A A+ A++

Nakładem Wydawnictwa TiO ukazała się kolejna książka Antoniego Kawczyńskiego. Tytuł – jak wyżej. Są to notatki z życia: obrazki, wspominki. A także refleksje czytelnika i melomana. Oddajemy głos autorowi:

Moja współpraca z Wydawnictwem TiO układa się harmonijnie, mimo że jestem kłopotliwym autorem, skłonnym w nieskończoność poprawiać swój tekst, co pociąga za sobą konieczność sporządzania licznych próbnych egzemplarzy; ich ilość doszła tym razem do sześciu. Pedanteria, z jaką staram się wyrugować wszelakie usterki, spotyka się z pełną tolerancją Wydawcy. Ostatnio miałem okazję obserwować pana Tomasza Kozerę przy komputerowej obróbce mojego dziełka. Było to nawet zabawne. Na stół wskoczył przepiękny czarny kot, by pobawić się z pełzającą po blacie myszką. Nie wątpię, że udział czarnego kota w pracy nad moją książką przyniesie jej szczęście. Żyłka korektorska drga we mnie nie tylko podczas sczytywania własnych płodów. Książki pióra innych autorów, opublikowane przez inne wydawnictwa, także pobudzają ową żyłkę. W dwu różnych wydaniach Samotnika Ionesco napotykam to samo niefortunne zdanie: „Może była podobna na (sic) Lucyny.” Coś tu nie w porządku, prawda? Przychodzą mi na myśl zatrudnieni w wydawnictwie redaktorzy. W ciągu wielu lat, jakie upłynęły między pierwszą a drugą edycją, nie zdołano wychwycić niewłaściwego przyimka; niczyim oczom nie napatoczyła się usterka. Jak ci ludzie czytają?!Drugie wydanie (w tym samym przekładzie Juliana Rogozińskiego) nie jest mechanicznym przedrukiem. W użyciu był komputer, o czym świadczy niechlujstwo w postaci licznych „wdów” i „bękartów”. A więc obrabiano. Obrabiano, ale nie skorygowano. Dużo zmian w porównaniu z wydaniem pierwszym, lecz tego, co by naprawdę warto zmienić – „do” w miejsce „na” – nie ruszono. Najpierw: „Metr siedemdziesiąt dwa to chyba za dużo jak na kobietę.” I potem to bezmyślne przeniesienie „na” do następnego zdania: „Może była podobna na Lucyny.” Jedną z moich najstarszych książek jest Klub Pickwicka wydany w roku 1951. Na początku rozdziału XXV znalazłem zdanie: „Z boku, przy stole, ukazała się głowa pana Jinksa zajętego nadawaniem sobie miny człowieka bardzo zajętego.” Owo podwójne „zajętego” uznałem za popełnioną przez tłumaczy usterkę stylistyczną. No cóż, zdarza się. Pierwsze powojenne wydanie Dickensowskiego arcydzieła na papierze gazetowym – nie należy za wiele wymagać.Klub Pickwicka to powieść, którą można czytać na okrągło, toteż gdy mi wpadło w ręce wydanie dziewiąte z roku 1973, odłożyłem na bok sfatygowany egzemplarz z roku 1951. Na półeczce z aktualnymi lekturami znalazły się wolumeny nowsze. I oto znowu, dotarłszy do rozdziału XXV, napotykam powtórzenie identycznie brzmiącej formy językowej. Zdziwiłem się. Od roku 1951 aż osiem razy przygotowywano do druku kolejne wydanie i wśród redaktorów PIW-u nie znalazł się ani jeden, kto by wykrył byka! Kiedy po pewnym czasie, myszkując między półkami biblioteki publicznej, ujrzałem nieznane mi wydanie Klubu – już dwunaste, z roku 1987 – od razu otworzyłem książkę w wiadomym miejscu. I jeszcze raz czytam o tej głowie sekretarza zajętego nadawaniem sobie itd. Dlaczego nie znalazł się nikt, kto by w miejsce „zajętego” wstawił „usiłującego”? A zatem: „…pana Jinksa usiłującego nadać sobie minę człowieka zajętego.” Uporczywość, z jaką przez lata całe przewija się owo zdanie, daje mi do myślenia. A może to wcale nie błąd? Może tak chciał Dickens? Wobec tego nasuwa się wniosek: korektor ze mnie jak z koziej de trąbka.

A.K

Komentarze

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułW sobotę rozstrzygnięcie 3. Gminnego Konkursu Tradycji Wielkanocnych w bialskiej gminie – zapowiedź
Następny artykułRozpoczynają się prace na odcinku ulicy Sienkiewicza. Powstanie rondo. Objazdy od przyszłego tygodnia