„A co inni robią, żeby odsunąć PiS od władzy? Tusk objeżdża Polskę i buduje siłę PO, bo już na dogadanie się nie liczy” – pisze na łamach „Gazety Wyborczej” Agnieszka Kublik. „Wszyscy nie cierpią Donalda, bo nie mają takich międzynarodowych kontaktów, doświadczeń i nie potrafią tak porozumiewać się z tłumem jak on. No i w sondażach nie są w stanie PO dogonić” – dodaje. Liderów opozycji dziennikarka przedstawia jako grupę skłóconych mężczyzn kierujących się wyłącznie swoimi ambicjami.
CZYTAJ TAKŻE:
-Wciąż to promują? Nowacka wzywa do startu z jednej listy: „Mam wielki apel do wszystkich panów liderów, żeby przestali się kłócić”
-Tusk straszy „rozpiską”: W ciągu stu dni po wyborach wszystko będzie wyczyszczone. NIK przygotował materiał na kilkadziesiąt procesów
„Tego wszystkiego Hołownia nie jest w stanie zrobić”
Wszystkich liderów oprócz oczywiście Donalda Tuska, którego Kublik w każdej sytuacji gotowa jest bronić jak lwica. Zwłaszcza gdy TVP śmie przypominać, że przewodniczący Platformy Obywatelskiej nieco mija się z prawdą, twierdząc, że zawsze był sceptyczny wobec Putina i Rosji.
Dziennikarka „GW” rozpoczyna odniesieniem do deklaracji Szymona Hołowni, że aby odsunąć PiS od władzy przewodniczący Polski 2050 gotów byłby zrobić „wszystko”. Oceniła tę wypowiedź jako „efektowną, ale pustą”.
Bo „wszystko” to tak naprawdę tylko jedno – wspólna lista. I właśnie tego wszystkiego Hołownia nie jest w stanie zrobić. Czy wręcz nie chce.
— zauważa Agnieszka Kublik.
A co inni robią, żeby odsunąć PiS od władzy? Tusk objeżdża Polskę i buduje siłę PO, bo już na dogadanie się nie liczy
— podkreśla, punktując następnie poszczególnych liderów ugrupowań opozycyjnych.
Czarzasty twierdzi, że się opozycja dogadała, ale ponieważ to nieprawda, nieodgadanie się jest jeszcze bardziej rażące. Kosiniak-Kamysz, który musi iść z kimś na wspólnej liście, bo PSL jest za blisko progu, by ryzykować, wybrzydza na jedną wspólną listę
— wylicza Kublik, która najwyraźniej jest orędowniczką wspólnej listy, co zresztą w tekście uzasadnia.
Zdaniem dziennikarki, nie ma możliwości, aby Prawo i Sprawiedliwość „wykończyło samo siebie”, a na to najwyraźniej liczą ci z liderów, którzy wolą wystartować w wyborach oddzielnie.
Kto nie cierpi Donalda?
A kto nam ten hurraoptymistyczny kit wciska? Mężczyźni. Same gadające męskie głowy widać w telewizji
— podkreśla dziennikarka „Gazety Wyborczej”.
Ego. Narcyzm. Toksyczne ambicje. Agresja. Walki o miejsce w hierarchii stada, bo faceci mają naturalną skłonność do konkurowania o pozycję w społecznej hierarchii. To wszystko doprowadziło mężczyzn do władzy
— wskazuje Agneiszka Kublik, dodając, że wyżej wymienione męskie skłonności utrudniają płci przeciwnej życie w polityce, a kobietom „życie po prostu”.
Szymon nie cierpi Donalda. Włodek – Szymona i Donalda. Robert – Włodka, a Adrian – wszystkich naraz. Donald chce być numerem 1, Szymon chce być prezydentem, więc nie może działać wspólnie z Donaldem, Włodkiem, Władkiem, Robertem i Adrianem. Wszyscy nie cierpią Donalda, bo nie mają takich międzynarodowych kontaktów, doświadczeń i nie potrafią tak porozumiewać się z tłumem jak on. No i w sondażach nie są w stanie PO dogonić
— ubolewa dziennikarka, jak zwykle pochylając się nad „biednym” Donaldem Tuskiem, którego „wszyscy nie cierpią” (swoją drogą, ciekawe, czy przeszło jej przez myśl, że skoro przedstawiciele poszczególnych partii jakoś nie kwapią się do współpracy z Tuskiem, a nie odwrotnie, czyli że lider PO musi wręcz opędzać się od przyszłych koalicjantów, to znaczy, że być może z nim samym jest coś nie tak?).
Kobiety chcą czteropartyjnej, wspólnej listy
W kontrze do złych cech mężczyzn Kublik prezentuje pozytywne skłonności kobiet.
Kobiety – co udowodnione – mają mocniej rozwiniętą empatię, lepiej rozwiązują konflikty, unikają decyzji drastycznych. Dlatego potrafią stosować łagodną siłę. Łagodna siła to taka koncepcja władzy, w której środkiem do celu jest przekonanie innych, że łączą nas wspólne interesy, a nie grożenie przemocą i jednocześnie zachęcanie korzyściami
— wylicza, zastanawiając się, co by było, gdyby do negocjacji na temat list włączyły się kobiety? I konstatuje, że dokładnie to, na czym jej zależy.
Zapytałam kobiety z różnych ugrupowań, ile list. Nie mają wątpliwości – jedna, czteropartyjna. Bo to szansa nie tylko na pokonanie PiS, ale i na zorganizowanie państwa na nowo po PiS
— wskazuje Kublik, podkreślając, że oddzielne listy dałyby obecnej opozycji zaledwie nieco powyżej 231 mandatów, czyli znacznie mniej, niż potrzebne jest, aby dokonać w Polsce istotnych zmian.
Polityczki, z którymi rozmawiałam – tak, one też mają, ego, ambicje i lubią konkurować – od razu stawiają sobie wysoko poprzeczkę. Jak wysoko? Wspólne 307 mandatów.
— dodaje, zastrzegając, że będzie to „szalenie trudne”, choć nie całkiem niemożliwe.
Zaznacza przy tym, że „do obalenia prezydenckiego weta potrzeba minimum 276 mandatów. A do zmiany konstytucji – właśnie 307”.
Jak podsumowuje, jeśli mężczyźni nie zawalczą o taką szansę, „nikt im tego nie wybaczy” oprócz prezesa PiS.
aja/Wyborcza.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS