Niemodnie jest wydawać książki ważące tonę, które na dodatek mają tylko jednego bohatera. Współczesne opowieści zaskakują zwrotami akcji, są kontrowersyjne, a czasem nieznośnie awangardowe. Andrzej Nowakowski (felietonista „Wyborczej”) postanowił opowiedzieć o czasie, który nie pędzi; który kończy jedno, żeby zacząć drugie i w którym niektóre przypadki mogą być przemyślane. To czas Rynku Głównego. Wielkie wyzwanie, ciężka robota, efekt, którego nie da się przewidzieć. Bo jak uniknąć powtarzania tego, co już powiedziano, sportretowano; jak wycisnąć z Rynku Głównego coś jeszcze?
Kto mieszkał przy Rynku? Dlaczego Rynek stał się salonem?
Nowakowski fotografuje. Był już z aparatem wszędzie i portretował wszystko (co krakowskie), docierał do miejsc, do których inni nie mieli dostępu albo wydawały im się one nieciekawe. W książce „Czas. Rynek Główny w Krakowie” jego zdjęcia odgrywają taką samą rolę, jak teksty (i reprodukcje obrazów). O ich napisanie poprosił historyków, historyków sztuki, geologa, rysownika, muzyka, pisarza, antykwariusza. Całą galerię ludzi związanych z Krakowem, pracujących dla niego, śledzących zmiany w nim zachodzące. Każdy tekst jest wykładem, osobistą monografią Rynku, relacją z różnego czasu i w innym kontekście.
Bazylika Mariacka Fot. Andrzej Nowakowski
Kto mieszkał przy Rynku? Dlaczego pałace zamieniły się w kwatery dla wojska i zajazdy? Gdzie były kluby towarzyskie, a gdzie urzędy? Jakiej kamienicy szukał aptekarz, a jakiej prawnik i filantrop? Dlaczego Rynek stał się salonem i co to właściwie znaczyło? Albo największą na świecie kaplicą cmentarną? W których uliczkach wiało konserwatyzmem, a gdzie hulał wiatr awangardy? Skąd wzięły się te wszystkie Rynkowe zegary odmierzające czas, te dzwony przeróżne? To nie są błyskotki, które zwabią czytelnika, ale rzeczy, w które Rynek obrastał, dzięki którym nabierał tożsamości.
Puls Rynku da się zmierzyć i najcenniejsze jest to, że dla każdego ma on inny rytm. Rynków, jak tłumaczy Wit Szostak, pisarz, jest wiele, a już na pewno 11:
„… gdyż tyle ulic wpada do Rynku. (…). Wiem o nich wszystkich, ale nie każdy jest mój. Tylko dwa pierwsze, może jeszcze pół trzeciego. Bracki jest trochę mój, ale tylko trochę. Sienny jest Rynkiem pierwszym, Rynkiem dzieciństwa; Grodzki Rynkiem młodości, Rynkiem knajp i spotkań z przyjaciółmi; (…). Mijamy się, bo chodzimy po innych miejscach. Czym innym dla nas Rynek się zaczyna, czym innym kończy. Tak jak na Rynku Siennym musiałem domyślać się ratusza i pałacu Pod Baranami, tak ludzie Rynku Szewskiego domyślają sobie Mickiewicza i kościółek św. Wojciecha”.
Rynek Główny, widok na Wawel Fot. Andrzej Nowakowski
Rynek w czasie pandemii
Książka Nowakowskiego o czasie Rynku powstała w dziwnym czasie: dla jednych jest to „doba pandemii”, dla innych „przerwa, na którą udała się ludzkość”. Zarówno dobę, jak i przerwę widać na zdjęciach, inaczej być nie mogło. Czas Rynku nie spieszy się, nie podkręcają go ludzie, bo przecież ludzi nie ma. Rynek ani nie czeka, ani nie tęskni.
To było 16 miesięcy portretowania (powstało 15 tys. zdjęć), szukania formy, bawienia się techniką (bracketing, operowanie ogniskową aparatu, a potem postprodukcja). Nowakowski postawił na fotografię cyfrową, nie chciał udawać, że to coś nie istnieje. Istnieje, ale nie zrobi za człowieka wszystkiego; to człowiek patrzy. Co zobaczył autor? Po prostu piękno, które współgra z czasem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS