27 lutego, ćwierćfinał Pucharu Polski siatkarek. Chemik Police przegrywa z Legionovią 2:3 i odpada z rozgrywek. Nie weźmie udziału w Final Four po raz pierwszy od czterech lat. Dla klubu z renomą Chemika to wręcz wstyd. Prezes Paweł Frankowski staje przed trudnym wyborem: zwolnić byłego trenera reprezentacji Polski, Jacka Nawrockiego, którego sprowadził do klubu dopiero kilka miesięcy temu, czy narazić zespół na kolejne niepowodzenie, w walce o mistrzostwo Polski? Wówczas niewielu jest w stanie myśleć pozytywnie o reszcie sezonu Chemika.
Ostatecznie Frankowski dziękuje za współpracę Nawrockiemu i przekazuje zespół jego asystentowi, Markowi Mierzwińskiemu, który w klubie w różnych rolach pracował już od dziewiętnastu lat. Teraz wreszcie został trenerem pierwszego zespołu. I to z jakim skutkiem. Od objęcia zespołu nie przegrał ani jednego meczu, a 70 dni po klęsce w Pucharze Polski, w ciągu zaledwie trzech meczów finałowej rywalizacji z Developresem Bella Dolina Rzeszów, policzanki pod jego wodzą zapewniają sobie dziesiąte mistrzostwo Polski w historii klubu. Mierzwiński zostaje pierwszym szkoleniowcem, który wygrał drugą ligę, pierwszą ligę i zdobył tytuł mistrza Polski na poziomie ekstraklasy.
Chemik przeszedł przemianę i zdobył tytuł pomimo kryzysu. “Nabrałyśmy dużo pewności siebie”
O sprawie zwolnienia Nawrockiego dzisiaj w Policach się już nie rozmawia. To temat tabu, choć częściej nazywany po prostu przeszłością. A ją od teraźniejszości i walki o mistrzostwo odgradzano grubą linią. Zespół przeszedł ogromną przemianę i udokumentował ją zdobyciem tytułu mistrzyń Polski. – Nabrałyśmy dużo pewności siebie i wiary we własne umiejętności. To pomogło nam zbudować pozytywną atmosferę na boisku, która przełożyła się na wyniki – tłumaczy przyjmująca Martyna Łukasik.
Kluczową postacią dla odmienionego Chemika wydaje się być nowy trener. – Trener Marek jest z nami całym sobą. Motywuje, wspiera, nie tylko, kiedy jest dobrze, ale też w tych najtrudniejszych momentach. Czujemy, że nigdy nas nie opuści. Bardzo naciskał na stworzenie dobrej atmosfery, to okazało się bardzo ważne – podkreśla Martyna Czyrniańska. Sam Mierzwiński nie czuje się jednak bohaterem. – Od samego początku byłem przekonany, że w tej lidze można jeszcze wszystko wygrać. Od samego początku sezonu znaliśmy receptę na wszystkie zespoły. Wcześniej nie potrafiliśmy tego po prostu wykorzystać. Teraz jednak się udało. Ważne jest to, że nie ja, a zespół uwierzył w to, że się uda. Że dziewczyny podniosły się po sporym kryzysie. Wiedzieliśmy wszyscy, że potrafią grać na takim poziomie. Musiały to udowodnić, pójść tą drogą i chwała im za to, że to zrobiły – wskazuje Mierzwiński.
– Jestem związany z tym klubem od wielu lat i to najpiękniejsze, co mogło mi się po takim stażu przytrafić. Robiłem wszystko, co mogłem w każdej roli, jaką dostałem. Tak odwdzięczam się za zaufanie, jakim mnie tu obdarzono – dodaje szkoleniowiec.
“To nasze księżniczki, nasze królewny”
– Te zawodniczki to nasze księżniczki, nasze królewny. Tak je traktujemy – mówi o swoich siatkarkach Mierzwiński. Nazywa je tak w wywiadach od samego objęcia zespołu. Chociaż z klubu słyszymy, że gdy trzeba, trener potrafi być i ostrzejszy, zwłaszcza w szatni. – Dodatkowa motywacja się przydaje, więc czasem cały sztab musi nieco zmienić podejście do zawodniczek, ale one wiedzą, jakim szacunkiem je darzymy. Odwdzięczyły nam się na boisku z nawiązką – wskazuje Mierzwiński.
– Zawsze nie może być gładko i ładnie, ale często jesteśmy tymi “księżniczkami” – śmieje się Martyna Łukasik. – Trener idealnie używa silnej ręki, gdy tego potrzebujemy. Znajduje odpowiedni balans i jak widać po wynikach, wykonuje kawał świetnej roboty – ocenia zawodniczka.
– Pokazałyśmy po zmianie trenera, że jesteśmy jednością, silną drużyną. Nie przegrałyśmy od tego momentu żadnego meczu i to pokazuje naszą prawdziwą jakość. Wcześniej brakowało “tego czegoś” – dodaje Martyna Czyrniańska. Rozmawiamy z nią tuż po dekoracji. Po jednym z pytań zostaje oblana szampanem przez jednego z członków sztabu Chemika. Śmieje się, że przedwcześnie ucieszyła się, że tego uniknęła. Za parę godzin nie uniknie jednak napisania matury z angielskiego. Tę z matematyki przez finał Tauron Ligi musiała przełożyć na czerwiec.
Złoty medal jest dla “Marley”. “Jest naszym światełkiem”
Na środku boiska do selfie z medalem pozuje Iga Wasilewska. Środkowa od razu zaznacza: to dla męża. Pytamy, czy medal też mu dedykuje. – Mąż jest moją największą motywacją i wsparciem. Już nie raz gasił pożary w domu, więc jestem mu bardzo wdzięczna – wyjaśnia środkowa. – Miałyśmy sporo wzlotów i upadków. Wątpliwości pojawiały się często i to trofeum, ten puchar za mistrzostwo Polski, jest nagrodą za to, że sobie z tym poradziłyśmy – mówi Wasilewska.
Wyjątkowa dedykacja całego zespołu jest jasna. “Marley”, czyli Marlena Kowalewska. Rozgrywająca Chemika podczas pierwszego meczu finałowego zerwała więzadła w kolanie i na trzeci mecz wróciła do hali, ale o kulach. Słowa wsparcia, okolicznościowe koszulki, a potem wciągnięcie na podium, żeby choć chwilę poświętować tytuł tak, jak reszta drużyny – tak zakończenie finału wyglądało z perspektywy kontuzjowanej zawodniczki. – Chciałyśmy zagrać dla niej, bo jest naszym światełkiem, takim promyczkiem. Tworzy świetną energię. Zasłużyła, żeby zagrać w tym finale i poprowadzić nas do mistrzostwa do ostatniej chwili, ale stało się to, co się stało – opisuje Iga Wasilewska. I bardzo chwali także Brazylijkę, Naiane de Almedię Rios, która pomimo dotychczasowej roli zawodniczki rezerwowej, gdy zespół jej potrzebował, zdecydowanie nie zawiodła. – Zagrała tak, że nie było wobec niej nawet cienia wątpliwości – ocenia Wasilewska.
Na koniec, gdy zawodniczki udają się do kibiców, czekających na nie przed halą, dotrzymujemy jeszcze kroku Jovanie Brakocević – twarzy Chemika od dwóch lat i jednej z najlepszych zawodniczek w historii polskiej ligi. – Czy czuję, że osiągnęłam w niej już wszystko. Nie, takie mecze zawsze działają na mnie w wyjątkowy sposób. Najlepiej gram właśnie, kiedy jestem pod taką presją rywalizacji o najwyższą stawkę. Sezon był trudny, przegrałyśmy w pucharze i fazie grupowej Ligi Mistrzyń, bo nie awansowałyśmy do ćwierćfinału, ale potrafiłyśmy stać się zespołem grającym siatkówkę na najwyższym poziomie na finał. Wtedy, kiedy to liczy się najbardziej. Z tego ja i myślę, że jako cała drużyna możemy być dumne – wyjaśnia Serbka.
Siatkarki Chemika potwierdziły: są hegemonem polskiej ligi
Na finale mistrzostw Polski w Chemiku kończyło się do tej pory planowanie przyszłości drużyny. Gdy pytamy Jovanę Brakocević o to, czy wie już, czy zostanie w drużynie na kolejny sezon, odpowiada tylko, że rozmowy przed nią i nie chce niczego deklarować.
Podobnie mówi o sprawie swojej posady trener Marek Mierzwiński. – O przyszłości jeszcze nic nie wiem. Ustaliliśmy z prezesem, że najlepiej będzie usiąść do stołu i rozmawiać o tym, co dalej, dopiero po zakończeniu sezonu. Zobaczymy, co ustalimy. Minie parę dni i spotkamy się z prezesem. Jeżeli zarząd i prezes dadzą mi taką szansę, to chętnie podejmę się zadania prowadzenia tego zespołu dalej. Jestem ambitnym człowiekiem i zrobię wszystko, co się da dla dobra Chemika. Niezależnie od podjętej decyzji w jakiejś roli tutaj zostanę i będę gotowy do dalszej pracy – przekonuje szkoleniowiec.
Wydaje się jednak, że klub zrobi wszystko, żeby utrzymać tak dużą część mistrzowskiego składu, jak to tylko możliwe. Nie tylko dlatego, że przemawia za tym jakość zawodniczek. Chemik wreszcie stworzył zgrany zespół, który pozwolił mu udowodnić, że nadal jest ligowym hegemonem. Musi mieć tylko umieć ułożyć sobie drużynę. Statystyki dopowiedzą resztę. W ostatnich dziewięciu sezonach Chemik był mistrzem Polski aż osiem razy. I nic nie wskazuje na tym, żeby w przyszłym miał nie być faworytem do kolejnego triumfu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS