A A+ A++

Historie o wykorzystywaniu ludzkiej skóry do wytwarzania książek sięgają XIII wieku.

Co byście powiedzieli, gdyby ktoś, chcąc wyrazić swoją miłość, podarował wam cząstkę siebie? Dosłownie! Na przykład w formie romantycznych sonetów elegancko oprawionych w… ludzką skórę. Brzmi jak historia z horroru? Niekoniecznie. Nasi przodkowie żyli w przekonaniu, iż marnowanie ładnych kawałków ich skóry to nie zawsze dobry pomysł. 

Historie o wykorzystywaniu ludzkiej skóry do wytwarzania książek sięgają XIII wieku. W tym czasie miały powstać dwie Biblie oraz dekretał, których treść została spisana na tym makabrycznym materiale. Egzemplarze te dawniej wzbogacały zbiór sorbońskiej biblioteki, a obecnie znajdują się w posiadaniu Francuskiej Biblioteki Narodowej. Czy naprawdę do ich stworzenia wykorzystano ludzkie tkanki? Trudno stwierdzić, gdyż władze instytucji do tej pory nie zbadały prawdziwego pochodzenia kart tych woluminów.

Tak czy owak, dzieje Francji wydają się dość mocno związane z historią introligatorstwa antropodermicznego (jak oficjalnie nazywa się oprawianie ksiąg w ludzką skórę). Wybuch i brutalność rewolucji francuskiej miały być idealnym momentem do rozwoju tej sztuki. W miejscowości Meudon istniała ponoć garbarnia specjalizująca się w wyprawianiu ludzkiej skóry, którą wykorzystywano nie tylko do oprawiania książek, ale również wykonywania ubrań, m.in. kamizelek czy bryczesów.

Prawdziwość tego miejsca budzi wśród historyków i naukowców wątpliwości, niemniej opowieści o różnego typu „uczłowieczonych”, które rzekomo znajdowały się w zbiorach bibliofilów znad Sekwany, krążyły również po II wojnie światowej.

„Niewielu z nas, którzy odbyli grand tour, pominęło muzeum Carnavalet i nie widziało kopii francuskiej konstytucji z 1793 roku [oprawionej w ludzką skórę – przyp. aut.]” – pisał Amerykanin Lawrence S. Thompson w powojennym artykule o antropodermicznym introligatorstwie. Thompson z pewnością się do nich nie zaliczał – opisał nawet kolor oprawy („lekko zielony”).

Jak każdy kontrowersyjny temat, tak i ten owiewa wiele mitów i legend, a ustalenia prawdy nie ułatwia fakt, iż proces garbowania uszkadza DNA, utrudniając tym samym potwierdzenie wiarygodności podejrzanych egzemplarzy. Nie oznacza to jednak, że książki oprawione w ludzką skórę należy włożyć między bajki.

Pokuta za zbrodnie

W XIX wieku w Wielkiej Brytanii uważano, że skazanie kogoś na szubienicę za popełnione przestępstwo nie jest wystarczającą karą. Dlatego wiele ciał skazańców trafiało do szkół medycznych oraz szpitali, gdzie były wykorzystywane do celów naukowych.

Publiczne sekcje zwłok i pobieranie organów do badań pozwoliło wykształcić rzesze młodych lekarzy. Nie była to jednak jedyna forma „odkupienia winy” przez skazańca. Zdarzało się, że z ciała denata ściągano skórę, by następnie zastosować ją do… oprawienia rozprawy na temat jego zbrodni.

Tekst powstał m.in. w oparciu o książkę „Biblioteka szaleńca. Największe kurioza wydawnicze”., autorstwa Edwarda Brooke-Hitching . Wydana została przez Wydawnictwo Rebis

Spotkało to m.in. 18-letniego Johna Horwooda, straconego za spowodowanie śmierci dziewczyny, w której był nieszczęśliwie zakochany. Płatem jego skóry „oprawiono później akta (…) jego sprawy. Okładkę książki ozdobiono trupią czaszką i piszczelami oraz słowami Cutis Vera Johannis Horwood”. Szkielet mężczyzny przez prawie dwa wieki był wykorzystywany do nauki anatomii – aż do momentu, gdy jego daleka krewna w końcu się o niego upomniała i zorganizowała pochówek.

Podobnych przypadków było oczywiście więcej i nie zawsze wiązały się one z „upamiętnieniem dokonań” przestępcy. Ich skórą oprawiano również takie pozycje jak słowniki czy nawet utwory poetyckie (np. zbiór dzieł Miltona). Nie za każdym razem chodziło też o pośmiertne ukaranie zbrodniarza.

James Allen, znany prawu również jako George Walton, był niepokornym rozbójnikiem grasującym w pierwszej połowie XIX wieku na terenie stanu Massachusetts. Gdy nadszedł kres jego „działalności”, zażyczył sobie, by w jego skórę oprawiono dwa egzemplarze wspomnień, które do dziś można zobaczyć w bibliotece Boston Athenaeum.

Czytaj też: Biblia Diabła – średniowieczny manuskrypt, w którym ukazano Lucyfera

Miłosny podarunek

Historia zna również ludzi, którzy w obdarowaniu kogoś częścią swojej skóry upatrywali romantycznego gestu. Takiego „zaszczytu” dostąpił m.in. francuski astronom Camille Flammarion. Otrzymał on w prezencie płat skóry z pleców młodej hrabiny (jej nazwiska nigdy nie poznał), która była nim sekretnie zakochana. Kobieta, umierając na gruźlicę, zażyczyła sobie, by po jej śmierci naukowiec oprawił w jej skórę swe najnowsze dzieło.

„Taki pomysł jest absolutnie dziwaczny” – wyjaśniał astronom w liście do historyka i lekarza dr. Augustina Cabanesa. „Ale fragment tego pięknego ciała to wszystko, co z niego dziś przetrwało, i może przetrwać kolejne wieki w stanie pełnej szacunku konserwacji”. Astronom spełnił życzenie anonimowej wielbicielki i oprawił w jej skórę Terres du ciel, które ukazało się w 1877 roku.

fot.© Katherine Conlon Książka ze skóry Johna Horwooda

Z kolei pewien poeta, który uległ poważnemu wypadkowi podczas jazdy konnej i stracił nogę, nie chcąc, by kończyna poszła całkowicie na marne, poprosił o jej oskórowanie. Pozyskanym w ten sposób materiałem kazał oprawić swoje sonety – podarował je potem w prezencie ukochanej. Inna kobieta w podobny sposób zdecydowała się uczcić pamięć zmarłego męża:

Na początku XX wieku do zakładu Elberta Hubbarda w Nowym Jorku, w którym pracował młody introligator Dard Hunter, przyszła wdowa, prosząc, by oprawić listy jej męża. Przyniosła własny materiał – skórę z pleców nieboszczyka. Gdy jakiś czas później Hunter dowiedział się, że kobieta ponownie wyszła za mąż, zastanawiał się, czy jej mąż, spoglądając na półkę z tomikiem, nie rozważa, jak wyglądałby jako tom II. »Miejmy nadzieję, że była to edycja limitowana« – zakończył tę anegdotę w swych wspomnieniach »My life with paper«.

Dzisiaj dla większości z nas taka forma wyrażania uczuć wydaje się makabryczna. Należy jednak zwrócić uwagę, że odczucia te w dużej mierze ukształtowały wydarzenia II wojny światowej, gdy naziści wykorzystywali ludzkie szczątki z obozów koncentracyjnych do produkcji przedmiotów codziennego użytku (np. mydła, portfeli czy albumów na zdjęcia). Coś, co dawniej pełniło formę kary, przestrogi lub fanaberii, stało się symbolem idei, której celem była eliminacja całego narodu.

Niemniej introligatorstwo antropogeniczne, jakkolwiek wydaje nam się dziś przerażające, dawniej w wielu przypadkach pełniło funkcję zarówno upamiętnienia, jak również wyróżnienia dzieła spośród innych – i to nierzadko za zgodą samych dawców tego największego ludzkiego organu.

Bibliografia

  1. Brooke-Hitching, Biblioteka szaleńca, Dom Wydawniczy Rebis, 2020.
  2. Woźniak, Introligatorstwo. Książki w ludzkiej skórze, wyborcza.pl, 03.11.2015.
  3. Worsley, A Very British Murder, BBC Four, 2013.
  4. Ucińska, Lektura po ludzku, focus.pl, 20.06.2012.
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułIberdrola i Ingeteam założyły spółkę joint venture w celu produkcji elektrolizerów w Hiszpanii
Następny artykułRzeczy, których nie widuje się na co dzień CXIX – Na co Hiszpanie przerobili 100-letni kościół