A A+ A++

W czwartek, 10 czerwca przed biuro Komisji Europejskiej w Warszawie przyszło kilkadziesiąt osób, by krzyknąć w proteście przeciwko białoruskiemu reżimowi. Z jednej strony był to krzyk rozpaczy przeciw trwającym na Białorusi antydemokratycznym represjom – bo z powodu dyktatury Białorusini autentycznie cierpią. Z drugiej strony – krzyk, który zmobilizuje Zachód do bardziej zdecydowanych działań wobec reżimu Łukaszenki.

Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Ten “Zachód”, o którym często mówią uczestnicy wieców solidarności z białoruską opozycją, to nie tylko rządy zachodnich państw i Unia Europejska. To także globalne, zachodnie firmy, które pomimo sytuacji białoruskiego społeczeństwa wciąż robią na Białorusi interesy. Ich nazwy i log wypisały sobie ponownie na odsłoniętych dekoltach osoby protestujące pod przedstawicielstwem KE w Warszawie.

Tym razem protest odbył się szczególnych okolicznościach. Gdy pod przedstawicielstwem KE zbierały się  kolejne protestujące osoby, nie było tu Jany Shostak, charyzmatycznej Białorusinki mieszkającej w Polsce, która mobilizuje do protestów przeciwko reżimowi. Nie było jej, bo gdy odbywała się pierwsza w czwartek “minuta krzyku” ona pojechała wykrzyczeć swój ból w Senacie. I jak mówiła zaskoczona po powrocie, została dopuszczona do głosu w izbie wyższej polskiego parlamentu. Gdy wróciła, zaczęła się druga tego dnia “minuta krzyku”. 

Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

To właśnie Jana Shostak po powrocie z protestów na Białorusi zaczęła w Polsce akcję pod hasłem “minuta krzyku”. Gdy okazało się, że wśród opinii publicznej więcej zainteresowania niż krzyk wzbudza jej dekolt – wykorzystała to jako element protestu. W jej ślad poszły inne protestujące i inni protestujący, odsłaniając dekolty i przyłączając się do “minuty krzyku dla Białorusi”. Początkowo w akcjach brały udział 2-3 osoby, w czwartek już kilkadziesiąt. 

– Za wszystkich, którzy zginęli, za wszystkich zgwałconych, za wszystkich tych, z którymi się już nie spotkamy! – mówiła do zgromadzonych Shostak po wysłuchaniu w Senacie. Swoje słowa kierowała do zachodnich społeczeństw, rządów i całej Unii Europejskiej: – Dziękujemy za to, co zrobiliście, ale domagamy się więcej. Oczekiwaliśmy w 2010, w 2015, w 2020. Raz po raz mówiliście o tych wspaniałych sankcjach. Dlaczego do dziś reżim karmi się pieniędzmi, które płyną z Unii Europejskiej? – przemawiała.

Sama na dekolcie miała nie logo firmy prowadzącej działalność na Białorusi, jak inni uczestnicy, ale liczbę 56. Jak wyjaśniała, tyle procent białoruskiego drewna jest obecnie eksportowane do Polski.    

Zanim wróciła z Senatu, uczestniczki zainicjowanej przez nią akcji wyliczały sposoby, na jakie Polska może pomóc uciekającym ze swojego kraju Białorusinom. Wymieniły zwiększenie liczby etatów w urzędach ds. cudzoziemców, żeby usprawnić administracyjną pomoc dla białoruskich uchodźców, jak również organizację większej liczby kursów językowych dla Białorusinów uciekających do Polski.

Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

O tym, że w walce z reżimem Łukaszenki potrzeba silniejszych sankcji, mówiła w Warszawie również Swiatłana Cichanouska, która zdaniem niezależnych obserwatorów wygrała wybory prezydenckie na Białorusi. Jej zwycięstwa nie uznał jednak Łukaszenka. Dyktator utrzymuje, że zagłosowało na niego 80 proc. wyborców.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWłochy: 66 tys. przypadków skutków ubocznych na 32 mln szczepień
Następny artykuł“A więc wojna!” – Land of War: The Beginning już dostępne