A A+ A++

Polscy siatkarze udział w tegorocznej edycji Ligi Narodów zaczęli od środowego meczu – jak to określił ekspert Polsatu Sport Damian Dacewicz – z “uniwesjadową reprezentacją USA”. Dzień później poprzeczka zawędrowała znacznie wyżej, bo Kanadyjczycy wystąpili w składzie szykowanym już powoli na igrzyska i zgodnie z przypuszczeniami pokazali znacznie wyższej. W pierwszym secie drużyna Nikola Grbicia wydawała się być jeszcze myślami przy poziomie rywali z poprzedniego pojedynku. Na szczęście, w porę się obudziła.

Zobacz wideo Fuzja Lubina i Gorzowa Wlk. w siatkówce. Artur Popko: Celem jest zwiększenie potencjału

Kanadyjskie lustro. Kuriozalne błędy na początek

Wiadomo było, że w pierwszym turnieju LN nie ma co się spodziewać pięknej i efektownej gry po Polakach. Nie tylko dlatego, że to dopiero początek sezonu, ale i dlatego, że Grbić zabrał do Antalyi tylko kilku graczy, którzy realnie liczą się w walce o miejsce w składzie na paryski turniej olimpijski. Spotkanie z Amerykanami nie było żadną weryfikacją, bo ci zagrali drugim czy nawet trzecim szeregiem i żadną sztuką było pokonać ich 3:0.

To, że Kanadyjczycy są już znacznie lepszym lustrem, widać było podczas ubiegłorocznego turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk, gdy Biało-Czerwoni z dużym trudem wygrali 3:2. Wtedy byli na ostatnim etapie długiego i pełnego sukcesów sezonu. Teraz mierzyli się z ekipą dobrze znanego w Polsce trenera Tuomasa Sammelvuo (ostatnio prowadził Zaksę Kędzierzyn-Koźle, a w przyszłym sezonie ma pracować w Asseco Resovii Rzeszów) na początku przygotowań do wyścigu, którego metą będą olimpijskie zmagania. I znów były ciężary, ale tym razem wynikały nie ze zmęczenia, a z braku dużej liczby ważnych graczy i zgrania.

O ile do odpowiedniej formy zdołają na czas wrócić nieobecni teraz w Antalyi Bartosz Kurek i Łukasz Kaczmarek, to z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że to oni znajdą się w składzie na igrzyska. Ale obaj są jeszcze od niej dalecy i tu otwiera się potencjalnie furtka dla Karola Butryna i Bartłomieja Bołądzia. Ten ostatni pokazał się z dobrej strony w środę i teraz szansę miał dostać drugi z atakujących, którzy polecieli do Turcji. I dostał, ale trener nie pozostawił mu złudzeń – zdjął go już w połowie pierwszego seta. W niektórych sytuacjach zawodnikowi Aluronu CMC Warty Zawiercie nie pomagały na pewno wystawy Grzegorza Łomacza, ale nieraz tego dnia pretensje mógł mieć tylko do siebie.

To właśnie on najszybciej chciałby zapomnieć o pojedynku z Kanadą. Co prawda skutecznie zakończył pierwszą akcję, ale okazało się, że był to punkt…którego nie było. Sędziowie bowiem nakazali powtórzenie akcji. Grbić po tej nieco kuriozalnej sytuacji rozłożył ręce, po chwili się uśmiechnął i tylko pokręcił głową. Ale gdy Polacy stracili punkt po tym jak Butryn przekroczył regulaminowy czas na wykonanie zagrywki, to pochylił głowę i nerwowo pocierał palcami okolice kącików oczu. 

Była jeszcze w tej partii druga sytuacja, po której szkoleniowiec mistrzów Europy mógł rozkładać ręce w geście bezradności. Po zagrywce Bartosza Bednorza piłka wróciła od razu na stronę Polaków, dając im szansę na kontratak, ale zamiast tego spadła w puste pole gry.

Grbić rozkładał ręce, ale z uznaniem. Mocna wiadomość i potrzeba rehabilitacji

Kanadyjczycy słyną z bardzo dobrej i trudnej zagrywki, co potwierdzili na początku tego meczu. Do tego też świetnie bronili, uprzykrzając mocno życie rywalom. Ale nie usprawiedliwia to tego, że aż osiem z 18 zdobytych punktów w tej partii Polacy zawdzięczają błędom własnym Kanadyjczyków.

– Grają naprawdę bardzo dobrze – dotykają każdą piłkę, bronią, mocno serwują. Ale to nie znaczy, że set jest już skończony. Wszystko jest w naszych rękach, by wrócić – przekonywał swoich siatkarzy Serb przy wyniku 10:15. I choć po jednej z bardzo trudnych akcji, którą skończył Bołądź, klepnął go mocno po plecach i krzyknął “Dalej!”, to potem jego zespół znów złapał zapaść. Ta wynikała przede wszystkim z dalszych ogromnych problemów ze skończeniem akcji.

Bołądź nie zdołał odmienić losów pierwszej akcji, ale w kolejnych już brylował i pociągnął za sobą kolegów. Przeważnie był nie do zatrzymania dla rywali. W trzecim secie – o którym komentatorzy Polsatu Sport mówili, że był na wykrwawienie z obu stron – przy stanie 16:16 to on sprawił, że Polacy odskoczyli. Najpierw świetny atak na skrzydle, a zaraz potem as. Po tej zagrywce Grbić tylko rozkładał ręce z uznaniem, jakby pokazując, że nic więcej nie można było tu dodać, a koledzy z kwadratu dla rezerwowych szaleli z radości. Bilans atakującego Projektu Warszawa – 12 pkt, w tym kilka na wagę złota.

Ale też trzeba dodać, że od drugiego seta Polacy w całości rozwinęli skrzydła. Sygnał jako pierwszy serią asów dał środkowy Jakub Kochanowski, kilku innych graczy również wzmocniło serwis, a niezawodni w ataku byli też przyjmujący Bartosz Bednorz i Kamil Semeniuk. Szczególnie na wspomnienie zasługuje pierwszy z tej dwójki – zdobywca 19 “oczek”. W środę również grał dobrze, ale mimo to w pewnym momencie szkoleniowiec zastąpił go Arturem Szalpukiem. Dzień później Serb już nie dokonywał takich ruchów typowych dla sprawdzania różnych wariantów i Bednorz od początku do końca był mocnym punktem drużyny.

Gra Biało-Czerwonych w czwartek nie była idealna, ale od drugiej partii mogła się już dość podobać i dawać nadzieję. Bołądziowi pozwoliła wysłać mocną wiadomość pod kątem igrzysk. Butryn ma zaś za co się rehabilitować. Kolejną okazją dla tej dwójki będzie piątkowy mecz z Holandią. Pytanie, który z nich dostanie szansę od początku i jak z niej skorzysta.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułA miał być dobry na wszystko. Może zwiększać ryzyko chorób serca i udaru
Następny artykułRoland Garros: Z kim zagrają Polki