorowaliśmy po dnie, broniliśmy się przed spadkiem, a teraz miałbym mówić, że będziemy rywalizować o mistrzostwo czy nawet czołową trójkę? Trochę słabo byłoby opowiadać o takich celach – mówił ostatnio dyrektor sportowy Legii Jacek Zieliński w “Prawdzie Futbolu”.

I trudno się z Zielińskim nie zgodzić, co pokazał także mecz z Rakowem. Nawet nie tyle kuriozalne błędy w obronie, ile niemoc w ataku, gdzie ustawiony ofensywnie zespół Runjaicia – poza nieudaną próbą przelobowania bramkarza przez Carlitosa, kiedy i tak był spalony – nie stworzył sobie żadnej dogodnej sytuacji. Niedzielny mecz z Rakowem pokazał, że trzy zwycięstwa i remis w sierpniu – kiedy trener Legii został wybrany trenerem miesiąca – oraz wygrana sprzed tygodnia z Radomiakiem (1:0), były wynikami ponad stan. Runjaić faktycznie może być z nich zadowolony, choć niekoniecznie powinien ze stylu, bo Legia to wciąż zespół w budowie. I widać było to w niedzielę w Częstochowie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolska technologia II wojny światowej. Radionamiernik Wacława Struszyńskiego
Następny artykułIga Świątek w Tenisowej Galerii Sław. Tyle, że za jakieś… 20 lat