O różnych eksperymentach liturgicznych już słyszeliśmy, ale to, co zrobił ks. Mattia Bernasconi z parafii św. Ludwika Gonzagi w Mediolanie, przekracza wszelkie granice. Wspomniany kapłan podczas wakacyjnego wyjazdu z nastolatkami odprawił Mszę na plaży nieopodal Crotone nad Morzem Jońskim ubrany tylko w same slipki. Duszpasterz młodzieży zanurzony był po pas w wodzie, a za ołtarz posłużył mu bujający się na falach dmuchany materac. Wszyscy uczestnicy Eucharystii siedzieli w strojach kąpielowych przy brzegu w wodzie.
Powaga urzędu i instytucji
O sprawie poinformował lokalny portal La Provincia Crotonese, opisując Mszę w tonie afirmatywnym jako niecodzienne wydarzenie, a właściwie jako „hołd złożony Kalabrii” przez kapłana i młodzież. Skandaliczna liturgia nie wywołała do tej pory większego rezonansu w kręgach katolickich. Jednym z niewielu, którzy ją skomentowali, był włoski pisarz i publicysta Stefano Chiappalone. Abstrahując od tego, że mediolański duszpasterz swym bluźnierczym sposobem celebracji pogwałcił liczne prawa kościelne i kanoniczne, krytyk zwrócił uwagę na jeden dający wiele do myślenia element.
Otóż – zapytał on – czy wyobrażamy sobie sędziego, który prowadziłby rozprawę sądową na plaży, zanurzony w wodzie, bez togi, w samych tylko slipkach, zaś akta sprawy pływałyby na materacu? Oczywiście, to nie do pomyślenia. Dlaczego? Ponieważ sędziowie traktują poważnie siebie oraz instytucję, która za nimi stoi. Mają świadomość, że reprezentują autorytet prawa i majestat państwa, którego nie mogą narazić na śmieszność.
Ks. Bernasconi nie podchodzi jednak do swej posługi w taki sposób jak sędziowie. W jego wydaniu Eucharystia (czyli uobecnienie Męki Pańskiej) staje się kolejnym wakacyjnym wygłupem, czymś pozbawionym elementarnej powagi. Już w tej chwili na forach internetowych niektórzy zadają sobie pytanie, czy ksiądz, odprawiając Mszę, rzeczywiście miał na sobie slipki, czy też był goły – przecież pod wodą nie było widać jego majtek.
Poczucie absolutnej bezkarności
Z pewnością jest jedna rzecz, która ośmieliła kapłana do takiego czynu – poczucie absolutnej bezkarności. Duchowny nie celebrowałby tak Eucharystii, gdyby nie był przekonany, że nie spotka go za to żadna kara. Potwierdza to oficjalne oświadczenie diecezji Cortone, będące odpowiedzią na zaistniałą sytuację. Komunikat zachwyca się „pięknem i powagą doświadczenia tych młodych ludzi, którzy wybrali nasz teren, aby zaangażować się w obóz wolontariuszy i zadać sobie pytania na temat prawa”; podkreśla, że należy docenić ich wybór i okazać im wdzięczność za to, że „swą obecnością wzbogacili naszą ziemię i przeżyli moment wzrostu, który wpłynie również na ich miejsce w życiu codziennym”. Z drugiej strony komunikat przypomina w bardzo ogólnikowej formie, że „sprawowanie Eucharystii i w ogóle sakramentów ma swój własny język, na który składają się gesty i symbole, które chrześcijanie, a zwłaszcza wyświęceni kapłani, powinni szanować i wzmacniać, nie wyrzekając się ich zbyt pochopnie”. W oświadczeniu nie ma ani słowa napomnienia czy najmniejszej choćby krytyki pod adresem celebransa.
Nie należy się też raczej spodziewać żadnych zdecydowanych reakcji ze strony Stolicy Apostolskiej, która – w sprawach liturgicznych – najwięcej energii wkłada ostatnio w eliminowanie z kościołów nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego. Jednym z głównych zarzutów pod adresem wiernych, którzy biorą udział w Mszach trydenckich, okazuje się… „sztywność”. W ostatnich latach w wypowiedziach czołowych hierarchów urosła ona wręcz do rozmiarów grzechu, który nie może być w Kościele tolerowany. Jak więc można dziś ukarać ks. Bernasconiego, od którego chyba nikt nie zrobił więcej, by walczyć ze „sztywnością” podczas liturgii?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS