Krok po kroku. Nic na hura. To trzeba usiąść. Na spokojnie. Trzeba pochwalić Legię Warszawa. Wcześniej grała żenująco przez 90 minut, dzisiaj stać ją było na 20 minut niezłej gry. I to na trudnym terenie w Zabrzu. Może tym razem nie udało się zdobyć punktu i legioniści znów dostali w łeb. Ale progres jest zauważalny. A przecież dzisiaj na liście strzelców po stronie Górnika znalazły się poważne nazwiska – Podolski, Kubica… To nie są leszcze.
Nie no, bądźmy poważni.
Legia wchodzi na coraz to wyższy poziom żenady. Ale i dba o to, by te kolejne porażki w lidze nie były po prostu odhaczane. Każda jest inna, każda ma swój wyjątkowy przebieg.
Dzisiaj zespół Gołębiewskiego postanowił podroczyć się z kibicami. Dał sobie wbić dwa gole, później wyszedł na remis, by w 96. minucie powiedzieć jak Testoviron w swoim legendarnym filmie – aaa, nie dla psa, dla pana to.
Zastanawiamy się – co jest dalej? Jakie jeszcze scenariusze szykują nam legioniści? Hat-trick samobójów? Zejście z boiska po godzinie grania? Walkower poprzez zdekompletowanie zespołu?
Owszem, Legia miała dobry moment w tym meczu. Jakiś kwadrans, może 20 minut po przerwie. Faktycznie goście ruszyli ofensywniej, mieli swoje szanse, strzelili dwa gole. Choć też bądźmy sprawiedliwi – Sandomierski nie ma prawa puścić tego strzału Muciego. Nie wiemy, może to jakiś szlachetny gest bramkarza zabrzan. Albo chciał po prostu stanąć w szranki z Misztą o miano największego cudaka w bramce. Piłka leciała prosto w niego, odbił ją rękoma między swoje nogi i wbił do siatki. No jaja. Prezent od Sandomierskiego w połączeniu z golem Wieteski (świetna wrzutka Josue) sprawił, że przez głowę przeszła nam myśl – „ty, a może to jest ten dzień?”.
Górnik Zabrze – Legia Warszawa 3:2. Gospodarze pokazali polot
Ale to było dopiero po przerwie. W pierwszej połowie Legia nie oddała strzału. Nie, nie chodzi o strzał celny. Legia nie oddała ŻADNEGO strzału. A Górnik oddał ich aż dziesięć i prowadził tylko 2:0. Obie akcje bramkowe były przedniej urody – najpierw świetna kontra, genialna wcinka Jimeneza i bardzo dobre wykończenie Janży. A później zespołowa akcja, pójście na przebitkę Podolskiego, pomoc biernej defensywy Legii.
Natomiast Górnik mógł spokojnie mieć dwie bramki więcej. Wieteska zatrzymał bowiem strzał Gryszkiewicza na linii bramkowej (swoją drogą – Wieteska był chyba najlepszym bramkarzem w tym meczu), gdy przy wyjściu z bramki machnął się Miszta. A jeszcze Podolski przypieprzył z dystansu takim wolejem, że w miejscu, w którym piłka trafiła w poprzeczkę, musiało pojawić się jakieś wgłębienie.
Przyjemnie się dziś na ekipę Urbana patrzyło. Nikt nie pękał (poza Sandomierskim). Nawet piętnastoletni (!!!) Dariusz Stalmach, który dziś debiutował w zespole. Rozbroił nas Jan Urban, który przed meczem w Canal+ sam powiedział, że jest ciekaw co ten chłopaczek pokaże, bo nie wie czego do końca się spodziewać. No i młodziak raz za razem sypał piach w tryby Legii.
Być może najlepszy mecz w Górniku rozegrał Podolski. Bawił się na boisku Jimenez. Janża wreszcie wyglądał jak ten Janża, który śmigał sobie wzdłuż linii jak TGV. To był bardzo dobry Górnik. I Górnik zasłużenie wygrał. Oddał więcej strzałów, miał więcej okazji bramkowych, zagrał lepiej w każdym elemencie gry. No i grał do końca. Przy 2:2 sędzia najpierw słusznie nie uznał gola Kubicy (minimalny spalony). Więc co zrobił Kubica? Kilka minut później zdobył niemal identycznego gola. W 97. minucie. Tak to się robi, gdy jesteś lepszy, masz mocniejszy mental i jeszcze niesie cię stadion.
Górnik Zabrze – Legia Warszawa 3:2. Legia rozbita wewnętrznie
Nie wiemy o co chodziło dzisiaj Gołębiewskiemu ze składem. To nie miało prawa wypalić. Ten Charatin w środku pola… Dajcie spokój. My też możemy stać przez trzy kwadranse w kole środkowym. W przerwie trener Legii dokonał zmian, gra gości się poprawiła, ale tu już było za późno.
Poza tym trudno nie odnieść wrażenia, że Legia jest już zdezelowana mentalnie. Artur Jędrzejczyk rzuca kurwami w przerwie przed kamerami Canal+. Ten sam Jędrzejczyk niemal bije się ze Sliszem w końcówce spotkania. Luquinhas wręcz rozpłakany staje do pomeczowych rozmów. Psychologiczny dramat. Kogo dzisiaj tam pochwalić? Wieteskę i Josue? Nie no, naprawdę, klasa. Dwóch gości na piętnastu piłkarzy.
Dwa miesiące dostawania w ryj. Dziesięć porażek w trzynastu spotkaniach. Bilans bramkowy 14:25. 23 punkty straty do lidera. Osiem punktów straty do czternaste w tabeli Wisły Kraków.
Parafrazując Gary’ego Linekera: Ekstraklasa to taka liga, gdzie osiemnaście drużyn rozgrywa mecze, a na koniec Legia i tak dostaje w ryj.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS