Pułkownik Władysław Bortnowski (od grudnia 1925 roku dowódca 37 pp w Kutnie) nie był pewny reakcji swoich oficerów wobec wydarzeń, jakie rozgrywały się 12 maja 1926 roku w Warszawie. Ostatecznie dwa bataliony 37 pp (stacjonujące w Kutnie) 13 maja o godzinie 7.40 rano odjechały transportem kolejowym w kierunku Warszawy, aby wesprzeć Józefa Piłsudskiego.
W. Bortnowski wspominał po latach, że przywdział mundur galowy i zszedł na parter koszarów (w których mieszkał z rodziną) do dowództwa pułku. Dawny legionista obawiał się, że żołnierze będą przeciwni marszowi na Warszawę i „posadzą go w areszcie”. Zamknął nawet drzwi na klucz do swojego pokoju i planował drogę ucieczki z koszarów.
W tym czasie w dowództwie zebrali się wszyscy oficerowie, wśród nich zastępca dowódcy ppłk Skroczyński i ppłk Żaba. Dowódca pułku poinformował zebranych, że marszałek Piłsudski wzywa go z całym pułkiem do Warszawy. Nastąpiła chwila ciszy. Dowódca dodał, że ten, kto nie pomaszeruje do stolicy „będzie zamknięty na czas wymarszu, aby nie mógł przeszkadzać”. Następnie podniesionym głosem dodał: „Niech wystąpią Ci, którzy mają zastrzeżenia do mojej decyzji?”. Wówczas wystąpił ppłk. Skroczyński i stwierdził, że: „my nic nie wiemy, o co chodzi w Warszawie”, na co W. Bortnowski odrzekł, że też nic nie wie, ale „ważny jest rozkaz Marszałka”. Po czym zapytał wszystkich oficerów, czy wyrażają chęć maszerowania, a ci wszyscy jak jeden mąż odpowiedzieli: „Tak jest panie pułkowniku”.
Po przewrocie majowym w specjalnym raporcie dowódca 37 pp pisał: „…Otwarcie można powiedzieć, że 50 % ogółu żołnierzy, nie uczyniło tego (poparcia J. Piłsudskiego) z pełnego zrozumienia stanu rzeczy i sytuacji, lecz uczyniło to jedynie ze względu na posłuszeństwo wobec swych dowódców i przełożonych…”.
Po tej deklaracji (ok. godziny 1.30 w nocy) pułkownik Bortnowski rozkazał ogłosić alarm w koszarach pułkowych, również tych przy Starym Rynku oraz wydać żołnierzom nowe mundury, ostrą amunicję oraz przygotować tabor, kuchnie polowe i transport kolejowy do Warszawy.
Następnie do Łęczycy wysłany został samochodem kpt. Kozubal, z rozkazem dołączenia się do „marszu” III batalionu (marszem pieszym na Łowicz bądź koleją). W Kutnie pozostał por. Sedlaczek z 2 kompanią strzelecką i oddziałem sztabowym. Odjazd z Kutna w kierunku Warszawy nastąpił po godzinie 7. 40 rano. W Sochaczewie W. Bortnowski otrzymał rozkaz zniszczenia torów kolejowych, trwało to ok. 3 godzin.
Dalszy przejazd ubezpieczany był specjalnym parowozem z platformą, na której był zainstalowany ckm. Przed Warszawa rozpoczęło się bombardowanie transportu przez lotnictwo, co wymagało to ciągłego naprawiania toru kolejowego. W Błoniu dowódca 37 pp. otrzymał rozkaz wyładowania się w Ożarowie i zaatakowania posterunku w Gołąbkach, który miał być już opanowany przez wojska wierne rządowi i prezydentowi Wojciechowskiemu.
Stacja w Gołąbkach okazał się jednak wolna od wojska.
Dalej żołnierze 37 pułku posuwali się pieszo wzdłuż torów, które były nieustannie bombardowane przez lotników (trzy pół eskadry, na pułk spadło 14 10. kilowych bomb). Po dotarciu do centrum miasta pułkownik Bortnowski osobiście zameldował się u Marszałka Piłsudskiego i gen. G. Orlicz Dreszera. Otrzymał ustny rozkaz ugrupowania się na prawym skrzydle 1 pułku szwoleżerów w rejonie ulicy Żelaznej. Zajmowanie pozycji trwało całą noc z 13 na 14 maja. O godzinie 5.00 W. Bortnowski otrzymał rozkaz zdobycia stacji Filtrów, Wyższej Szkoły Wojennej i kolegium Staszica, a następnie lotniska na Mokotowie. Szczególnie zacięte walki trwały o budynek Wyższej Szkoły Wojennej, opór został przełamany użyciem trzech dział. Kolejny szturm kompanii szkolnej 37 pp pod dowództwem kpt. Kielara zakończył się sukcesem.
W specjalnym raporcie do Komisji Likwidacyjnej kierowanej przez gen, Lucjana Żeligowskiego w czerwcu 1926 roku W. Bortnowski opisał swoje przemyślenia z walk ulicznych w Warszawie: „ … prowadzenie walk ulicznych oddziałem takim jak kompania nasuwa zbyt wiele trudności dowódcy, które wynikają w pierwszym i najważniejszym względzie z niemożliwości kierowania, dowodzenia rozdrobnionymi częściami kompanii… Co do użyteczności i uzbrojenia, jaką w walkach ulicznych widziałem, a mianowicie kb., km., moździerze Stoksa i artyleria, najwięcej użyteczne okazały się c.k.m. i l.k.m. działa polowe i granaty ręczne…”
Z dokumentacji zgromadzonej przez Komisję Żeligowskiego wynika, ze podczas walk w Warszawie w maju 1926 roku zginęło 8 żołnierzy (1 podoficer, 7 szeregowców) rannych zostało 35 żołnierzy (3 oficerów, 1 podoficer, 31 szeregowców). Dwóch żołnierzy uznano za zaginionych.
Ostatecznie straty pułku ustalono na: 9 zabitych i były one jedne z największych procentowo po stronie wojsk popierających J. Piłsudskiego. Wśród zabitych żołnierzy 37 pp byli: kpr. Jan Iwan, kpr. Wacław Żółtowski, st. szer. Jan Moskaluk, szer. Józef Cholewa, szer. Lejzer Gutenberg, szer. Leon Siemiński, szer. Wilhelm Tom, szer. Szurek Kalman, plut. Michał Łódź. Zabici w większości pochowani zostali w Warszawie. Zwłoki kpr. W. Żółtowskiego zostały sprowadzone do Kutna i pogrzebane na miejscowym cmentarzu.
W piśmie W. Bortnowskiego (w zbiorach Muzeum Regionalnego w Kutnie) informującym ojca zabitego o ukończeniu szkoły podoficerskiej przez W. Żółtowskiego czytamy: „… zginął pod rozkazami Marszałka Piłsudskiego od kuli bratniej jak dzielny i zdyscyplinowany żołnierz w pierwszym szeregu walczących z wiarą w lepsze jutro Ojczyzny”.
dr Jacek Saramonowicz
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS