A A+ A++

Dwieście dwadzieścia sześć lat po zgilotynowaniu na rozkaz rewolucjonistów francuskich Ludwik XVI ma we Francji wielu wyznawców, którzy składają wnioski o beatyfikację władcy. Czy król Francji był jedną z pierwszych ofiar ideologów obiecujących powszechne szczęście w świecie bez Boga? Republikanie wolą przedstawiać go jako groteskowego epigona monarchii słusznie zmiażdżonego przez koło historii. A jednak jego wystąpienie w obronie prawdziwej wiary i jego późniejszy proces pokazowy przywodzą na myśl skojarzenia z epoką komunizmu.

Większość życia Ludwika XVI, który wstąpił na tron w 1774 r., upłynęła pod rządami nieróżniącymi się specjalnie od jego poprzedników na tronie królestwa Francji. Ludwika być może wyróżniała tylko niechęć do osobistego brania udziału w bitwach. Powszechnie znany był jako człowiek o stosunkowo słabej woli, przywykły do luksusów, błahostek i przyjemności. Wiadomo, że władca uczestniczył w rytuałach masońskich, nie postrzegając ich jako coś więcej niż jeszcze jedna atrakcja towarzyska. Sytuacja Ludwika zmieniła się gwałtownie po wybuchu rewolucji francuskiej i szturmie na Bastylię.

Mało kto jednak pamięta, że przez trzy lata monarchia współistniała z parlamentem i rewolucją. Potwierdzała ten swoisty hybrydalny stan pierwsza konstytucja rewolucyjnej Francji, uchwalona 3 września 1791 r. Ludwik XVI podpisał akt konstytucji 13 września 1791 r., akceptując jednocześnie preambułę do tej ustawy zasadniczej, którą była Deklaracja praw człowieka i obywatela. Świadczy to o tym, że król nie był obsesyjnym przeciwnikiem monarchii, tylko wierzył, że z czasem rewolucyjny zapał ostygnie i da się włączyć reformy społeczne w ramy monarchii konstytucyjnej.

W jednej tylko kwestii – dotyczącej jego sumienia – król długo nie chciał ustąpić. Chodziło o uchwaloną w 1790 r. Konstytucję cywilną kleru, która podporządkowała księży państwu i faktycznie wprowadzała schizmę Kościoła we Francji, oddzielającą go od Stolicy Apostolskiej. Na króla wywierano wiele nacisków, niekiedy włączając w to duchownych, którzy sprzeniewierzyli się swojemu powołaniu, i wreszcie 26 grudnia 1790 r. Ludwik skapitulował i podpisał dokument. Cztery miesiące miesiące później – 10 marca 1791 r. – papież Pius VI wydał pismo potępiające Konstytucję cywilną kleru.

Jak pisze historyk Grzegorz Kucharczyk: „Wiele świadczy o tym, że pogwałcenie przez rewolucjonistów królewskiego sumienia było tym, co ostatecznie skłoniło Ludwika XVI do podjęcia wraz z całą rodziną 21 czerwca 1791 próby ucieczki z Paryża. W manifeście pozostawionym w Tuileries król wyznał swoim poddanym, że nie mógł pogodzić się ze zmuszaniem go do czynienia zamachów na Kościół i religię katolicką. Króla prześladował pech, został rozpoznany w jednej z karczm przed granicą i siłą sprowadzono go z powrotem do stolicy Francji. We wrześniu 1792 r. kolejna rewolucyjna fala zlikwidowała monarchię. Szybko do głosu doszli radykałowie, którzy wskazywali, że republika musi w sposób symboliczny zakończyć monarchię poprzez osądzenie i skazanie władcy. Pod wpływem tych opinii 3 grudnia 1792 r. konwent ogłosił, że Ludwik XVI będzie sądzony za „zbrodnie przeciwko narodowi”. Król Francji, jego żona Maria Antonina i maleńki synek Ludwik zostali osadzeni w twierdzy Temple w Paryżu.

Czytaj także:
Pierwsze w historii ludobójstwo. Najczarniejsza karta rewolucji francuskiej

W duchu Kafki

26 grudnia 1792 r. rozpoczął się proces, w którym Republika Francuska oskarżała swego byłego władcę Francji o spiskowanie z sąsiednimi mocarstwami na rzecz zmiażdżenia nowego państwa. Ton nastrojom w konwencie nadawał wówczas jeden z przywódców jakobinów – Louis de Saint-Just. W czasie jednego z posiedzeń konwentu mówił: „Ten człowiek musi królować lub umrzeć. Nie można królować niewinnie, oszustwo tego jest nazbyt wyraźne. To jest barbarzyńca. Traktujmy go jak obcego jeńca wojennego”.

Procesy króla, które odbywały się w budynku konwentu, pod pewnymi względami były zapowiedzią późniejszych seansów hańby, jakie urządzano podczas sądów nad wrogami ludu w czasie chińskiej rewolucji kulturalnej. Wpuszczany na rozprawy „lud”, czyli bojówki sankiulockie, zachęcał przybyłych z ciekawości zwykłych paryżan do zbiorowego demonstrowania nienawiści wobec byłego władcy. Przywódcy radykałów zadbali też, by „przedstawiciele ludu” obserwowali posiedzenie konwentu, na którym głosowano nad karą śmierci dla Ludwika. Od godz. 20 w dniu 16 stycznia 1793 r. do godz. 20 w dniu 17 stycznia trwała procedura głosowania nad rodzajem kary. Wtedy to jednym głosem zadecydowano o zgilotynowaniu władcy. Potem legenda będzie głosić, że tym przesądzającym głosem była opinia Filipa księcia Orleanu, który z racji oskarżeń o rodzinne koneksje z Ludwikiem chciał wykazać się wyjątkową pryncypialnością.


Ku świętości

Ludwik XVI przyjął wyrok spokojnie. Jedyna zwłoka, o którą poprosił, wynikała z problemu znalezienia mu kapłana, który przyjmie od niego spowiedź i da mu rozgrzeszenie w obliczu śmierci. Ludwikowi próbowano przysłać jednego z tzw. księży zaprzysiężonych, czyli tych kapłanów, którzy podpisali Cywilną konstytucję kleru. Król uważał jednak takich księży za zdrajców i uparł się, że kapłan, który przyjmie jego odejście z tego świata, musi być niezaprzysiężony. W końcu znaleziono odpowiedniego kapłana – ks. Edgewortha de Firmonta – który pochodził z Irlandii i był synem protestanckiego pastora, a mimo to dotarł do wiary katolickiej i został potajemnie wyświęcony.

To on 20 stycznia 1793 r. wyspowiadał Ludwika w celi więziennej. 21 stycznia władca spotkał się z rodziną po raz ostatni. 21 stycznia o godz. 9 komisarze konwentu nadzorowali przewiezienie władcy na pl. Rewolucji (dziś pl. Zgody). Władca w czasie przejazdu przez ulice Paryża poświęcał się wyłącznie modlitwie. Ponieważ obawiano się, że władca może próbować wygłosić jakieś przemówienie do ludu, orkiestra rewolucyjna zagłuszała ewentualne krzyki kolejnymi marszami i biciem w bębny. W tłumie znaleźli się dwaj przedstawiciele szlachty, którzy podjęli odważną, lecz mało przygotowaną próbę odbicia władcy. Zanim dopchali się do szafotu, sankiuloci zakłuli ich pikami.

Gdy nadszedł moment ścięcia, król wykrzyknął do tłumu: „Francuzi! Umieram niewinny wobec zbrodni, które mi zarzucano. Wybaczam sprawcom mojej śmierci i proszę Boga, by krew, którą rozlejecie, nie spadła nigdy na Francję. A ty, ludu nieszczęśliwy.”.. – dalsze słowa władcy zagłuszyło bicie w bębny kompanii wojskowej, która nadzorowała egzekucję. W końcu mistrz ceremonii egzekucyjnej pokazał ludowi trzymaną w ręku i ociekającą jeszcze krwią głowę Ludwika XVI.

Niemal dziewięć miesięcy później – 16 października – w tym samym miejscu na placu, który nosi dzisiaj nazwę place de la Concorde, została zgilotynowana jego żona Maria Antonina. Wskutek pobytu w więzieniu władczyni, mimo stosunkowo młodego wieku (38 lat), była całkowicie siwa. Syn Ludwika zwany potem przez monarchistów Ludwikiem XVIII przeżył rodziców tylko o dwa lata. Oddany na wychowanie do szewca alkoholika Antoniego Simona wskutek niedożywienia i braku opieki zapadł na gruźlicę i zmarł 8 czerwca 1795 r.

Zwiastun nowej epoki

Gdy czyta się słowa testamentu Ludwika XVI, że uważa się za kogoś, kto został „wplątany w proces, którego wyniku z powodu zacietrzewienia ludzi nie sposób przewidzieć i który nie znajduje żadnego pretekstu ani środka w żadnym obowiązującym prawie”, przychodzą na myśl wielkie procesy pokazowe, które były cechą zarówno stalinizmu, jak i nazizmu.

Znany publicysta Marek Jurek pisze: „Ludwik XVI raczej intuicyjnie niż racjonalnie przeczuwał cywilizacyjny kierunek, w którym zmierzała rewolucja. W zrozumieniu istoty systemu proponowanego przez ideologów rewolucji pomogła mu korespondencja z papieżem Piusem VI. Papież to niepokojące „widmo przyszłości” widział bardzo wyraźnie. W breve »Quod aliquantulum« ostrzegał, że społeczeństwo, które odrzuca Boga, może pewnego dnia ujrzeć każdy wymysł najbardziej rozchwianych umysłów”. Wiele dylematów, przed którymi historia postawiła Ludwika XVI, odżyło w wieku XX. Stąd tragedia Ludwika XVI u wielu ludzi do dziś wywołuje znamienne poczucie solidarności. Król był nie tylko ofiarą, lecz także bodaj pierwszym nowożytnym bohaterem świadomego oporu wobec projektu społeczeństwa, któremu nakazano odrzucić Boga na rzecz mitu powszechnego szczęścia.

Czytaj także:
Świecka katedra Republiki. Jej historia to zapis upadku katolickiej Francji

Ludwik XVI mógł uniknąć śmierci, gdyby zaakceptował zerwanie francuskiego Kościoła z Rzymem. Na Wielkanoc 1792 r. Ludwik poprosił o przyjęcie komunii od księdza katolickiego, który nie podpisał Konstytucji cywilnej kleru. Rewolucjoniści chcieli go zmusić, by zaakceptował księdza państwowego. Władca wolał wyrzec się sakramentu, niż przyjąć go z rąk, które uważał za niegodne.

W książce Pawła Jasienicy opisywany jest los markiza de Rouairie, który ukrywając się wówczas przed rewolucjonistami, znalazł gazetę informującą o ścięciu Ludwika XVI. Przeczytawszy triumfalny komunikat o królobójstwie, doznał szoku i po paru dniach agonii umarł. Na jego krzyżu wyryto słowa: „Chorobą, która go zabrała, była wierność”. Nieszczęsny arystokrata zachował wierność władcy, który z kolei nie wyrzekł się królewskiej przysięgi obiecującej bronić religii, której był urzędowym obrońcą.

Testament Ludwika XVI

W imię Trójcy Przenajświętszej, Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Dzisiaj, dwudziestego piątego dnia grudnia 1792 roku, ja, Ludwik XVI, Król Francji, będąc od ponad czterech miesięcy zamknięty razem z moją rodziną w więzieniu Temple w Paryżu przez tych, którzy byli moimi poddanymi, całkowicie pozbawiony jakiejkolwiek łączności z moją rodziną, ponadto wplątany w proces, którego wyniku z powodu zacietrzewienia ludzi nie sposób przewidzieć i który nie znajduje żadnego pretekstu ani środka w żadnym obowiązującym prawie, mając tylko Boga za świadka moich myśli, do którego mógłbym się zwrócić, deklaruję tutaj, w Jego obecności, moją ostatnią wolę oraz poglądy […].

Umieram w łączności z naszą Świętą Matką Kościołem Katolickim, Apostolskim i Rzymskim, posiadającym swoje władze przez nieprzerwane dziedzictwo Świętego Piotra, któremu je powierzył Jezus Chrystus, wierzę całkowicie i wyznaję wszystko, co jest zawarte w Symbolu, przykazaniach Bożych i kościelnych sakramentach i tajemnicach […].

Żałuję z całego serca naszych braci, którzy mogą być w błędzie, ale nie zamierzam ich osądzać i nie kocham ich mniej w Jezusie Chrystusie, podług tego, czego wymaga od nas miłość chrześcijańska, i proszę Boga o wybaczenie mi wszystkich moich grzechów. Skrupulatnie sobie przypomniałem, aby je znienawidzieć i żałować ich popełnienia. Nie mogąc skorzystać z posługi katolickiego księdza, proszę Boga o przyjęcie spowiedzi, jaką Mu mogę złożyć, i mojego głębokiego żalu za grzech umieszczenia mojego imienia (jakkolwiek uczyniłem to wbrew woli) pod aktami, które mogły być sprzeczne z dyscypliną i wiarą Kościoła, z którym jestem zawsze zjednoczony całym sercem. Wybaczam z całego serca tym, którzy stali się mymi wrogami, mimo że nie dałem im do tego żadnego powodu, i proszę Boga, aby im wybaczył, jak również tym, którzy przez źle pojętą gorliwość uczynili mi wiele złego […]. Kończę, oznajmiając w obliczu Boga, gotowy przed Nim stanąć, że nie czuję się winny żadnego z przestępstw, które są mi zarzucane.

Ludwik

(tłumaczenie: F.M.K. i M.K. za „Pro Fide, Rege et Lege”)

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł21 nowych zakażeń koronawirusa w Łomży
Następny artykułBiała Podlaska: Kontrole czystości na klatkach schodowych Mieszkań Plus