A A+ A++

U kandydatki na premiera Polski umiejętność odróżniania fikcji od rzeczywistości powinna być elementarnym warunkiem minimum.

Jest problem. Poważny. Posłanka Platformy Obywatelskiej Izabela Leszczyna została szpetnie oszukana. Albo odebrała tak niechlujne wykształcenie, cóż z tego, że na Uniwersytecie Jagiellońskim, iż sama się oszukała. A pani Leszczyna to postać nietuzinkowa. Nie tylko wiceminister finansów w rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz, lecz, wedle Onetu, kandydatka na premiera – przynajmniej w oczach swego dawnego pryncypała, a obecnego przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Z kolei poseł PO Artur Łącki wyznał w TVP Info, że przechodząc obok Izabeli Leszczyny, witał ją jako „wicepremier i minister finansów”.

Skoro już wiemy, jak wielką postacią jest Izabela Leszczyna, najwyższy czas na zacytowanie jej samej. 12 maja 2022 r. w programie „Onet Rano” ta znamienita postać wypowiedziała się w kwestii oblania (9 maja 2022 r.) czymś czerwonym ambasadora Rosji w Polsce, Siergieja Andriejewa. Jak przystało na polonistkę wykształconą na najstarszym polskim uniwersytecie, Izabela Leszczyna odwołała się do literatury, a konkretnie do „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza.

Jak ktoś czytał „Krzyżaków” w podstawówce, to pierwsza scena jest, jak poseł krzyżacki przyjeżdża do Polski. Napadnięty przez Zbyszka. I Zbyszka skazano na karę śmierci. Uratowała go Danuśka. To znaczy, że poseł obcego państwa, nawet jeśli jesteśmy z tym państwem w stanie wojny, musi być chroniony. Naprawdę, w średniowieczu to wiedzieliśmy

— błyskotliwie połączyła Izabela Leszczyn przeszłość ze współczesnością i literaturę z życiem. I w tym momencie pojawia się kwestia oszustwa lub samooszukiwania.

Na początek kwestie mniejszej wagi, choć też kompromitujące, gdy chodzi o absolwentkę polonistyki na UJ. Myli się ona, że atak Zbyszka z Bogdańca na krzyżackiego komtura, a jednocześnie posła do króla Władysława Jagiełły, Kuno von Lichtensteina, to treść pierwszej sceny w „Krzyżakach”. Ta sprawa pojawia się akurat w czwartym rozdziale. Poza tym Zbyszko nie zdążył napaść posła, a tylko ruszył ku niemu z przygotowaną do ataku kopią.

Naruszenie nietykalności krzyżackiego posła uniemożliwił rycerz Powała z Taczewa, który w imieniu króla dbał o bezpieczeństwo na obszarze między Tyńcem a Krakowem, gdzie rzecz się działa. Powała złamał kopię Zbyszka i zatrzymał jego konia. Posłowi Kuno von Lichtensteinowi zatem nic się nie stało. Ówczesne państwo w postaci upoważnionego przez króla rycerza Powały z Taczewa zadziałało i krzyżackiego posła ochroniło. Kandydatka na premiera, Izabela Leszczyna, strzeliła więc kulą w płot. Naganny i karalny był jednak sam zamiar, tym bardziej że Kuno von Lichtenstein nie zamierzał Zbyszkowi darować zniewagi.

Ustalenie tego, co Henryk Sienkiewicz faktycznie zapisał na kartach swej powieści to łatwa drobnostka. Dużo poważniejszą sprawą, tym bardziej u kandydatki na szefa rządu, jest inteligencja, sposób myślenia i logika. Oto Izabela Leszczyna autorytatywnie oświadczyła, że już w średniowieczu „wiedzieliśmy”, iż poseł musi być chroniony. Obiektywnie pewnie wiedzieliśmy, tylko że „Krzyżacy” wprawdzie dzieją się w średniowieczu (lata 1399-1410), ale nie jest to średniowieczny dokument (kronika). Zresztą Izabela Leszczyna zdaje się bardziej odwoływać do filmu Aleksandra Forda na podstawie powieści Sienkiewicza (z 1960 r.) niż do literackiego pierwowzoru. Ale film Forda też nie jest dokumentem z przełomu XIV i XV wieku.

Powieść „Krzyżacy” pierwotnie była w odcinkach drukowana w czasopiśmie „Tygodnik Ilustrowany”. W latach 1897-1900. I choć Henryk Sienkiewicz czytał wcześniej kroniki Janka z Czarnkowa (aktywnego głównie w czasach króla Kazimierza Wielkiego, a więc sporo przed czasami, w których dzieje się powieść), czytał też „Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego” Jana Długosza (działającego głównie w czasach króla Kazimierza Jagiellończyka, a więc sporo po wydarzeniach opisywanych przez Sienkiewicza), „Krzyżacy” to literacka fikcja. Fikcją jest też oczywiście film Aleksandra Forda.

Jeśli kandydatka na premiera powołuje się na powieść „Krzyżacy”, to odnosi się do tego, co pod koniec XIX wieku „wiedział” Henryk Sienkiewicz, a nie, co „wiedzieliśmy” w średniowieczu. A nawet nie tyle wiedział, co przedstawił w swojej powieści, czyli wymyślił. Gdyby chodziło o to, co faktycznie „wiedzieliśmy w średniowieczu”, trzeba by się odwołać do kronik Długosza. A i z tym byłby kłopot, zważywszy na krytykę zapisów Długosza ze strony choćby profesorów Aleksandra Brücknera czy Henryka Łowmiańskiego. Skorygowany obraz łatwo jednak znaleźć w którejś z wielu historycznych monografii dotyczących tamtych czasów, np. w trzecim tomie „Dziejów Polski” prof. Andrzeja Nowaka.

Kandydatka na premiera Izabela Leszczyna za średniowieczną „wiedzę” uznała fikcję literacką z końca XIX wieku i wyobraźnię Henryka Sienkiewicza. Albo jeszcze większą fikcję, bo podporządkowaną potrzebom filmowego widowiska, z 1960 r., czyli scenariusz Jerzego Stefana Stawińskiego i Aleksandra Forda. I w tym tkwi sedno problemu: uznawanie fikcji za rzeczywistość.

Podczas studiów polonistycznych na UJ Izabela Leszczyna powinna się dowiedzieć, że tzw. literatura piękna to fikcja, choćby autorzy odwoływali się do historycznych źródeł bądź historycznych postaci. Dlatego powieści, na przykład Józefa Ignacego Kraszewskiego (także jego „Krzyżacy 1410. Obrazy z przeszłości”), nie są źródłem historycznej wiedzy o opisywanych czasach. Czasem bywają źródłem wiedzy (choć nie przesadnie wartościowej) o czasach, w których powstały. Jeśli polonistka tego nie wie, to albo w czasie studiów ktoś ją oszukiwał, albo nie przykładała się, z czego mogło potem wynikać samooszukiwanie się.

U kandydatki na premiera dużego europejskiego państwa umiejętność odróżniania fikcji od rzeczywistości powinna być elementarnym warunkiem minimum. Innym warunkiem powinna być umiejętność racjonalnego rozumowania oraz przeprowadzania logicznego wynikania. Jeśli nie odróżnia się fikcji od rzeczywistości, to jest zwyczajnie niemożliwe. Pół biedy, gdy wynika z tego tylko śmieszne pomieszanie czasu akcji z czasem powstania fikcji (literackiej czy filmowej). Cała bieda jest wtedy, gdy na podstawie przesłanek wynikających z fikcji wyciąga się wnioski dotyczące teraźniejszej rzeczywistości.

Kandydatka na premiera Izabela Leszczyna nie po raz pierwszy popisała się mieszaniem fikcji i rzeczywistości, więc mamy tu raczej recydywę niż wypadek przy pracy. A to dowodzi braku elementarnych kwalifikacji, przede wszystkim intelektualnych. Ale to zapewne politykom Platformy Obywatelskiej w ogóle nie przeszkadza, bowiem oni robią to samo. Z Izabelą Leszczyna jest tylko ten dodatkowy problem, iż jest polonistką z wykształcenia, więc przynajmniej na poziomie kompetencji polonisty nie powinna mylić stanu świadomości autora fikcji ze stanem świadomości w czasach, w których fikcja się dzieje.

Tym bardziej polonistka nie powinna nie rozumieć tego, co czyta. Państwo Władysława Jagiełły, nawet w wersji fikcji literackiej, ochroniło krzyżackiego posła. Polskie państwo w maju 2022 r. nie mogło ochronić dyplomaty przed nim samym. A gdyby próbowało to robić, mogłoby zostać oskarżone o ograniczenie wolności i zamach na konwencję wiedeńską. Nie dość, że ktoś oszukał Izabelę Leszczynę podczas studiów, to chyba oszukuje ją nadal w kwestii tego, czym jest obserwowana przez nią rzeczywistość.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCiężarówka potrąciła na przejściu pieszego poruszającego się na wózku inwalidzkim
Następny artykułOszuści oszukali na sms od “PGE”