Z powodu zmiennych warunków wietrznych w piątek w Planicy odbyła się tylko jedna seria skoków. Zrezygnowano z kwalifikacji, a w konkursie zabrakło czasu, by 67 zawodników mogło skoczyć dwa razy. Zabrakło go, bo na Letalnicy nie ma sztucznego oświetlenia (na grudniowe mistrzostwa świata zamontowano oświetlenie tymczasowe).
Żeby wygrać, Żyła musiałby pobić rekord świata. O 6-7 metrów!
Ta jedna seria pokazała wszystkie bolączki współczesnych skoków.
Piotr Żyła, który skoczył najdalej, potrzebowałby jeszcze około 20 metrów, żeby wygrać konkurs (bo do zwycięzcy stracił 23,9 pkt, a każdy metr na skoczni do lotów to 1,2 pkt)! Czyli musiałby polecieć nie na 239, tylko na około 259 metrów! Przypomnijmy: rekord świata w długości skoku narciarskiego wynosi 253,5 m. A rekord skoczni w Planicy to 252 m.
Popatrzmy dalej: trzeci Bor Pavlovcić miał dopiero 10. odległość. Zwycięzca, Karl Geiger, był pod tym względem szósty, a Ryoyu Kobayashi, który zajął drugie miejsce, miał szóstą odległość dnia.
207,5 m to więcej niż 232,5 m. “Przelicznik to czasami tragedia”
To jeszcze nic – 207,5 m okazało się w tym konkursie lepsze niż 232 m. Chodzi o skoki 20. Piusa Pasche i 22. Cene Prevca. Niemiec i Słoweniec jechali z tej samej, 12. belki startowej. Ale jednemu system dodał 15,2 pkt, a drugiemu odjął 15,3 pkt.
– Przelicznik to czasami jest po prostu tragedia. Zbyt często zdarzają się konkursy, gdy nic nie daje, tylko przeszkadza. Jak kibic ma rozumieć, że lepszy jest ten skoczek, który wylądował o 25 merów bliżej? – komentuje Edward Przybyła.
– To jest wygłupianie się. Skoki nie mogą być tak nieczytelne. Wprowadzenie przeliczników w 2010 roku było pójściem w dobrym kierunku. Ale FIS tego nie dokończył. System przestał być udoskonalany, chociaż widać, że to jest konieczność – dodaje nasz międzynarodowy sędzia.
Przybyła przypomina, że podmuchy wiatru podczas skoku zawodnika nie są tak dokładne, jak powinny być. – Wiemy, że liczona jest średnia podmuchów i że czasem pomiar się spóźnia o kilka sekund. Przez to zdarza się, że ktoś leciał już w dobrych warunkach, a dostał rekompensatę za złe warunki. Człowiek patrzy i myśli, że to jest niemożliwe, żeby ktoś tak daleko skoczył z wiatrem w plecy – tłumaczy nasz sędzia.
“Ktoś upadł na głowę. Nie wiem, co tu jest grane”
Obok pilnej potrzeby udoskonalania tego systemu równie palącą potrzebą jest poprawa jakości sędziowania. W kończącym się sezonie arbitrzy wystawiający skoczkom noty mylili się zdecydowanie zbyt często. I nie inaczej było w piątek w Planicy.
– Chyba się wycofam z sędziowania. Po tym co zobaczyłem, chyba się wycofam – śmieje i denerwuje się Przybyła. – Jak Geiger może dostać 20 punktów za styl w tym skoku na 232 m? Oczywiście dostał to od Niemca. Ktoś upadł na głowę. Geiger ląduje na sztywne nogi i nie na jakiejś niesamowitej odległości – analizuje Przybyła.
Naszym zdaniem jeszcze dziwniejsze były noty dla Pavlovcicia. Spójrzmy, jak bardzo wysoko oceniony Słoweniec spisał się w porównaniu z surowo potraktowanym przez sędziów Żyłą.
Nie ma wytłumaczenia
Polski sędzia nie znajduje żadnego usprawiedliwienia dla takich pomyłek. – Nie mówmy tylko o źle ocenionych Polakach, bo będzie, że narzekamy, bo nasi nie wygrali i nie ma ich na podium. Problem jest naprawdę poważny – mówi Przybyła.
– Nie kupuję tłumaczeń, że wieża sędziowska jest za daleko i sędziowie nie widzą. Pracowałem też na konkursach lotów. Nawet kiedyś w Oberstdorfie się pokłóciłem z sędzią z Norwegii. On po skoku Adama Małysza krzyknął, żeby inni sędziowie słyszeli: “Adam nie lądował”. A ja na to: “dla ciebie nie lądował, a dla mnie lądował”. Może to ja źle widziałem, ale on powinien dostać żółtą kartkę za to, że sugeruje innym sędziom jak mają ocenić. Niestety, niektórym wolno więcej – podsumowuje Przybyła.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS