A A+ A++

Kaniów to niewielka miejscowość kilkanaście minut drogi od Bielska-Białej. Na co dzień niewiele się tu dzieje, a spokój od czasu do czasu zakłócają tylko małe samoloty startujące z pobliskiego parku lotniczego.

Poniedziałkowy poranek byłby tu równie senny jak inne, gdyby nie intensywny ruch przy około dwudziestu domach w rejonie ulic Dankowickiej i Grobel Borowa. W niedzielne popołudnie – dzięki filmikom nagranym przez mieszkańców telefonami komórkowymi – cała Polska zobaczyła, jak trąba powietrzna zdmuchnęła dachy z domów.

Po kilkunastu godzinach śladów po przejściu żywiołu wciąż nie brakuje. Pomiędzy budynkami przykrytymi przez strażaków wielkimi płachtami folii walają się pomięte kawałki blachy, która jeszcze wczoraj leżała na dachach, deski, dachówki, a nawet kawałki murów zerwane razem z poszyciem.

Płoty są tak naszpikowane fruwającą w powietrzu wełną mineralną ocieplającą wcześniej budynki, jakby ktoś specjalne zadał sobie trud wpychania jej w oczka ogrodzeń. Wzdłuż drogi ciągną się zerwane kable, a pomiędzy nimi leży metalowa brama garażowa, zmięta jak kawałek papieru. Tu i ówdzie straszą powybijane okna, a o przydomowych szklarniach przypominają tylko kawałki szyb w metalowych ramach.

– Panie Piotrku, pan skoczy jeszcze po kilka cegieł, bo zabrakło – krzyczy ze szczytu dachu robotnik, stawiający na nowo powalony w niedzielne popołudnie komin. Przy domach warczą silniki koparek, uwijają się pracownicy firm telekomunikacyjnych, krążą przedstawiciele firm ubezpieczeniowych.

Trąba powietrzna na urodziny

Mieszkańcy, zdenerwowani i z podkrążonymi oczami, starają się sprzątać i zabezpieczać to, co jeszcze się da. Niektórym pomagają sąsiedzi i znajomi.

Starszy mężczyzna stojący przed jednym z domów własnoręcznie nie może zrobić nic. Ma chore biodra. Musi liczyć tylko na innych.

– Ledwo się wlokę o kuli, po tych dwóch schodach nie mogę zejść. Dzisiaj mam urodziny, 64 lata kończę. Fajny prezent, nie? Pasuje jak… Ech, nie będę bluźnił – mówi Jan Kucharski. Tak ma w dowodzie, bo od bajtla mówią na niego Jarek.

W niedzielne popołudnie siedział sobie w pokoju i odpoczywał. Nie spodziewał się niczego złego, zresztą nic tego nawet nie zapowiadało.

– To wszystko nie trwało nawet minuty. Wiał taki lekki wiaterek, a potem nagle coś się stało. Nawet specjalnego hałasu nie słyszałem. Dopiero jak wyszedłem przed dom, to zobaczyłem, że nie mam połowy dachu, a u sąsiada cały zleciał – mówi Kucharski.

Opowiada, że sam ten dom wybudował, potem przepisał go na córkę. – Nie mam teraz ani pieniędzy, ani pomysłu, co zrobić. Najgorsze jest to, że nawet prądu nie mam, bo od słupa to trzeba zrobić przyłącze na własny koszt – rozkłada ręce mężczyzna.

Usuwanie skutków zniszczeń spowodowanych trąbą powietrzną w Kaniowie Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

Dom na razie przykryli mu folią strażacy. Co będzie dalej, tego pan Jarek nie wie. Zwłaszcza jak zacznie padać.

Opadów obawia się też mieszkająca obok pani Aleksandra. – Widzi pan, jak dzisiaj jest, mżawka leci, a zaraz z tego będzie deszcz. Trąba powietrzna pościągała nam dachówki z połowy domu i całego garażu, trzeba się spieszyć z odbudową – mówi kobieta. Dlatego jeszcze w niedzielę, ledwo zdążyli się uspokoić, załatwiali firmę, żeby od poniedziałku zaczęła prace.

W ich domu też trwało leniwe niedzielne popołudnie. – Była cisza, przyszedł malutki wiaterek, a potem nagle tornado, jakby pędzący pociąg w nas wjechał. Gdy popatrzyliśmy w okna, to już wszystkie blachy z okolicznych domów leciały. To były sekundy. Jak usłyszałam, że nam rozbiło szyby w domu, to już wiedziałam, że coś się stało. Pobiegliśmy się schować do piwnicy. Dopiero potem wyszliśmy na zewnątrz i zobaczyliśmy co. Teściowie to starsze osoby, ciężko to przeżyli – mówi pani Aleksandra.

