Jako katolik chciałbym w tym galimatiasie napisać kilka pozytywnych słów o instytucjonalnym kościele katolickim w Polsce. Chciałbym, ale przez blogerską uczciwość nie mogę – kościół zawiódł na całej linii. Ale przez blogerską uczciwość muszę dodać, że nie tylko on jest winnym obecnej sytuacji. Owszem, jest winnym, ale nie jedynym, ani nie największym winowajcą. Więc co się stało? Tytułem wstępu nadmienię, że w pierwszych akapitach niniejszego artykułu opiszę genezę obecnej sytuacji, w środku bardzo krótko opiszę jej możliwe skutki, a na koniec przedstawię swoje stanowisko (subiektywne) wobec problemu aborcji i konfliktu wokół niej.
I. Co się stało, że atakowane są kościoły?
Temu, kto twierdzi, że podobna sytuacja nigdy nie miała miejsca odpowiem, że ma słabą pamięć. Miała miejsce tylko nie na taką skalę (było wiele ataków, profanacji i dewastacji, tylko nie były tak nagłaśniane) i nie w takim kontekście (robiono to pod osłoną nocy – nie w trakcie masowych protestów). Miało to miejsce na początku lat 90-tych ubiegłego wieku, czyli całkiem niedawno. Były dewastowane krzyże i kapliczki, na murach świątyń pojawiały się napisy typu “do kościoła pedał woła” i fekalia… Miało to silny związek z tym, że pierwsze lata po “upadku komunizmu” były czasem największego upadku moralnego w polskim kościele hierarchicznym – biskupi bili się o wpływy w państwie, księża opływali w bogactwa (co szczególnie raziło w gwałtownie ubożejącym społeczeństwie), często żyli w konkubinacie, niekiedy pozwalali sobie na przestępstwa seksualne wobec podwładnych lub nawet nieletnich (90% tematów poruszanych przez Sekielskiego dotyczy właśnie tamtych czasów). Wtrącanie się kościoła w sprawy państwa (np.: łamanie ciszy wyborczej ze wskazaniem z ambony na kogo głosować) oraz polityków w sprawy kościoła (np.: lans po parafiach – tak właśnie wylansowali się m.in. Stefan Niesiołowski, Hanna Gronkiewicz – Waltz i Antoni Macierewicz – jak widać nie była to domena jednego ugrupowania… sam w swojej katolicko-młodzieńczej naiwności zagłosowałem na “chemiczną Hankę”*) było “chlebem powszednim”. Jak pisałem w wielu artykułach, w tamtych czasach miało miejsce fatalne sprzężenie zwrotne. Środowiska lewackie chciały za wszelką cenę dopaść kościół, więc wszędzie tam, gdzie zwęszyły jakieś przestępstwo (najlepiej seksualne wobec nieletnich) natychmiast robiły z igły widły, z molestowania – gwałt, z usiłowania gwałtu – gwałt ze szczególnym okrucieństwem, z czynu homoseksualnego – czyn pedofilski itp… Z drugiej strony hierarchia kościelna świadoma tego “polowania” próbowała za wszelką cenę tuszować wszystkie przypadki posuwając się do niebywałej hipokryzji, a nawet dręczenia bezpośrednich i pośrednich ofiar przestępców w sutannach. To powodowało jeszcze większą chęć dopadnięcia, to z kolei jeszcze większą chęć zatuszowania i mieliśmy samonakręcające się błędne koło.
Skoro apogeum upadku kościoła miało miejsce trzy dekady temu, to dlaczego apogeum ataków przypadło właśnie na październik 2020? Jest kilka przyczyn takiego przesunięcia czasowego.
- POLITYKA. Do pewnego momentu żadnej władzy (od najbardziej lewicowej po mocno prawicową) nie opłacało się przyklejać sobie etykietki “walczącej z kościołem”. Kościół był z czasów komunizmu zapamiętany jako oaza wolności więc poprawne, dobre lub bardzo dobre relacje z klerem skutkowały politycznymi profitami. Ewidentnie antykościelne środowiska (np.: media Jerzego Urbana) miały zagospodarowywać pewną niszę i “urabiać skałę” (podobnie jak akcje Jerzego Owsiaka – w których nieświadomy zagrożenia z wielkim zapałem uczestniczyłem, broniłem ich, a nawet byłem ich współorganizatorem), ale nie wysuwać się z antyklerykalnymi atakami na pierwszy plan. To zmieniło się po roku 2015, a dokładnie w maju 2019 roku, kiedy skompromitowane połączone siły lewicowo – liberalne (pod szyldem Koalicji Obywatelskiej) wiedząc że w uczciwych wyborach nie mają szans na zwycięstwo postanowiły zorganizować “wyborczy faul” i zmienić to, co dotychczas było zaletą ugrupowań konserwatywnych (czyli najbliższe na tle innych ugrupowań relacje z kościołem) w ogromne obciążenie mające przekreślić szanse PiS na wyborcze zwycięstwo. Najpierw Leszek Jażdżewski w wystąpieniu będącym wstępem do przemowy Donalda Tuska frontalnie zaatakował kościół katolicki (nie przytaczając żadnych konkretów), a gdy politycy PiS stanęli w obronie kościoła, wówczas Tomasz Sekielski uderzył filmem “Tylko nie mów nikomu”, któremu towarzyszyły hasła: zobaczcie kogo oni bronią – pedofilskiego gangu! Wprawdzie ten wyborczy faul nie zmienił wyniku wyborów – można powiedzieć, że pomógł PiS-owi, gdyż przywiązana do tradycji polska wieś masowo stanęła za PiS-em dzięki czemu w eurowyborach wypadł relatywnie najlepiej (a miały to być wybory najtrudniejsze dla tego ugrupowania) i to poparcie wsi utrzymywało się aż do momentu, kiedy Jarosław Kaczyński w swojej “mądrości” zaczął na siłę forsować “piątkę dla zwierząt” (ironia ironią, ale przeraża fakt, że tak nieudolny “strateg” jest jednym z najbardziej wpływowych polityków w kraju). Ale choć wyników wyborów wydarzenia z maja 2019 nie zmieniły, ale były “game changerem” średniej ważonej nastrojów wobec kościoła (jeśli wysoką wagę przypisać ludziom młodym). Jednak sme w sobie nie doprowadziłyby do takiego przesilenia, gdyby nie następnych pięć czynników.
- FAKE NEWSY – zwłaszcza rozpuszczane przez neo-marksistów z partii “Razem”. Klasyczny przykład to mem o treści: “Jak to jest, że dziecka nieślubnego nie można ochrzcić, bo zostało poczęte z nierządu, a dziecko poczęte w wyniku gwałtu jest darem Bożym”. Przed wojną nawet analfabetka z najbardziej zapadłej wsi wiedziała, że dziecko nieślubne można ochrzcić, a w przypadku zagrożenia życia i woli przyjęcia sakramentu (wyrażonej przez dziecko lub opiekunów) nawet obowiązkowo trzeba ochrzcić (nawet bez obecności księdza) i wiedziała jak to zrobić. Od czasów wojny w kwestii prawa kanonicznego nic się tutaj nie zmieniło, ale w kwestii “świadomości” owszem – dzisiejsze osoby z wyższym wykształceniem są na tyle głupie, że nawet tego nie wiedzą, więc nie tylko uwierzyły w to kłamstwo, ale kolportowały je na swoich profilach facebookowych. Takich fake newsów były tysiące – od rzekomych treści projektów ustaw “Ordo Iuris” które w tych projektach nigdy się nie znalazły, poprzez rzekome autorstwo tychże projektów, ich rzekomy dalszy los i rzekome skutki aż po fake newsy najbardziej szkodliwe – grające na kompleksach (nie uwierzyłbym, że w XXI wieku można zagrać na kompleksie “dziecka nieślubnego”, gdybym nie widział tego na własne oczy), uderzające w więzi społeczne, wmawiające, że rodzona siostra jest twoim wrogiem, ponieważ popiera ochronę życia itp, itd…
- POŻYTECZNI IDIOCI. Trzeba przyznać że fake newsy partii “Razem” nie trafiałyby na podatny grunt, gdyby nie działalność “pożytecznych idiotów” – zwłaszcza z “Ordo Iuris”. Jak zaznaczyłem w poprzednim punkcie ogromna część zarzutów kierowanych pod adresem projektów zaostrzenia prawa antyaborcyjnego była celowymi kłamstwami, ale niektóre autentyczne pomysły były “z piekła rodem” – na przykład oddanie decyzji którą kobietę uniewinnić, a którą za aborcję wtrącić do więzienia w ręce zbuntowanej kasty sędziowskiej. Mało znanym faktem jest to, że środowiska “pro life” należały do jednych z najbardziej zinfiltrowanych przez komunistyczne służby w końcowym okresie PRL-u. W tym świetle trudno się dziwić, że środowiska te tak bardzo starały się podrzucić PiS-owi “gorący kartofel” w postaci projektów budzących masowy sprzeciw. Ale nie wszystko da się wytłumaczyć “agenturą” – tutaj wyjątkowo paskudną rolę spełnił kościół katolicki, którego naciski na obecną władzę doprowadziły właśnie do tego, co widzimy na ulicach. Wszystko na zasadach: “teraz ku.wa my!”, “teraz albo nigdy!”, “no politycy, pokażcie jacy z was katolicy, a jak nie, to będziemy was piętnować z ambon!” itp… I co najgorsze – tenże kościół katolicki nie potrafi (lub nie chce) znaleźć sensownego wyjścia z sytuacji, w którą nas wszystkich wpakował (ale o tym w części III).
- POPKULTURA. Niestety mamy do czynienia z coraz liczniejszą rzeszą osób (choć trudno ich nazwać “osobami”… ale powiedzmy, że wysilę się na ten kulturalny eufemizm), które nie odróżniają świata realnego od świata fikcji i propagandy. Nie odróżniają rzeczywistych zachowań polityków PiS (niekiedy rzeczywiście nagannych) od serialu “Ucho prezesa”, nie odróżniają sytuacji Kobiet w Polsce od serialu “Opowieść podręcznej”, nie odróżniają obecnej (bez)prawnej anarchii (bo trudno inaczej nazwać sytuację, gdy policjanci legitymują chuliganów i wandali, a “sędziowie wolności” ze stowarzyszenia “Iustitia” ich uniewinniają tylko dlatego, że stoją “po tej samej stronie barykady”) od quasi-terroru czasów PRL-u, soft-terroru Stanu Wojennego i hard-terroru niemieckiej okupacji. Jednak co najgorsze nie odróżniają oni “typowego wyborcy PiS” przedstawianego w propagandowych memach jako bezzębny pijak żyjący wyłączne z “socjalu” (głównie 500+), bezkrytycznie wpatrzonego w swojego wodza i fanatycznie nienawidzącego cudzoziemców i wszelkich mniejszości od rzeczywistego wyborcy PiS, czyli szwagra, sąsiada, kolegi z pracy z którym spotyka się codziennie i który żadnej z powyższych cech nie posiada.
- KRYZYS EDUKACJI. Rodzą się dwa pytania: “jak doszło do tego, że dziewczyna z wyższym wykształceniem, która w podstawówce miała z religii ocenę celującą (sam ją uczyłem… autentyczny przypadek) jest większą ignorantką od przedwojennej analfabetki?” i “jak doszło do tego, że mamy na ulicach stada kretynek nie odróżniających rzeczywistości od filmu?” Na pierwsze pytanie jako były katecheta znam odpowiedź: bo program stoi na głowie. Zamiast wyjść od KERYGMATU aby dziecko solidnie zewangelizować i co kilka lat do niego powracać aby młody człowiek nie stracił z oczu tego co jest fundamentem wiary – ogromnej MIŁOŚCI nieskończonego Boga do grzesznego człowieka, urzeczywistnionej w Śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, które otwiera nam łaskę Zbawienia jeśli tylko zechcemy ją przyjąć… wtłacza się do głów dzieci i młodzieży regułki traktowane na zasadzie “zakuj, zalicz, zapomnij”. Między powrotami do KERYGMATU należałoby oczywiście przybliżać kolejno najważniejsze prawdy wiary, Pismo Święte, liturgię i właśnie praktyczną wiedzę na temat SAKRAMENTÓW (choćby na poziomie przedwojennej analfabetki… dziś uczy się tego na studiach teologicznych – piszę te słowa jako mgr teologii). Ale zamiast tego regułki… Bierzmowanie powinno być Sakramentem Dojrzałości Chrześcijańskiej po którym młody człowiek z własnej woli aktywnie zaczyna się angażować w życie wspólnoty Kościoła, a jest “obrzędem pożegnania z edukacją i praktyką religijną” – jest papierek, więc do zobaczenia na kursie przedmałżeńskim! Hierarchowie o tym wiedzą więc co z tym robią? Odpowiedzią jest “jeszcze więcej formułek” – zwłaszcza przed I Komunią i Bierzmowaniem… “teraz albo nigdy!” Na drugie pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Pozwolę sobie zacytować mojego pedagogicznego idola (mój były Polonista z liceum) z naszej prywatnej korespondencji: “Narzędziem „czynienia pokoju” uczynił Pan dialog – dialog także, a może przede wszystkim z tymi, którzy nie podzielają naszego zdania. Jaka szkoda, że współczesna szkoła zaniedbała wychowanie młodych do dialogu i do używania rozumu, aby umieli przekonywać do swoich racji. Nie byłoby może wtedy tylu barbarzyńców wychodzących na ulice zdolnych tylko bluzgać wulgarnymi słowami i szargać nasze święte wartości.” Może to zdanie nie oddaje całej głębi kryzysu edukacji, ale myślę, że obejmuje to co najważniejsze – wychowanie młodych do dialogu i do używania rozumu, aby umieli przekonywać do swoich racji. Kilku moich pedagogów to wiedziało i tego nas nauczyło – ale co z tymi, co nie mieli takiego szczęścia?
- KRYZYS WYCHOWANIA. Kiedyś wychowanie odbywało się w rodzinie wielopokoleniowej. Dziadkowie nie byli tylko “darmowymi nianiami” służącymi głównie do rozpieszczania wnucząt (to też, ale tylko i nie przede wszystkim) – w pierwszej kolejności byli depozytariuszami wartości i tradycji. Nawet jeśli w okresie “konfliktu pokoleń” buntowałem się przeciw temu, co mówią Rodzice, to do mojego serca trafiało to, co mówi (i przede wszystkim jak żyje – świadectwo życia jest ważniejsze od tysiąca słów) doświadczona i cierpliwa Babcia. Tak samo było z moją ś.p. Mamą i Jej Wnuczkami. A co jest dziś? Jaki szacunek mają Dziadkowie? Czy swoją postawą pokazują, że są AUTORYTETAMI godnymi szacunku? Czy Rodzice Dzieciom wpajają ten szacunek? O kryzysie ojcostwa napisano dziesiątki artykułów. O kryzysie autorytetu współczesnego nauczyciela i księdza szkoda gadać! A czego nauczy dziecko “matka” dająca mu do rączek kartkę z niecenzuralnym napisem?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS