A A+ A++

W wieku 83 lat zmarł Krzysztof Kowalewski, aktor przez widzów nie tylko ceniony, ale przede wszystkim uwielbiany i kochany. Pamiętny Roch Kowalski, Onufry Zagłoba, mrożkowski Edek czy radiowy pan Sułek.

Za role w komediach Stanisława Barei, w „CK Dezerterzy” Janusza Majewskiego czy w „Rozmowach kontrolowanych” Sylwestra Chęcińskiego. Za radiowego Pana Sułka – bęcwała i ordynusa, którego fenomen popularności sam Kowalewski opisywał krótko: „czar chama”. Za Rocha Kowalskiego i Onufrego Zagłobę w ekranizacjach „Trylogii” w reż. Jerzego Hoffmana. Za setki ról w Teatrze Telewizji. I na scenie warszawskiego Teatru Współczesnego, z którym był związany przez ostatnie 44 lata.

Czytaj też: Krzysztof Kowalewski o swoim intrygującym życiu

Potrafił zagrać „groźnego chama”

Mocny głos, potężna postura. Doskonale potrafił „robić kretyna”, stworzył pamiętne kreacje peerelowskich inteligentów z łapanki. Ale potrafił też zagrać „groźnego chama”. O swoim Edku w „Tangu” Mrożka w reż. Macieja Englerta z 1997 r. – świetnym spektaklu w gwiazdorskiej obsadzie, obok Kowalewskiego grali tam Wiesław Michnikowski, Danuta Szaflarska, Zbigniew Zapasiewicz, Marta Lipińska, Piotr Adamczyk i Ewa Gawryluk – mówił, że to ówczesny polityk: cwaniak i macher od geszeftów na koszt społeczeństwa. „Spektakl jest gorzką autoanalizą, lustrem podsuniętym inteligenckiej widowni, której teatr tym razem nie pozwala się tak beztrosko bawić, jak to ostatnimi czasy na Mokotowskiej bywało. To my tańczymy tango argentyńskie z figurami: ekstatyczne, podniecające i wymyślne kroki donikąd” – pisał w „Polityce”, chwaląc aktorów, Jacek Sieradzki.

W sztukach Mrożka Krzysztof Kowalewski czuł się najlepiej. W jego humorze podszytym dramatem. Ale nieobca mu była też klasyka. Był sir Tobiaszem Czkawką w „Wieczorze Trzech Króli” Szekspira, panem Jourdainem w „Mieszczaninie szlachcicem” Moliera czy Cziczikowem w „Martwych duszach” Gogola. Oraz Estragonem w „Czekając na Godota” Becketta.

Humor na scenie, ekranie i nie tylko

Zagrał ponad 120 ról filmowych i serialowych. Pierwszą był epizod w „Krzyżakach” w reż. Aleksandra Forda w 1960 r. Także w 1960 r. pierwszy raz stanął na profesjonalnej scenie – w epizodycznej roli w „Otellu” w reż. Emila Chaberskiego w stołecznym Teatrze Klasycznym. Przez całą karierę był związany z warszawskimi scenami, od 1977 r. z Teatrem Współczesnym.

Poczucie humoru prezentował nie tylko wtedy, gdy wypowiadał przed widzami kwestie napisane przez innych. Dowodem są liczne wywiady, w których humor łączył z celnymi obserwacjami polskiej rzeczywistości. Niedawno furorę w internecie robiły fragmenty rozmowy „Polityki”, na czele z uwagą, że kiedy ogląda wystąpienia episkopatu, ma wrażenie, że „to jakaś grupa rekonstrukcyjna”.

Długo nie dzielił się publicznie dramatyczną historią z dzieciństwa. Urodził się w 1937 r. w Warszawie, skąd wyruszyli z matką – ojciec, oficer Wojska Polskiego, został w 1940 r. rozstrzelany przez NKWD w Charkowie – po przegranej powstania warszawskiego. Osiedlili się w Kielcach, gdzie Elżbieta Kowalewska została aktorką właśnie otwartego teatru. W 1946 r. przeżyli pogrom kielecki. Wtedy matka powiedziała synowi o ich żydowskim pochodzeniu. Opowiedział o tym w wydanym w 2014 r. książkowym wywiadzie rzece z Juliuszem Ćwieluchem „Taka zabawna historia”.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPoseł Andrzej Szejna apeluje do prezydenta Wenty w sprawie MOW Kielce
Następny artykułEtoile de Besseges. Ganna wygrał etap, Kwiatkowski wciąż czwarty