Garaż przeleciał nad domem i rozbił się o słup

Trąba powietrzna przeszła pasem szerokości kilkudziesięciu metrów. Poza nim nie złamały się nawet kwiatki w ogrodach, a na granicy działania żywiołu zniszczenia są stosunkowo niewielkie.

Jedynymi śladami na posesji Haliny i Jerzego Bobowskich są połamane gałęzie na trawniku, pęknięcie w dachu i wbity w kolorową elewację kawałek drzewa. Gdyby chcieć to zrobić samemu, pewnie trzeba by użyć młotka. – Popatrz pan, jak to się wbiło. Miesiąc temu elewacja była remontowana. Ale to nieważne, myśmy mieli dużo szczęścia, sąsiedzi strasznie ucierpieli – mówi pani Halina.

Usuwanie skutków zniszczeń spowodowanych trąbą powietrzną w KaniowieUsuwanie skutków zniszczeń spowodowanych trąbą powietrzną w Kaniowie Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

Do tej pory wraz z mężem tylko w telewizji widziała trąby powietrzne przechodzące nad Ameryką. W niedzielę taki żywioł otarł się o ich dom. – Wcześniej nie było grzmotów, opadów, niczego. Potem było tylko takie jakby uderzenie powietrza. Trwało to może piętnaście sekund i już wszystko nad nami fruwało. Nie zdążyliśmy nawet pobiec po kwiatki na taras – mówi pan Jerzy.

– Sąsiedzi mieli garaż zakotwiony betonowymi płytami. Pofrunął nad nami i zatrzymał się na tym drewnianym słupie przy drodze. Jak leciał, to smyrnął nam dach, mamy taką niewielką dziurkę. A betonowa płyta spadła na dach sąsiadów tu obok. Mieliśmy dużo szczęścia – dodaje Jerzy Bobowski.

Zdecydowanie mniej miała go mieszkająca za płotem pani Joanna. Z jej domu, który stał na drodze trąby, odleciało 60 metrów kwadratowych dachu, od niedzieli nie znalazła też okna, które pewnie leży gdzieś we wsi. Do tego dochodzi uszkodzona wiata, powalone drzewa w ogrodzie, poniszczone balustrady i pergola.

Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

– Nawet część ciuchów mi wyssało z pokoju. Nie wiem, gdzie są kurtki wiszące na stojaku. Pewnie gdzieś w okolicy. To była niesamowita siła. Siedziałam na łóżku z laptopem, zdążyłam tylko wstać, żeby zamknąć okno. Powiedziałam synowi, że coś się dzieje, i usłyszałam tylko szum, jakby 20 pociągów nadjechało. I już było po wszystkim – opowiada pani Joanna.

Jest pełna wdzięczności i szacunku dla strażaków, którzy pomagali ludziom przez wiele godzin. Swoje straty szacuje na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Dlatego cieszy się, że ma ubezpieczenie, choć trąby powietrznej nigdy by się nie spodziewała. – Nie dostaliśmy nawet żadnego powiadomienia, a tu nam płytami chodnikowymi nad domami rzucało. Boję się teraz. Nie mogłam zmrużyć oka. Leki podmuch wiatru, a ja już byłam przy oknie – mówi z rezygnacją.

Powrót do normalności zajmie długie tygodnie

– Mamy teraz wielkie sprzątanie i zabezpieczanie domów, bo pogoda jest, jaka jest. Nie daj Boże, żeby przyszedł silniejszy wiatr, bo mieszkańcy zostaliby pozbawieni nawet tych folii, które położono zamiast dachów – mówi krzątający się pomiędzy domami Artur Beniowski, wójt gminy Bestwina, w której leży Kaniów.

Wójt wylicza, że ponad 20 budynków zostało uszkodzonych, z czego osiem mocno. Gminna komisja szacuje już straty, żeby ludzie mogli złożyć wnioski o 6 tys. zł zapomogi od wojewody. To kropla w morzu, dlatego wójt będzie się starał u rządzących o większą pomoc.

– Obawiam się, że powrót do normalności zajmie długie tygodnie. Gdyby to był jeden lub dwa budynki, to co innego. Ale widać, ile ich jest. Wiemy, jaką mamy obecnie sytuację na rynku. Firmy wykonawcze są zarzucone zleceniami. Ale mam nadzieję, że przynajmniej niektóre podejdą do tego w szczególny sposób i zechcą jak najszybciej wykonać tutaj niezbędne prace remontowe, żeby ludzie mogli żyć bez strachu – mówi wójt Beniowski.

Na portalu Zrzutka.pl uruchomiono zbiórkę dla poszkodowanych mieszkańców Kaniowa.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPożar samochodu osobowego na drodze S5
Następny artykułGmina przekazała plac budowy