A A+ A++

Wczoraj po raz pierwszy, od dwóch tygodni, wyprowadziłem żonę na spacer. Nie, nie to żebym świadomie ryzykował życiem żony. Kupiłem na ebayu odpowiednie zabezpieczenia, maseczki, rękawice, ona sama świadoma zagrożenia założyła głęboką czapkę, kurtkę pikowaną, rękawy na ściągacze, dół na ściągacze. Wszystko według obowiązującej obecnie mody i przepisów prawa. Jesteśmy na czymś w rodzaju quasi – kwarantanny. Quasi, bo ja chodzę do pracy, co ma w obecnych czasach same plusy, rzadko w której pracy ogląda się telewizję, skutkiem czego człowiek się tak bardzo nie lęka. Żona niestety ma telewizor i boi się bardziej niż mały zając słyszący nadjeżdżający z łoskotem kombajn ” Bizon ” Oczywiście z faktu, że nie mam telewizora w pracy nie musi wynikać, że ja nie mam dostępu do informacji. Mam internet, mam dostęp do stronki ” coronavirus live tracker ” jednak ja pisanego tak się nie boję jak diabolicznych głosów wydobywających się z telewizora w czasie nadawania przez TVN ” Faktów ” Pisanego się nie boję, jest jakieś bardziej przyjazne, nie tak natarczywe i nie tak prymitywne. Chodzę zatem do pracy, dali mi ten glejt ” key workera ” coś tam gadają o ” essential job ” a nawet posuwają się do modyfikowania wybranych fragmentów z przemówienia Churchilla ” It is a war in wich all of humanity is on the same side ” Dlatego nie skorzystałem z eszelonu wiozącego rodaków do Polski, nie skorzystałem z oferty brytyjskiego rządu, który ” dobrowolców ” wysłał na 12 – tygodniowy, płatny w 80% urlop. Lojalność to lojalność, to nie jest puste słowo. Skoro byłem z nimi na dobre, to muszę być i na złe. Rejterować to mogą sobie osobniki w rodzaju premiera Tuska, mnie tego nie nauczono. Bądźmy twardzi. Choć ja naprawdę rozumiem troskę tych, którzy zabrali dzieci i wrócili do Polski. Troska o dzieci to rzecz chwalebna i bardzo ważna, jeśli tej troski zabraknie nasz świat niechybnie się zawali. Zatem jesteśmy w stanie wojny i z tego powodu ubrałem moją żonę według wszelkich rygorów wojny. Wyglądała jak dzierzgoński komtur Albrecht von Schwarzburg pod Grunwaldem. Wyszliśmy do parku, tuż za płotem, niech się wybiega, rozrusza, niech poczuje jak ” smakuje ” poranne, chłodne powietrze. A potem zobaczymy. Trzeba zacząć uczyć podstawowych reguł społecznego zachowania, podstawowych społecznych nawyków, uczyć obowiązków jakie każdy z nas musi wypełniać, od narodzin do śmierci. To wszystko po okresie kwarantanny jest w zaniku wśród naszego gatunku. Tego nie przewidziała ewolucja, a i sam Darwin zapomniał o tym napisać w swoim dziele ” O powstawaniu gatunków ” Spytałem z głupia frant

– Czy wiesz co to jest samochód ? 

– Zgłupiałeś do reszty ? Oczywiście, że wiem 

– A chciałabyś się przejechać ? Możemy pojechać do miasta

– Zgłupiałeś do reszty ? Chcesz mnie zabić ? 

– Dlaczego mam cie zabijać ? A to źle mi z tobą ? Ja stoję na lini frontu przeciw koronawirusowi, ja nie w jego transzejach służę, tylko w transzejach ludzkości. 

– Po co mielibyśmy jechać do miasta ? 

– Po co ? po co ? czy zawsze wszystko musi być po coś ? Możemy jechać na przykład na warzywny rynek i zrobić razem pierwsze od dwóch tygodni zakupy. 

– Nie, no ty zgłupiałeś do reszty. Chcesz mnie zabić ? 

– No przecież masz zabezpieczenia jak chirurg robiący operację na otwartym sercu. Co niby miałoby cię zabić ? Koronawirus przez gałki oczne nie wnika, przez pikowaną kurtkę również nie. Wełniana czapka ” gryząca ” tego podobno wirusy nie cierpią. Od słowa do słowa : dobrym słowem, sugestiami, naukowymi argumentami, przekonałem żonę, że warto zacząć żyć jak kiedyś, jak przed wojną ludzie żyli. Pojechaliśmy. W drodze nakreśliłem krótki szkic naszej pierwszej, wspólnej batalii z koronawirusem. To co w sztabach nazywają planem operacyjnym. Ja chodzę do pracy, posiadam sporą wiedzę wywiadowczą, wiem jak się obecnie zachować w konkretnych warunkach. Na przykład tutejszy rząd – choć konserwatywny – zaczął wbijać klina pomiędzy sakramentalne małżeństwa. Idziesz ze ślubną żoną do marketu, a ochroniarz w drzwiach pyta, jakby był jakimś urzędnikiem stanu cywilnego wystawiającym metrykę urodzenia

– Czy państwo są małżeństwem ? 

– Tak 

– To niestety jedno z państwa musi zostać na zewnątrz

I siedzą na murku przed marketem ci obcy mężowie z obcymi żonami, kompletny mix. Owszem zachowują ten tzw. social distancing, ale nasz osiedlowy listonosz, jeszcze w czasach PRL – u też zachowywał social distancing, nigdy linii wyznaczonej przez skrzynki pocztowe na klatce nie przekroczył, a jednak pani Reni z II – go piętra zrobił dziecko. I na Bogu ducha winnego dzieciaka nikt na osiedlu nie mówił inaczej jak ” Mały listonosz ” Social distancing to jedno, a wewnętrzna dyscyplina to drugie. Być może tam w markecie obca żona z obcym mężem nawiązują już nić sympatii, wymieniając się telefonami. A na murku przed sklepem podobnie, kwitnie życie towarzyskie. Ludzi opowiadają sobie jakie mają duże ogrody, jak łatwo w takich ogrodach znosić kwarantannę. Jakieś wykluwają się wzajemne fascynacje, też dochodzi do wymiany numerów telefonów. To się dobrze nie skończy. Stan wojenny w Polsce skończył się baby boomem, bo ludzie znali tylko komórki na węgiel. Dziś każdy ma komórkę z wi-fi i 4G, a nawet 5G. Jak to się nie skończy boomem rozwodowym, to ja się nie znam na zwyczajach ludzi znudzonych życiem. Dlatego ja, do końca tej ” wojny ” postanowiłem nie puszczać żony samej do sklepu, ani zostawiać jej na murku. Nakreśliłem zatem plan operacyjny zgodnie z którym powinniśmy zaparkować w ” martwym polu ” z dala od oczu ochroniarza. Rozdzielamy się, każdy wchodzi osobno, nie znamy się, a na pytanie ochroniarza

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSpowiedź w czasie epidemii. Czy można zrobić to przez telefon?
Następny artykułLekarz weterynarii: “Kontakt ze zwierzętami jest bezcenny, także podczas pandemii koronawirusa”