Lech Poznań ustępujący pola np. Pogoni Szczecin pokazuje, że miał i nadal ma całkiem niezły pomysł na stworzenie klubu piłkarskiego w Polsce. Tylko pomysł jednak, bo zrealizować go nie potrafi. Zrobią to prawdopodobnie inni, którzy mają o tym większe pojęcie.
Samowystarczalność, dobra infrastruktura, akademia piłkarska i oparcie się na własnych wychowankach – idea, którą posługuje się Lech Poznań jest godna pochwały. Odświeżyła ona bowiem polski futbol, uwolniła go od przywiązania do pewnych obowiązujących tu od lat 90. schematów.
Nie poszedł jednak za nią wynik sportowy, co sprawia, że pomysł Lecha na swoje funkcjonowanie można rozpatrywać jedynie w kategoriach przedsiębiorstwa handlowego, ale już nie klubu sportowego. Sens i uzasadnienia klubu sportowego, który chce pozostawać w relacji z kibicami, jest bowiem inny. To dążenie do wyniku, który ma radować kibiców. Wszystko, co klub robi i co planuje musi być podporządkowane temu wynikowi, w przeciwnym wypadku traci on rację bytu jako jednostka sportowa.
Swego czasu Lech Poznań był awangardą, jeżeli chodzi o pomysł na konstrukcję klubu. Przypomnijmy – w wielkim skrócie chodziło o to, aby zbudować dobrą infrastrukturę, uniezależnić się od transferów zewnętrznych w maksymalnym możliwym stopniu, szkolić swoich piłkarzy, którzy są bardziej związani z klubem, lepiej rozumieją jego styl i istotę i wreszcie którzy są łatwiejsi w dalszej sprzedaży jako łakomy kąsek dla klubów zagranicznych.
Ta idea już w Lechu została z czasem zmodyfikowana, gdy wychowankowie zaczęli grać w drużynie coraz krócej i sprzedawano ich coraz szybciej. Weźmy Jakuba Modera – rola, jaką odegrał w Lechu, była krótkotrwała. Odszedł po zaledwie pół roku błyszczenia w lidze. To pewien mocny i widoczny trend – świetne szkolenie coraz słabiej przekładać się będzie na wynik pierwszej drużyny, bo wychowankowie grają tu coraz krócej i nie w Lechu, nie wraz z jego sukcesami się rozwijają. Tutaj tylko rozbłyskują.
A zatem Lech i tak musi dokonywać transferów, które często wychodzą mu kiepsko. Trener otrzymuje zespół słabo zbilansowany, którego piłkarski reaktor sporadycznie tylko pracuje na 100 procent mocy. Najczęściej nie rozgrzewa się solidnie.
W efekcie Lech staje się jedynie modelem potęgi, paradygmatem piłkarskiej siły i w gruncie rzeczy pewnego rodzaju iluzją. Ma markę, pieniądze, potencjał, spore zainteresowanie ludzi i ogromne możliwości, ale nie korzysta. Przez wiele lat zresztą nie musiał, bo trwał w słusznym latami przekonaniu, że ostatecznie i tak jakoś w tej polskiej czołówce będzie. Jakoś do tych pucharów awansuje i nawet jeśli nie zostanie mistrzem – a od 2015 roku nie zostaje – to sezonu nie straci i płynność sportowo-finansową utrzyma.
Lech obrósł mchem jakośtobędzizmu, zgnuśniał w arkanach działań, które dawały mu miejsce w polskiej czołówce, ale niewiele miały wspólnego z prawdziwą determinacją w walce o sportowy szczyt. A w sporcie tylko to ma sens – głęboka determinacja, by wygrać. Nie zamiar ewentualny, nie dopuszczanie takiej możliwości, nie “zobaczymy, jak to będzie”, ale silna determinacja i niestrudzona dzielność w dążeniu do celu. Lech dąży do niego w sposób, jaki Anglicy nazywają “so so”, czyli “tak sobie”. A to znaczy, że w gruncie rzeczy nie uprawia sportu, jedynie funkcjonuje. Dobrze, w kwestiach infrastrukturalnych i organizacyjnych może i nawet bardzo dobrze, ale to nie jest sport.
Fakt, że w tym roku Lech znalazł się już na trzynastym miejscu, a tabelę otwiera Pogoń Szczecin sprawia, że budzi się refleksja. Otóż do tej pory Kolejorz mógł zakładać, że z Legią może nie ma szans (czy to naprawdę jest słuszne założenie?), ale niewiele jest jednocześnie innych klubów, które trwale mogą go zdystansować. Obecna refleksja zmierza do tego, że to jednak możliwe. To się dzieje.
Kluby takie jak Pogoń Szczecin, Śląsk Wrocław czy nawet Raków Częstochowa zaczynają Lechowi pokazywać, że wiele rzeczy potrafią robić lepiej albo równie dobrze jak on, chociażby coraz lepiej szkolą i również wpuszczają w swoje szeregi wychowanków. Klub ze Szczecina to znakomity przykład ofensywnej próby przełamania monopolu Lecha w kwestii szkolenia. Dotąd poza Kolejorzem rzadko zdarzały się wielomilionowe transfery utalentowanych graczy z innych klubów, teraz są coraz częstsze.
Lechowi grozi zatem nie tylko to, że w koślawym rozumieniu idei sportu skupi się na poprawnym funkcjonowaniu i pozbawiony zostanie trofeów. Grozi mu również, że przestanie być awangardą w tworzeniu nowoczesności w konstruowaniu klubu. Już przestaje. A to może oznaczać przetasowania w układzie sił w polskim futbolu i Ekstraklasie, jakich Kolejorz się nie spodziewa. To już przecież ma miejsce.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS