Napisał ksiądz książkę „Życie w cieniu pandemii, tajemnica przemijania”. Czy to pandemia, jak sugeruje tytuł, była główną inspiracją do napisania tych rozważań, czy też publikacja powstawała już wcześniej?
Ks. Jarosław Piłat: I jedno i drugie jest prawdą. Gdy rok temu wybuchła pandemia, to stała się ona istotnym tematem życia społecznego. Pojawiła się więc konieczność refleksji duchowej na jej temat, odpowiedzi samemu sobie i osobom, którym posługuję, na pytanie: jak żyć w czasie tej epidemii?
Pandemia stała się więc oczywistą inspiracją do napisania dwóch pierwszych rozdziałów książki, najpierw jako kilku tekstów skierowanych do najbliższych znajomych, potem zredagowanych w dwa bloki tematyczne – wobec pandemii i pustynia duchowa. Ich powstanie doprowadziło do uporządkowania dawniejszych tekstów w kilka kolejnych rozdziałów i tak powstała książka.
Jakie to rozdziały?
To właściwie siedem tematów: życie wobec pandemii i wynikająca z niej pustynia duchowa, dalej uniwersalne tematy ludzkie – człowiecze przemijanie i konieczność śmierci, umierania, potem aspekt bardziej społeczny – apokalipsa, czyli przemijanie naszego świata, ale także naszej cywilizacji, kultury, uwieńczeniem zaś książki są tematy świętość i nadzieja. W książce chodzi o stanięcie człowieka wobec spraw ostatecznych, wobec wieczności.
Mamy tu faktycznie realną rzeczywistość tragedii i ciężkiej choroby, z drugiej strony zamykanie firm i przedsiębiorstw, z trzeciej tragedii ludzi, którzy nie są dziś leczeni, bo cała energia służby zdrowia idzie na leczenie COVID-19. Czy pandemia to taki moment graniczny, czy może przeciwnie – jest tylko wierzchołkiem góry lodowej, bo te dylematy społeczeństwa miały miejsce już wcześniej?
Pandemia jest niewątpliwie doświadczeniem wyjątkowym i na pewno dla wszystkich bardzo trudnym, wręcz dramatycznym. Jednocześnie sytuacja, którą stwarza pozwala na nowo postawić pytania ostateczne: o sens życia, o jakość naszych relacji osobowych, o prawdę, o dobro, o miłość, o dramat ludzkiego przemijania, o wagę pojedynczego ludzkiego życia, wreszcie o miejsce Boga w naszym życiu szczególnie w chwilach granicznych, takich jak dziś, o ludzką więź z Nim.
Pandemia to moment przejścia, przechodzimy conradowską smugę cienia, mówiąc zaś językiem duchowości – przez czas prób duchowych. To główna myśl tej książki. Chodzi mi przede wszystkim o skalę indywidualną, o pojedynczego człowieka, o jego zmierzenie się ze sprawami ostatecznymi, o których pandemia dramatycznie przypomina. Jak ja – tzn. każdy człowiek – na nie odpowiadam. Moment społeczny opisany w rozdziale „Apokalipsa”, jest uzupełniający, nieco drugoplanowy. Gdy mówimy o jednostce, to musimy odnieść się do społeczności, np. twierdzimy, że nastąpiła desakralizacja właściwie wszystkiego: życia człowieka, rodziny, starości. Widzimy, że musimy zastanowić się nad tym, co się dzieje z kulturą, w której żyjemy, co nam jeszcze pozostało jako możliwe oparcie. Okazuje się, że zostało niewiele, prawie nic…
Smutna konstatacja.
Tak, to prawda, ale myślenie zawarte w tej książce jest następujące: z tego, co się obecnie dzieje, może narodzić się coś nowego. Oczywiście najlepiej zaczynać nowe przez odkrycie Boga i jego działania, ale także poprzez dojmującą stratę w sferze życia osobistego, czy społecznego, można rozpocząć się szukanie nowego. Na pewno jest to możliwe na poziomie indywidualnego życia ludzkiego, jak również na poziomie kultury, cywilizacji.
Ksiądz powołuje się na świętych, ale też na ludzi kultury – Norwida, Alberta Camus. Jakie znaczenie ma ta kultura w tej rzeczywistości, w której się znaleźliśmy?
Norwid jest w książce przytoczony poprzez VII strofę „Fortepianu Chopina”, gdzie jest mowa o niechęci człowieka do doskonałości, do pełni. To genialne ujęcie dramatu stawania się człowieka, który kończy się zaniechaniem, odmową pełni. To problem na wskroś współczesny.
Z kolei nawiązanie do Camus dotyczy pytania postawionego w „Dżumie”, „powiedział Tarrou z prostotą – chciałbym wiedzieć, jak stać się świętym; tylko to mnie interesuje. – Ale pan nie wierzy w Boga. – Właśnie. Znam dziś tylko jedno konkretne zagadnienie: czy można być świętym bez Boga” (Albert Camus, Dżuma, tł. J. Guze, Warszawa 2009, s. 167). To jest pytanie, czy można być świętym, nie będąc wierzącym? Sytuacje mocne, a taką myślę jest pandemia, mogą wyzwolić z każdego człowieka to, co najlepsze. Ten camusowski wzór jest dla nas zachęcający, pokazuje, jak powinniśmy w tym czasie się zachować, a zarazem czy te motywacje mogą utrzymać się przez całe życie. Raczej w to wątpię, tak więc świętość – dojrzała postawa prezentowana od momentu duchowej przemiany do końca życia – okazuje się możliwa tylko we współpracy z Bogiem.
To czas szczególnie trudny dla wierzących – okres świąteczny, wiele osób musi być w domach, nie może być w kościele, wyspowiadać się.
Jeśli chodzi o osoby, które są, czy nawet chorują w domu, to temat pustyni duchowej pokazuje, że ich doświadczenie może być bliźniacze do doświadczenia ojców pustyni w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Mogą głębiej odkryć prawdę o sobie i zbliżyć się do Boga. To może być wielka szansa.
Gdy zaś chodzi o gorliwych katolików, żyjących Eucharystią, sakramentem pokuty, to zakłócenie sakramentalnego kontaktu z Bogiem jest wielką uciążliwością, ale może wzbudzić w nich głębszy głód Eucharystii, komunii z Bogiem. Jeśli tak się stanie, to będzie wspaniale.
Dla grupy wierzących, których więź osobowa z Bogiem nie jest ugruntowana, ta sytuacja jest -na gruncie ich wiary – ogromnym zagrożeniem. Kontakt z Bogiem może jeszcze osłabnąć lub nawet zaniknąć.
Wiele osób przebywa w szpitalu, gdzie nie ma kontaktu z bliskimi, ani nawet możliwości spowiedzi.
Jeśli chodzi o osoby przebywające w szpitalu, to zostaje im przede wszystkim wewnętrzny kontakt z Bogiem. To sytuacja graniczna, niezwykle trudna, właściwie straszna. Gdy niedawno umierała moja mama, była w nas ogromna obawa przed tym, że będzie w szpitalu sama. Tego typu sytuacje, to dramat czasu pandemii, to jej przerażające okrucieństwo.
Ostatni rozdział mówi o nadziei. Co jest tą nadzieją w trudnych czasach?
Ostatnie rozdziały, „Świętość” i „Nadzieja”, siłą rzeczą dotyczą życia z Bogiem. Podkreślają też znaczenie drugiego człowieka. Te dwie relacje: do Boga i do człowieka, oparte na przykazaniu miłości dają realną nadzieję, zarówno na szczęście w kontaktach z ludźmi, nawet w świecie głębokiego kryzysu w którym żyjemy, jak i na szczęście w relacji z Bogiem – tu na ziemi, jak i później, w wieczności.
Czytaj też:
Psychiatra alarmuje: Kiedy minie lockdown, nie będziemy potrafili normalnie żyć
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS