Anita Kucharska-Dziedzic, zielonogórska posłanka Lewicy, w poniedziałek zorganizowała konferencję przed siedzibą MZK przy ul. Chemicznej. W mailu do dziennikarzy informowała, że powie o “patologicznym zarządzaniu majątkiem miasta Zielona Góra przez Miejski Zakład Komunikacji”.
Chodziło o umowę opiewającą na 1400 zł brutto, bo tyle miał dostać MZK za wywieszenie na pięciu przystankach autobusowych plakatów posłanki. Do realizacji umowy jednak nie doszło, choć Kucharska-Dziedzic przekonuje, że jej biuro i MZK ją zawarły. Jako dowód pokazuje wymianę korespondencji mailowej. – W momencie, gdy wysłaliśmy wzór plakatu, wtedy korespondencja się urwała i przyszła informacja, że ta umowa nie może być podjęta – mówi posłanka Lewicy.
– Anita Kucharska-Dziedzic zwróciła się do MZK, by na pięciu wiatach przystankowych powiesić plakaty informujące o swojej aktywności poselskiej (taki plakat widać na zdjęciu z konferencji – red.). Mają związek z jej 500 dniami w Sejmie – mówi Marcin Zbrzyzny, dyrektor biura poselskiego Kucharskiej-Dziedzic. – Takie plakaty pojawiły się w całym województwie, m.in. na słupach ogłoszeniowych – mówi. – Niestety, w trakcie realizacji zlecenia MZK odmówił posłance publikacji plakatów, mówiąc, że nie zarządza już tymi przestrzeniami. Zakład tłumaczył, że wiaty są w zarządzie miasta, i że to z miastem należy rozmawiać.
Zbrzyzny tłumaczy, że tydzień po otrzymaniu maila z informacją, że umowy nie będzie można zrealizować, biuro Kucharskiej-Dziedzic przeprowadziło prowokację. Z innego adresu mailowego wysłało do MZK pytanie o możliwość wykupienia reklam na tych samych wiatach autobusowych. Odpowiedź była pozytywna.
Anita Kucharska-Dziedzic: – To jest sytuacja, w której MZK zawiera umowę i tej umowy nie realizuje. Zakład zorientował się, co tak naprawdę ma powiesić, czyli plakaty, na których jest mój wizerunek i informacje o mojej działalności dla mieszkańców województwa lubuskiego.
Posłanka Lewicy tłumaczy, że z MZK nie została zawarta umowa pisemna z podpisami, ale że ustalenia zawarte mailowo mają taką samą moc. – Umowa pisemna nie została zawarta, ponieważ MZK nie ma takiego zwyczaju. Natomiast jest korespondencja mailowa, w której jest potwierdzenie zawarcia umowy. W myśl kodeksu handlowego nie musi być tego typu umowy pisemnej z podpisami. Ta umowa jest tak samo ważna – mówi.
– Czy mamy do czynienia z satrapią, czyli z takim systemem państwa, w którym chodzi o to, by lokalnemu włodarzowi zrobić dobrze? Czy to Zielona Góra czy Wilkowyje? Może uznano, że jestem niewygodna politycznie, bo zawsze mogę wrócić z Sejmu do Zielonej Góry i działać tu politycznie? – mówi polityk Lewicy.
Kucharska-Dziedzic mówi, że złoży do prokuratury doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa. – Póki w naszym kraju obowiązuje prawo i karne, i cywilne, to umowy, która jest już zawarta, nie można nie wykonać. Mogę wyjść z roszczeniem cywilnym wobec MZK. Mogę też, i to mam zamiar zrobić, złożyć do prokuratury doniesienie. Chodzi o kilka przestępstw: nadużycia uprawnień, niedopełnienia obowiązków – mówi. – Wprowadzono mnie w błąd. Podano nieprawdziwe powody, dla których umowa, która już została zawarta, nie może być zrealizowana. Jeśli taka sytuacja spotyka posłankę, to co dopiero może się dziać ze zwykłym szeregowym obywatelem? Takie sytuacje nie mogą mieć miejsca.
Po konferencji Kucharska-Dziedzic przeprowadziła w MZK kontrolę poselską. Chciała sprawdzić wymianę korespondencji wewnątrz zakładu w jej sprawie. – Czy szeregowe urzędniczki otrzymały polecenie służbowe, żeby okłamywać posłankę? Czy może tak odczytywały intencje swoich przełożonych, że same z siebie uznały, że nie powinny zrealizować zamówienia? – zastanawia się.
MZK: Zabrakło komunikacji między nami
MZK przedstawia sprawę zupełnie inaczej. Wicedyrektor Robert Karwacki mówi, że w żadnym wypadku nie chodziło o to, by dyskryminować Anitę Kucharską-Dziedzic, a odmowa wywieszenia plakatów miała związek z przekształceniami w zakładzie (na spółkę). – Obecnie jesteśmy w trakcie przekształcenia z zakładu budżetowego w spółkę prawa handlowego. W trakcie tego procesu nasz majątek, którym dysponowaliśmy, jest całkowicie przekazywany miastu. Potem ten majątek będziemy od miasta dzierżawić. I już w warunkach dzierżawy z miastem będziemy mieli jasno określone zasady korzystania tego majątku.
Robert Karwacki: Dział przewozów, który odpowiada za sprawy reklamowe, nie wiedział o naszych czynnościach. O sprawach związanych z przekształceniami wiedziało kierownictwo zakładu, były to ustalenia z władzami Zielonej Góry. Przyznaję, zabrakło komunikacji między nami wewnątrz MZK.
Wicedyrektor MZK mówi, że gdyby zakład nie chciał wywiesić plakatów Kucharskiej-Dziedzic z przyczyn politycznych, nie byłoby na to zgody od samego początku. – Przecież wiedzieliśmy, z kim korespondujemy, a jednak zawarliśmy ustalenia. Zupełnie nie o to chodziło.
Dlaczego w takim razie tydzień później Kucharskiej-Dziedzic udało się przeprowadzić prowokację i MZK zgodził się na wynajęcie tych samych przystanków? – Nie znam tej sytuacji, nie mogę się na ten temat wypowiedzieć – mówi Karwacki.
CZYTAJ TAKŻE: David Hasselhoff na planie serialu tuż przy polsko-niemieckiej granicy. Zagra samego siebie
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS