A A+ A++

PP: drugoligowiec ośmieszył drużynę z ekstraklasy. “Przepraszam”

Materiały prasowe / Grzegorz Radtke / Lechia Gdańsk / Na zdjęciu: Lechia Gdańsk po fatalnym meczu przegrała w Grodzisku Mazowieckim
zdjęcie autora artykułu

– Ze swojej strony chcę bardzo przeprosić kibiców, bo był to najsłabszy występ Lechii pod moją wodzą – mówił trener Lechii Gdańsk Szymon Grabowski po odpadnięciu z Pucharu Polski z drugoligową Pogonią Grodzisk Mazowiecki.

W tym artykule dowiesz się o:

Betclic II liga
Pogoń Grodzisk Mazowiecki
Szymon Grabowski
Puchar Polski
PKO Ekstraklasa
Lechia Gdańsk

To była po prostu kompromitacja. Nie da się użyć bardziej łagodnych słów w odniesieniu do tego, co pokazała we wtorek w Grodzisku Mazowieckim drużyna Lechii Gdańsk. Beniaminek PKO Ekstraklasy nie pokazał w zasadzie nic i odpadł z Pucharu Polski po konkursie rzutów karnych. Nie było mowy o niefarcie, niezasłużonej przegranej. Pogoń była drużyną lepszą niemal w każdym elemencie gry (—–> RELACJA).

– Wygrał zespół lepszy. To było zasłużone zwycięstwo gospodarzy, a nam pozostaje się z tym pogodzić. Ze swojej strony chcę bardzo przeprosić kibiców, bo był to najsłabszy występ Lechii pod moją wodzą. Wstydliwa porażka i zachowania boiskowe, które nie przystoją drużynie z Ekstraklasy. Nie udźwignęliśmy tego ciężaru – mówił trener Szymon Grabowski na konferencji prasowej.

Lechia nie pokazała absolutnie nic w ofensywie, a ponadto po raz kolejny popełniła szkolne błędy w obronie. W Ekstraklasie zdarza się to notorycznie, natomiast wydawać by się mogło, że z rywalem drugoligowym uda się wprowadzić trochę spokoju. Nic bardziej mylnego.

– Przygotowywaliśmy się do tego meczu, jak do ligowego. Z dużym szacunkiem podeszliśmy do przeciwnika, ponieważ Pogoń jest bardzo groźna w lidze, dobrze czuje się na własnym boisku. Widać to nie tylko w tabeli, ale i w sposobie atakowania. Braliśmy pod uwagę, że będziemy mieli problemy w fazie defensywnej. Dla niektórych zawodników Puchar Polski jest czymś nowym. Wydawało się, że powinniśmy dowieźć korzystny wynik do końca, a stało się inaczej i to pomimo tego, że na boisku byli już bardziej doświadczeni zawodnicy niż ci, którzy zaczęli od 1. minuty – komentował trener Lechii.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za strzał! Gol “stadiony świata” w Argentynie

Czy trener Grabowski przekombinował ze składem? Przeprowadził aż dziewięć zmian w porównaniu do sobotniego meczu z Jagiellonią Białystok. Ostali się jedynie Dominik Piła i Bohdan Wjunnyk, którzy nie mają zmienników.

– Myślę, że nie przekombinowałem. Od początku mieliśmy pomysł, by dać zagrać zawodnikom, którzy w lidze mają mniej minut. Ktokolwiek by na boisko nie wyszedł, powinien się prezentować tak, byśmy po 90 minutach jechali do Gdańska jako zwycięzcy. Cały czas była w nas pokora i szacunek do przeciwnika. Zawodnicy, którzy do tej pory grali mniej, mieli naprawdę duże pole do popisu. Mogli dać mi argumenty, by w piątek i w kolejnych tygodniach wychodzić w wyjściowym składzie – przyznał Grabowski.

Czy dali te argumenty? To raczej wątpliwe. Najlepiej zaprezentował się… Bohdan Sarnawśkyj, który ostatnio stracił miejsce w bramce na rzecz Szymona Weiraucha. Z kolei Miłosz Kałahur, Karl Wendt, Tomasz Neugebauer, Serhij Bułeca, czy Loup-Diwan Gueho zaprezentowali się po prostu skandalicznie. Marudzili, chcieli grać więcej, a gdy dostali szansę, to zawiedli na całej linii.

Błędy w obronie? Przy straconym golu w czwartej minucie doliczonego czasu zabrakło jedynie czerwonego dywanu. – Mamy to zdiagnozowane, ale na tę chwilę eliminowanie tych błędów idzie nam za wolno. Musimy być mądrzejsi, bardziej odpowiedzialni, bo w dużej mierze chodzi o odczytywanie sytuacji, kiedy mamy wychodzić wyżej za przeciwnikiem, kiedy mamy asekurować, wygrać pojedynek w powietrzu, bądź zebrać drugie podanie. Z tym jest problem, bo środek jest bardziej odkryty – mówi Grabowski.

Już po konferencji prasowej dopytywaliśmy trenera Grabowskiego o różne kwestie, m.in. o zdrowie Camilo Meny i Maksyma Chłania, których zabrakło w Grodzisku Mazowieckim. Miało to związek z kontuzjami. Jest niemal pewne, że Ukrainiec zdąży wykurować się na piątkowy mecz z Widzewem Łódź, z kolei sytuacja z Meną jest nieco bardziej skomplikowana – może być gotowy, ale nie musi. Kolumbijczyk narzeka na problem z kolanem. Żadnych przeciwwskazań nie ma natomiast w odniesieniu do Conrado. On po prostu dostał we wtorek wolne, ponieważ w ostatnim czasie grał dużo i potrzebował chwili wytchnienia.

z Grodziska Mazowieckiego Tomasz Galiński, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCichy problem wymagający uwagi, czyli elementy hazardu w codzienności dzieci i młodzieży
Następny artykułThree Mile Island znowu otwarte! Elektrownia jądrowa zasili AI Microsoftu!