Kiedy spojrzymy na historię Lamborghini, na kolejne modele tej włoskiej marki, zauważymy poważną zmianę, szczególnie w ostatnich latach. Jej samochody zawsze niosły ze sobą ogromny ładunek emocji – były niezwykle szybkie, miały powalającą stylistykę i były bardzo wymagające w prowadzeniu. Nawet wprowadzenie napędu na wszystkie koła, który powinien ułatwić opanowanie tych bolidów, nie rozwiązało problemu.
W ostatnich latach wiele się jednak zmieniło, a modele Lamborghini stały się nie tylko znacznie pewniejsze w prowadzeniu i przewidywalne, ale nabrały coraz więcej torowego charakteru. Niewątpliwym ukoronowaniem tej trwającej od dłuższego czasu przemiany, jest Huracan STO, który śmiało można nazwać cywilną wersją wyścigowego bolidu.
Huracan STO to odmiana mocno inspirowana wyścigowymi odmianami modelu, czyli Super Trofeo EVO oraz GT3 EVO. Podobieństwa do nich widoczne są już w samej stylistyce auta i pokaźnym zestawie dodatków aerodynamicznych. Uwagę zwracają przede wszystkim “skrzela” na przednich błotnikach, wlot powietrza na dachu oraz “płetwa” na pokrywie silnika, której zadaniem jest poprawa stabilności samochodu w zakrętach. Nie można zapominać oczywiście o wielkim tylnym skrzydle z manualną regulacją oraz o elemencie nazwanym “cofango”. Powstał on z połączenia maski, błotników oraz przedniego zderzaka w jedną całość. Podobne rozwiązanie miała już Miura oraz Sesto Elemento. Pozwala ono nie tylko na obniżenie masy, ale także na łatwy dostęp do podzespołów samochodu.
Obniżanie masy było kolejnym priorytetem inżynierów Lamborghini, podczas projektowania Huracana STO. Przykładowo ponad 75 proc. paneli nadwozia wykonano z włókna węglowego, a ponadto wiele elementów połączono w jedną całość. Auto porusza się na magnezowych felgach, klatka znajdująca się za podróżnymi wykonana jest z tytanu, a wykładzinę podłogową zastąpiono matami z włókna węglowego. O 20 proc. odchodzono nawet przednią szybę! Wszystkie te zabiegi pozwoliły na osiągnięcie masy własnej na poziomie 1339 kg, a więc o 43 kg mniej od Huracana Performante, który sam ma już za sobą terapię odchudzającą.
Okazała się ona na tyle skuteczna, że Huracan STO ma taki sam stosunek mocy do masy, co jego wyścigowa wersja! Wynika to co prawda z tego, że odmiana drogowa ma większą moc, ale przyznacie, że 2,09 kg/1 KM robi ogromne wrażenie.
Sam silnik jest taki sam, jak stosowany już w innych wersjach Huracana. To wolnossące V10 o pojemności 5,2 l i mocy 640 KM, które kręci się do 8600 obr./min. Przyspieszenie do 100 km/h trwa równe 3 sekundy, a do 200 km/h równe 9 sekund.
Z powyższego opisu wyłania się obraz prawdziwie ekstremalnego samochodu, czego mogliśmy doświadczyć na własnej skórze na torze Silesia Ring w ramach Lamborghini Drive Club. Już pierwszy rzut oka na stojące w pit lane egzemplarze, powoduje szybsze bicie serca. Huracan może i ma 8 lat na karku, ale w ogóle tego po nim nie widać. Wrażenie nadal robią zarówno ostre linie nadwozia, jak i same jego proporcje – 195 cm szerokości i zaledwie 122 cm wysokości. Zdecydowanie najlepiej prezentował się zielonkawy egzemplarz z kontrastującymi na pomarańczowo elementami, podkreślającymi choćby całkowicie przeprojektowaną aerodynamikę przodu z charakterystycznym spliterem. Co jednak ważne, takie zróżnicowanie kolorystyczne jest dostępne także dla innych lakierów.
Po zajęciu miejsca za kierownicą czujemy się już jak w innych wersjach Huracana. STO ma takie same fotele, choć wyposażone w szelki, a torowe aspiracje tej odmiany, podkreśla głównie wykończenie wnętrza alcantarą.
Uruchamiamy silnik przyciskiem ukrytym za “zabezpieczającą” (przed przypadkowym użyciem) klapką, a wolnossące V10 budzi się do życia z chrapliwym warkotem. Zaskakująco głośno budzi się do życia. Pociągamy za prawą łopatkę i ruszamy na okrążenie zapoznawcze.
Mieliśmy niestety sporego pecha i musieliśmy jeździć w warunkach deszczowych, co nie jest zbyt przyjemne, a w samochodzie mającym 640 KM i napęd wyłącznie na tył, potrafi być wręcz stresujące. Tak też możemy określić nasze pierwsze przejazdy po torze za kierownicą Lamborghini Huracana STO. Silesia Ring to świetny i bardzo szybki tor, a wysokie prędkości i trudne warunki tym bardziej sprawiają, że o błąd nietrudno.
Po pewnym czasie opady ustają, tor jest odrobinę bardziej przyczepny, a nasze doświadczenie za kierownicą włoskiego bolidu rośnie. Ale jednocześnie rośnie respekt dla tej niezwykłej maszyny. Jednym z wyróżników Huracana STO są stworzone na nowo tryby jazdy. Do wyboru mamy STO, czyli tryb do jazdy na co dzień, Trofeo, przeznaczony do jazdy torowej oraz Pioggia do jazdy po torze w deszczowych warunkach. Z oczywistych względów korzystaliśmy z tego ostatniego, ale wcale nie mieliśmy wrażenia, że samochód “myśli” za nas.
Po wyjechaniu z pit stopu mocno wciskamy gaz i auto posłusznie wyrywa do przodu, do wtóru niesamowitego ryku 10 cylindrów. Lekkie dohamowanie do pierwszego zakrętu i mocny skręt. Huracan STO błyskawicznie i zaskakująco pewnie, jak na panujące warunki, zawija się w zakręcie (to też zasługa skrętnej tylnej osi), poddając nas naprawdę mocnym przeciążeniom. Noga na gaz i kolejna sekcja zakrętów, aż dojeżdżamy do szerokiego nawrotu przed najdłuższą prostą toru. Ponownie gaz wciskamy stopniowo, ale tym razem tył próbuje się wyrwać – to nic, że nie operujemy gwałtownie prawą stopą, a wybrany tryb jazdy powinien sprawiać, że auto dużo wybacza. To nadal torowa bestia, nad którą trzeba umieć zapanować.
Zmiany w badaniach technicznych samochodów. Będą … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS