Legia rozegrała kolejny dobry mecz, ale w meczu przeciwko Lechii nie była już tak skuteczna, jak w Białymstoku, gdzie zwyciężyła 5:2. Dominacja gospodarzy była momentami wręcz miażdżąca, ale im bramki gości, tym mniej było pomysłu na wykończenie kolejnych akcji. To co legioniści zafundowali swoim kibicom w ostatnim spotkaniu tego roku na Łazienkowskiej, przypominało mecze ligowe w Płocku z Wisłą (1:2) i u siebie z Pogonią Szczecin (1:1). Zespół Kosty Runjaicia pięknie rozgrywał piłkę “od tyłu” i utrzymywał się przy niej, ale nie miał pomysłu na wykończenie kolejnych akcji.
Brak “armat” w ataku Legii spowodowany był brakiem jej, teoretycznie, najgroźniejszego napastnika – Carlitosa. Hiszpan na ostatnim treningu przed spotkaniem z Lechią doznał drobnego urazu. Runjaić wolał nie ryzykować i dał Carlitosowi odpocząć. Do gry ma być jednak gotowy już we wtorek na kolejny mecz z Lechią, tym razem w Pucharze Polski.
Podwójne urodziny
Drugim nieobecnym był Artur Jędrzejczyk, który ma skręcony staw skokowy i też my lada moment być gotowy do gry, ale w Gdańsku i tak nie wystąpi, bo pauzuje za żółte kartki.
“Jędza”, a także Kacper Tobiasz, w dniu meczu z Lechią obchodzili urodziny – kapitan 35., a młody golkiper 20. Bramkarz Legii przeciwko gdańskiemu zespołowi rozegrał kolejny dobry mecz. Lechia rzadko przedostawała się pod jego bramkę, ale umiała stworzyć groźniejsze sytuacje niż przeważający gospodarze.
Legia w pierwszej połowie rak naprawdę tylko dwa razy poważniej zagroziła bramce, której bronił były gracz stołecznego zespołu – Dušan Kuciak. W 15. min Bartosz Kapustka, który napędzał prawie każdy atak gospodarzy, uderzył z dystansu i piłka odbiła się od słupka.
Drugą doskonałą okazję miał Ernest Muci, który po podaniu Pawła Wszołka próbował uderzać z 11 m, ale się poślizgnął i nic groźnego z tego nie wyszło.
Gol między nogami
Do przerwy był remis 0:0 i nawet biorąc pod uwagę różnicę w tabelo między wiceliderem z Warszawy a Lechią, która dopiero co opuściła strefę spadkową, nie był dużym zaskoczeniem. Lechia na wyjazdach jest bowiem ostatnio groźniejsza niż u siebie – w gościach zdobyła więcej punktów niż w Gdańsku.
Po przerwie Legia nadal atakowała. W końcu zaczęła też kończyć swoje akcje strzałami – były one jednak albo niecelne, ale świetnie bronił je Kuciak.
W 57. min Lechii po raz pierwszy po przerwie udało się wyjść ze składną akcją po bramkę rywali. Jakub Kałuziński oszukał dwóch rywali i podał do nie pilnowanego Łukasza Zwolińskiego, który wpakował piłkę do siatki między nogami Tobiasza.
Legia rzuciła się do ataku i po chwili powinno być 1:1, ale Muci nie wykorzystał świetnego podania od Josue i nieczysto uderzył na bramkę Kuciaka. Bramkarz gości był prawdziwym bohaterem swojego zespołu. W świetnym stylu wybronił kilka groźnych strzałów m.in Bartosza Slisza w 68. min.
Przed meczem trener Runjaić chwalił swoich piłkarzy za dobrą grę w ofensywie w ostatnich meczach i ganił za słabą grę w obronie. Wczoraj defensywa wyglądała lepiej. Legioniści znowu zgubili gdzieś skuteczność. Końcowe minuty to ciągły napór gospodarzy, “czerwony autobus” Lechii w polu karnym i genialne parady Kuciaka.
W 74. min Legia zdołała wyrównać. Kapustka fantastycznie uderzył zza pola karnego, piłka odbiła się od poprzeczki, potem od pleców Kuciaka i wpadła do bramki! Były bramkarz Legii miał niebywałego pecha. Zamiast zostać największym bohaterem meczu, stał się jego największym pechowcem.
W 87. min Lechia znowu nie miała szczęścia pod swoją bramką po strzale Blaża Kramera zakotłowało się pod bramką Kuciaka, a najlepszym refleksem wykazał się Yuri Ribeiro, który chwilę wcześniej pojawił się na boisku. Legia wyszarpała wygraną 2:1, ale była ona jak najbardziej zasłużona. “Jędza” i Tobiasz mieli udane urodziny.
Legia Warszawa – Lechia Gdańsk 2:1 (0:0)
Bramki: Dušan Kuciak (74. samobójcza), Yuri Ribeiro (87.) – Łukasz Zwoliński (57.) … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS