A A+ A++

– Przychodzi grupa osób. Mam ją posadzić razem, jako rodzinę, czy osobno przy stolikach przedzielonych ściankami z pleksi? Powinnam przy wejściu poprosić o dokumenty czy liczyć na to, że goście powiedzą prawdę – zastanawia się Marzena Białek, szefowa restauracji „Pod kogutem”. – Wyjdzie w praniu, najważniejsze, że możemy się otworzyć.

Bo jej restauracja, jak cała branża, była zamknięta od 13 marca. – Obroty spadły do zera, opcja „na wynos” dawała szanse na przetrwanie pizzeriom i kebabom. Ja z kuchnią polską nie mogłam liczyć na klientów – opowiada. W czasie zamrożenia wystąpiła, jak reszta branży, o zwolnienie z opłacania składek ZUS na trzy miesiące. Złożyła wniosek o pomoc z PFR. Teraz ma za sobą pracowity weekend, kiedy przygotowywała lokal do otwarcia.

– Kluczowe będzie to, jak zachowają się ludzie – mówi Andrzej Rozbicki, właściciel trzech hoteli z zapleczem gastronomicznym we Włocławku. Miejsca noclegowe zostały otwarte ponownie 4 maja. Jego baza liczy 240 pokoi. Z czego teraz zajęte ma 4–7 dziennie. Podobnie może być z gośćmi restauracji.

Jego zdaniem branżę czeka wielka zmiana. Przed pandemią miał problemy ze znalezieniem ludzi do pracy. Bywało, że kucharz rzucał stawkę 10 tys. zł miesięcznie, a zawód kelnera wielu traktowało jako sposób na łatwe pieniądze w sezonie. – Koronawirus wyznacza koniec rynku pracownika – ocenia.

Zdecydował się na otwarcie gastronomii w jednym obiekcie, w centrum miasta. – Chodzi o koszty – tłumaczy. Wylicza, że tylko za prąd w jednym budynku podczas postojowego płacił, przeliczając na miesiąc, 20 tys. zł. Nie ma problemu z rozstawieniem stolików na przepisową odległość 2 m. Będzie dobrze, gdy choć część zapełnią goście. Dotąd największe zyski miał z organizowania dużych przyjęć, ale to wciąż niemożliwe. Komunie przełożono na jesień, wesela sierpniowe są pod znakiem zapytania.

– Czterdzieści procent ruchu w maju i czerwcu generowały u mnie imprezy korporacyjne. Teraz nie ma nic – wtóruje Jan Budzyński, szef restauracji „Zielony Niedźwiedź”. Szacuje, że może liczyć na ok. 30 proc. obrotu w stosunku do maja i czerwca roku poprzedniego. Zainwestował w maseczki, rękawiczki dla kelnerów, płyn do dezynfekcji. To są dodatkowe koszty, które stawiają otwarcie na granicy rentowności. Zamierza jednak spróbować.

Zdaniem Zbigniewa Kmiecia, eksperta ZPP ds. gastronomii, wiele biznesów było tu dotąd opartych o prognozę nie … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOtwarty konkurs ofert z zakresu pomocy społecznej
Następny artykułSamochodów elektrycznych będzie w Polsce 40 razy więcej. Jakim cudem?