Wiadomości
2021.01.28 00:27
Białoruskie władze od ponad dwóch miesięcy nie wszczęły sprawy karnej o zabójstwo aktywisty Ramana Bandarenki. Swoje śledztwo przeprowadziła jednak inicjatywa ByPol – grupa milicjantów, którzy zerwali z reżimem. Ich ustalenia obciążają otoczenie Łukaszenki.
Raman Bandarenka był jednym z aktywistów działających na stołecznym placu Zmian – podwórku między blokami, gdzie koncentrował się opór przeciwko reżimowi Alaksandra Łukaszenki. W nocy z 11 na 12 listopada został tam ciężko pobity, w wyniku czego zmarł. O zabicie go Białorusini oskarżają służby bezpieczeństwa, a samego Ramana uważają za bohatera.
Na placu Zmian była rzeczniczka Łukaszenki i jego trener
W związku z tym, że białoruski wymiar sprawiedliwości nie zajął się sprawą porwania i skatowania Ramana Bandarenki na śmierć, inicjatywa ByPol przygotowuje materiały dowodowe dla międzynarodowych sądów i na potrzeby rozpraw po obaleniu reżimu Łukaszenki.
Najważniejszym wynikiem śledztwa było ustalenie wszystkich uczestników zdarzenia. Udało się tego dokonać za pomocą bilingów telefonicznych. Podejrzani zostali podzieleni na kilka grup.
Pierwsza grupa – komandosi SOBR
Pod koniec lat 90 i na początku XXI wieku to właśnie ze Specjalnego Oddziału Szybkiego Reagowania (rus. SOBR, biał. SAChR) rekrutowano członków białoruskich “szwadronów śmierci” odpowiedzialnych za zamordowanie przeciwników politycznych Łukaszenki. Także obecnie formacja ta bierze udział w zwalczaniu opozycji. W nocy z 11 na 12 listopada na placu Zmian byli:
– kapitan Siarhiej Sarman,
– starszy chorąży Siarhiej Anciufiejeu,
– chorąży Aleh Bujkiewicz,
– chorąży Raman Sawanka.
– starszy chorąży Jauhien Cimanouski ps. Ciaż. Prawdopodobnie to on przed zapakowaniem Ramana do nieoznakowanego busa złapał go za nogi tak, że chłopak uderzył głową w chodnik.
To właśnie busem SOBR Raman został zabrany z placu. Jeśli wierzyć przechwyconej rozmowie telefonicznej Dzmitra Baskawa z Dzmitrem Szakutą, to w samochodzie chłopak został skatowany.
„Sam widziałeś, powaliłem go, ale był przytomny” – znajomi Łukaszenki opowiadają o zabójstwie Bandarenki
2020.11.19 11:18
Według ByPol są wystarczające dowody, by uznać ww. funkcjonariuszy SOBR za podejrzanych o zadanie ciężkich obrażeń ciała motywowanych wrogością ideologiczną, które doprowadziły do śmierci (paragraf 14, części 2, artykułu 139 Kodeksu Karnego).
Grupa druga – OMONowcy
- kapitan Rusłan Kulaszou,
- chorąży Raman Krywaszein,
- szeregowi funkcjonariusze grupy operacyjnej z 7 kompanii 19 oddziału mińskiego OMONu.
To oni przywieźli nieprzytomnego Bandarenkę na komendę milicji dzielnicy Cenralny Rajon. ByPol kwalifikuje ich działania jako współudział w zabójstwie wg ww. artykułu Kodeksu Karnego.
Trzecia grupa – “ochotnicy” z otoczenia Łukaszenki
Razem z mundurowymi na plac Zmian przyjechali cywile, by niszczyć biało-czerwono-białe dekoracja przygotowane przez mieszkańców. Wśród nich byli:
- trener drużyny hokejowej Łukaszenki i szef Białoruskiej Federacji Hokeja Dzmitryj Baskau,
- instruktor walki wręcz w 3214 i 3032 jednostkach wojsk wewnętrznych MSW, kickbokser Dzmitryj Szakuta,
- rzeczniczka prasowa Łukaszenki Natalla Ejsmant, żona szefa państwowych mediów Iwana Ejsmanta,
- jej szwagierka, prowadząca wiadomości w państwowej TV Hanna Ejsmant,
- były hokeista, zawodnik hokejowej drużyny Łukaszenki Paweł Wołczak,
- jego żona Żaneta Wołczak.
Według ByPol to właśnie oni rozpoczęli sprzeczkę z Ramanem Bandarenką, w wyniku której został pobity i zabrany przez funkcjonariuszy. Cywile z otoczenia Łukaszenki zataili też informacje o innych uczestnikach przestępstwa, co można kwalifikować jako chuligaństwo i zatajenie przestępstwa, cz. 2 art. 339 i cz. 1 art 306 KK.
Obecność prawie wszystkich z tych osób potwierdzają bilingi ich telefonów. Dzmitryj Baskau, jako jedyny z tych 12 osób, wyłączył telefon. Jednak został rozpoznany wśród uczestników akcji i przyznał się do udziału w podsłuchanej rozmowie z Szakutą. Co więcej, jego telefon był wyłączony jedynie od 20:57 do 23:17, a przez resztę nocy jego komórka była niedaleko telefonów Szakuty i Natalli Ejsmant.
Фота: ByPol Biling telefonu Natalii Ejsmant. Źródło: ByPolBiling Dzmitra Baskawa. Źródło: ByPol
Dziennikarka Hanna Ejsmant zaprzeczyła doniesieniom ByPol twierdząc, że w tym czasie była w studiu, gdzie na żywo prowadziła wieczorny serwis informacyjny “Panarama”. Jednak niezależny portal Nasza Niwa słusznie zauważa, że nie jest to żadne alibi – program tego dnia był nadawany od 21:00 do 22:07, a Bandarenkę na komisariat przywieziono o 22:58.
Biling komórki Hanny Ejsmant pokazuje, że o 22:43 była ona przy ulicy Szczadryna 83, kilometr od placu Zmian i jej telefon się przemieszczał. Według Google Maps na przejazd ze studia na plac Zmian potrzebowałaby od 13 do 18 minut. Na moment zatrzymania Bandarenki mogła nie zdążyć, ale była w okolicy gdy katowano go w busie.
Biling Hanny Ejsmant. Źródło: ByPol
Na komisariacie OMONowcy powiedzieli, że Bandarenka jest pijany
Z placu Zmian do komisariatu milicji dzielnicy Centralny Rajon jest tylko 750 metrów. Według Google Maps to trzy minuty samochodem. Ramana Bandarenkę zabrano autem o 22:19, a dopiero o 22:58 przekazano go dyżurnemu na komendzie. Co działo się z nim przez 40 minut, nie wiadomo.
Jego stan po dostarczeniu na komisariat był ciężki: chłopak nie mógł się samodzielnie poruszać i mówić. ByPol powołując się na swoje źródła twierdzi, że gdy OMONowcy wrzucili zatrzymanego do dyżurki, chłopak mógł się już tylko wić.
OMONowcy ustnie wyjaśnili dyżurnemu, że mężczyzna jest mocno pijany, po czym opuścili budynek.
O godzinie 23:04 oficer dyżurny po raz pierwszy zadzwonił na pogotowie. To standardowa procedura, gdy na komisariat trafia osoba mocno pijana, twierdzi ByPol. Przy tym dyżurny rozmawiał z dyspozytorką pogotowia spokojnie i prosił o przysłanie karetki do pijanego człowieka.
Potem milicjanci usiłowali ocucić Bandarenkę, by zdobyć jego dane. W tym celu klepali go po twarzy i potrząsali nim. Wtedy funkcjonariusze zauważyli, że nie śmierdzi on alkoholem. Potem jeszcze dwa razy dzwonili na pogotowie (o 23:06 i 23:08). Wtedy już twierdzili, że Raman nie jest pijany i że stracił przytomność.
Od godziny 9:00 11 listopada do 9:00 12 listopada dowódcą zmiany na komisariacie był zastępca naczelnika wydziału kryminalnego płk Alaksiej Babkou. Z bilingu jego telefonu wynika, że o pierwszej w nocy był w Szpitalu Pogotowia Ratunkowego – tam, gdzie zabrano Bandarenkę. Na komisariacie zatrzymanego przyjął dyżurny, którego nazwisko nie jest znane.
Według ByPol pułkownik Babkou i anonimowy dyżurny są odpowiedzialni za przyjęcie Bandarenki bez sporządzenia odpowiedniego protokołu i sprawdzenia, czy nie potrzebuje pomocy lekarskiej. Można to zakwalifikować jako bezczynność osoby odpowiedzialnej (cz. 3 art. 425 KK).
Rozkaz w którym Babkou jest mianowany dowódcą zmiany. Zdjcie: ByPol
Wyników ekspertyzy szukały psy
Raman Bandarenka do szpitala trafił o 00:05 i przyjęcie pacjenta zakończyło się o 00:10. Chłopak był wtedy nieprzytomny. Poziom jego przytomności został oceniony na 4 w 15 stopniowej skali Glasgow. Przy czym najniższy możliwy wynik to 3.
U aktywisty zdiagnozowano “ciężki zamknięty uraz mózgowo-czaszkowy. Ostre krwiaki podtwardówkowe na obu półkulach mózgu. Urazowy krwotok podpajęczynówkowy – krwotok do przestrzeni podpajęczynówkowej – podaje ByPol.
Inaczej, Bandarenka trafił do szpitala bez szans na przeżycie.
Z punktu widzenia oceny prawnej, urazowe obrażenia Ramana bezpośrednio wskazują na gwałtowny charakter ich zadania – podkreśla ByPol.
Urazy na twarzy, uchu, obu nogach i zapis wideo, na którym funkcjonariusz SOBR upuszcza go na ziemię, według ByPol świadczą o tym, że Bandarenka nie zadał sobie tych obrażeń sam.
Śledczy organizacji twierdzą, że w kompleksowej ekspertyzie medycyny sądowej zapisane było, że zginą on na skutek pobicia. Badanie przeprowadzili naczelnik Wydziału Ekspertyz Ogólnych nr 2 Zarządu Ekspertyz Sądowych Państwowego Komitetu Ekspertyz Sądowych I. Nawumik i jego zastępca C. Harelik.
Ekspertyzę medyczno-kryminalistyczną wykonano w Laboratorium Ekspertyz Ogólnych nr 3. Została ona wysłana z jednego zakładu do drugiego, ale po drodze zniknęła. Dokumentów nie mogli odszukać ani kryminaliści, ani obsługa monitoringu, ani psy tropiące. Formalnie wewnętrzne śledztwo dalej trwa.
Wynik badania materiałów biologicznych pobranych od Ramana Bandarenki. Zdjęcie: ByPol
Wyniki śledztwa obalają kreowaną przez Łukaszenkę i jego propagandystów tezę, że w chwili śmierci Bandarenka był pijany. Owszem, początkowo został tak zakwalifikowany przez załogę karetki, która wnioskowała po nieprzytomności i śladach wymiocin. Jednak w jego krwii nie wykryto alkoholu, a jego ślady w moczu mogą oznaczać, że wypił przed kilkoma dniami.
Zdobyte przez ByPol dowody mogą zostać przekazane dowolnemu europejskiemu sądowi, który rozpocznie proces karny przeciwko
uczestnikom wydarzeń prowadzących do śmierci Ramana Bandarenki. Mogą też trafić do Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze.
„Dzisiaj był taki straszny przypadek”. Co aresztowany lekarz zdążył powiedzieć o śmierci uczestnika protestów
2021.01.20 16:29
jap,pj/belsat.eu
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS