Lechia przystępowała do spotkania z Pogonią po serii sześciu meczów bez porażki (w tym cztery zwycięstwa), ale niemal w każdym z nich oddawała piłkę rywalowi, cierpliwie czekając na swoje szanse w ofensywie. To nie był zespół dominujący, bardziej wyczekujący, jednak mający swój pomysł na grę.
– Zdaję sobie sprawę, że często wygrywamy mecze nie samym potencjałem, ale sprytem, sposobem czy taktyką – mówił przed spotkaniem w Szczecinie trener Lechii Piotr Stokowiec. I w spotkaniu z Pogonią postanowił pójść na całość.
Tylko w pierwszej połowie lechiści trzy-cztery razy zmieniali ustawienie. Raz było to 3-5-2 z Conrado na prawym wahadle i Rafałem Pietrzakiem na lewym, innym razem 4-1-4-1 z Łukaszem Zwolińskim jako bocznym pomocnikiem, momentami 4-4-2. Z jednej strony pewnie miało to zaskoczyć rywala, ale bardziej było reakcją na przebieg boiskowych wydarzeń. A te, może poza samym początkiem, układały się zdecydowanie na korzyść zespołu ze Szczecina.
Lechia Gdańsk bez sztycha w ofensywie
Gospodarze zdominowali środek pola, szybko namierzyli słabszy punkt rywala (prawa strona) i co chwila nacierali na bramkę Lechii. Za dużo swobody miał Rafał Kurzawa, który oddał trzy strzały z dystansu, jednak miał duże problemy z ich jakością. A kiedy w końcu przymierzył solidnie, świetnie spisał się Dusan Kuciak. Bramkarz gdańskiego zespołu w dobrym stylu odbił również uderzenia Sebastiana Kowalczyka i Michała Kucharczyka, z kolei Adrian Benedyczak przymierzył minimalnie niecelnie.
Z kolei Lechia nie była w stanie skonstruować żadnej sensownej akcji. Zresztą w obliczu wysokiego pressingu Pogoni często kończyły się one po dwóch-trzech podaniach oswobadzającym wykopem byle dalej od własnego pola karnego. Koncepcji w ofensywie nie było żadnej. Zwoliński chyba sam nie wiedział, gdzie ma grać, Jarosław Kubicki i Maciej Gajos zostali nakryci czapką przez rywali, a Conrado był niczym lekkoatleta. Owszem, biegał, ale nic poza tym. W tej sytuacji kompletnie niewidoczny był również Flavio Paixao. Efekt? Zero zagrożenia i raptem jeden strzał w kierunku bramki Pogoni – Jana Biegańskiego z jasnym przesłaniem “byle nie było kontry”. Piłka wylądowała w trybunach.
Zagrali odważniej i zostali skontrowani
Naprawdę momentami aż trudno było uwierzyć, że czwarty zespół w tabeli ma tak mało do zaproponowania w grze ofensywnej. Po przerwie coś w tym względzie drgnęło. Lechia podeszła trochę wyżej pod pole karne rywala i spróbowała postawić rywalowi trudniejsze warunki. W 54. min udało się nawet oddać pierwszy celny strzał (Flavio), ale wynudzony do granic możliwości Dante Stipica wyłapał go z uśmiechem na ustach. Za chwilę nieco lepiej niż w pierwszej połowie uderzył Biegański, ale znów niecelnie.
Po godzinie gry trener Stokowiec postanowił powtórzyć manewr, który przyniósł efekt w poprzednim meczu z Wisłą Kraków. Za Rafała Pietrzaka wszedł Kenny Saief, a na obronę został cofnięty Conrado. I od razu lewy korytarz mocno się uaktywnił. Właśnie ta dwójka przeprowadziła ładną akcję, jednak Brazylijczyk w niezłej sytuacji nie trafił w bramkę. Za chwilę jeszcze dwukrotnie groźnie szarżował, ale brakowało mu precyzji w dośrodkowaniach.
I kiedy wydawało się, że obraz meczu powoli się zmienia, a Lechia zaczyna podnosić głowę, zabójczą kontrę wyprowadzili gospodarze. Biegański przegrał pojedynek w środku pola z powołanym do reprezentacji Polski 17-letnim Kacprem Kozłowskim (pojawił się na boisku chwilę wcześniej), a ten zagrał w tempo do Michała Kucharczyka. Doświadczony skrzydłowy przełożył sobie piłkę na lewą nogę i precyzyjnym strzałem pokonał Kuciaka.
Maciej Gajos nie sprawił sobie prezentu
Lechia mimo straty bramki była już w nastroju bardziej ofensywnym i dość szybko powinna wyrównać. Kolejną kapitalną akcję przeprowadził Conrado i – co ważne – zakończył ją perfekcyjną wrzutką na głowę Macieja Gajosa. Jednak obchodzący w dniu meczu 30. urodziny pomocnik Lechii uderzył źle – lekko i prosto w Stipicę.
Potem po ładnym podaniu Żarko Udovicica (kolejna niezła zmiana) groźnie uderzał Zwoliński, ale bramkarz Pogoni znów był czujny. W samej końcówce jeszcze raz próbował Gajos, było kilka groźnych dośrodkowań, z daleka uderzał Conrado – jednak to wszystko było za mało. Porażka w Szczecinie to kara za zmarnowane 45 minut, kiedy Lechia prezentowała klasyczny antyfutbol. Po przerwie pokazała lepsze oblicze, paradoksalnie właśnie wówczas straciła gola. Ale przegrała jak najbardziej zasłużenie.
Pogoń Szczecin – Lechia Gdańsk 1:0 (0:0)
Bramka: Kucharczyk (69.)
Pogoń: Stipca Ż – Bartkowski, Zech, Triantafyllopoulos, Mata – Dąbrowski, Kowalczyk – Kurzawa (71. Drygas), Gorgon (65. Kozłowski), Kucharczyk (83. Frączczak)- Benedyczak (65. Zahović)
Lechia: Kuciak – Kopacz, Maloca, Tobers – Conrado, Biegański, Kubicki Ż (81. Udovicić), Gajos Ż, Pietrzak (62. Saief Ż) – Zwoliński Ż, Flavio Paixao.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS