Udało się wreszcie złapać i przeprawić przez rzekę jałówki, które ponad tydzień wcześniej uciekły z gospodarstwa ze wsi Grądy Wielkie koło Jedwabnego. Wysiłek właściciela, pomoc wielu ludzi i momentami dramatyczna przeprawa przez Biebrzę zaowocowały udaną w finale akcją ratowniczą.
Jak już wcześniej informowaliśmy, w niedzielę 3-go stycznia 8-miesięczne cielaki uciekły z gospodarstwa rolnego, przeszły ok. 6,5 km w linii prostej do wsi Rutkowskie i przepłynęły na drugą stronę rzeki Biebrzy. Rozlewiska na łąkach Biebrzańskiego Parku Narodowego, trzcinowiska utrudniały zlokalizowanie uciekinierek. Próbowano je złapać, wykorzystując drona i sherpa, było nawet blisko, ale zwierzęta wymykały się. Przez cały ten czas widywane były, a to pod Wizną, a to pod Mocarzami albo niewidziane. Z relacji sąsiadów wynika, że tym razem niedaleko wsi Chyliny, sam właściciel wypatrzył je przez lornetkę. Aby przyzwyczaić do miejsca zaczął je dokarmiać. Zawodowa straż pożarna, która wcześniej uczestniczyła w akcji, tym razem w operacji przeprawiania zwierząt nie wzięła udziału.
Właściciel poprosił więc burmistrza Jedwabnego Adama Niebrzydowskiego o pomoc. Ten, jak przekazują sąsiedzi, zlecił OSP w Jedwabnem, aby pomogli gospodarzowi z przeprawieniem zwierząt. Dodatkowo, poprosił wójta Wizny Mariusza Soliwodę, aby także on wspomógł swoimi strażakami w potrzebie. W akcji uczestniczyli jeszcze strażacy z Jeziorka i Cydzyna Nowego z sherpem w gminie Piątnica.
Operacja zaczęła się rano, kiedy to gospodarz przeprawił się, aby podkarmić. Zwierzęta udało się podejść i związać. Następnie strażacy przy pomocy sherpa przewozili zwierzęta na brzeg Biebrzy w Brzostowie.
Tu zaczęła się trudna i dramatyczna akcja przetransportowania zwierząt. Dziś Biebrza zajmuje całe koryto, nurt jest szybki a fala spora, jak na taką rzekę. Przeszywające zimno dopełniało trudności.
Na łódkę przymocowaną do sherpa załadowano dwie jałówki i ruszono wpław na drugi brzeg. Wysoka fala i bujanie sprawiło, że łódka została zalana wodą, a związane jałówki wpadły do rzeki. Nurt niósł zwierzęta, które to, pomimo związanych nóg miały nozdrza nad wodą. Strażacy i gospodarze, którzy byli przy akcji, rzucili się do pomocy zwierzętom. Jedni popłynęli łódkami, a strażacy w woderach z linami ruszyli w nurt rzeki. W międzyczasie odczepiono od sherpa łódkę i pojazd popłynął za jałówkami. Kiedy dopłynął do pierwszej jeden ze strażaków trzymał łeb zwierzęcia nad wodą, a drugi uwalniał z węzłów nogi. Udało się. Kilka metrów dalej, w wodzie po pas, czekał już strażak. Przywiązał zwierzę i przy pomocy liny powoli ściągnięto jałówkę na brzeg. W międzyczasie inni płynąc pychówka także złapali i doholowali do brzegu drugą jałówkę. Zwierzęta mokre, zziębnięte, ale uratowane zapakowano do przyczepy.
[embedded content]
Zaczęło zmierzchać. Dalej spróbowano liną przeciągnąć pychówkę ze zwierzęciem w środku. Niestety to też się nie udało. Duży nurt, fala i wiatr przechylało łódkę, aż zwierzę wypadło. Oczywiście szybko zostało wyłapane przez asekurujących strażaków na innej łódce. Znów zmieniono sposób transportu. Kolejne zwierzęta były przywiązywane do liny i przepływały, a właściwie były ciągnięte przez ratowników na drugi brzeg. Tu sprawnie zapakowywane na czekające przyczepki.
Paca, wysiłek i zaangażowanie wielu ludzi, poczynając od strażaków z Wizny, Jedwabnego i Jeziorka, przez sąsiadów rolników po samorządowców Jedwabnego, Wizny czy Piątnicy zaowocowało tym, że jałówki wróciły do swojej obory. Wartość uratowanych zwierząt wynosi około 15 000, ale sąsiedzka pomoc i wspólny sukces uratowania zwierząt daje pewne oparcie w trudnych sytuacjach.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS