Koszykarze Trefla Sopot lepsi od MKS Dąbrowa Górnicza. Choć nie obyło się bez problemów

Słabsza skuteczność, dużo fauli

Jeszcze przed wyrzutem sędziowskim rozgrywający przyjezdnych Andrzej Mazurczak otrzymał od władz ligi czek o wartości 500 zł do wydania na stacjach paliw Lotos. Aspirujący do kadry narodowej Mazurczak został wybrany na najlepszego zawodnika poprzedniej kolejki EBL.

Sopocianie na premierowe punkty musieli poczekać ponad 180 sekund, gdy zza łuku przymierzył Nikola Radiczević. Po chwili po rzucie z dystansu dołożyli Nuni Omot oraz Karol Gruszecki. Zapoczątkowali oni ucieczkę swojego zespołu. Goście ripostowali głównie akcjami podkoszowych – Michała Nowakowskiego i Malcolma Rhetta – ale po dziesięciu minutach było 24:16 dla gospodarzy.

Kłopoty z faulami skłoniły szkoleniowca MKS Alessandra Magro do wpuszczenia na parkiet rezerwowych. Tym sposobem szansę otrzymał 20-letni Michał Kroczak. Polski obwodowy zaprezentował się z całkiem niezłej strony, w krótkim czasie rzucił 5 punktów, dodając do tego dwie zbiórki. Wkrótce złapał jednak trzy przewinienia i musiał udać się z powrotem na ławkę. Po jego zejściu z boiska gra dąbrowian ponownie runęła, a ich straty urosły (32:20). Obie strony nie imponowały skutecznością, w drugiej odsłonie piłka wpadała do koszy najczęściej z linii rzutów wolnych. Do przerwy miejscowi prowadzili 41:30. Warto dodać, że w pierwszej połowie obie drużyny łamały przepisy łącznie aż 27 razy (Trefl 10, MKS 17).

Trefl nagle stanął

Podopieczni Magro powrócili z szatni kompletnie zdekoncentrowani. Spudłowali pierwsze siedem prób, popełnili także dwie proste straty, wskutek czego przewaga żółto-czarnych jeszcze wzrosła. Kapitalnie prezentował się zwłaszcza Sudańczyk Omot, który już w 25. minucie miał na koncie 20 punktów i 3 zbiórki. Koszykarze z kurortu osiągnęli komfortowy wynik 52:36 (a chwilę wcześniej nawet 48:30), po czym… zupełnie się rozluźnili. Do końca trzeciej partii stać ich było tylko na trafienie spod obręczy Michała Kolendy oraz jeden celny osobisty Martynasa Paliukenasa. W ekipie gości przebudził się Mazurczak, a po „trójce” Nowakowskiego z pokaźnej zaliczki miejscowych zostało zaledwie 5 punktów (55:50). 

Spokój Radiczevicia

Trener Marcin Stefański przed decydującą kwartą zdawał się używać mocnych, żołnierskich wręcz słów. Jego zawodnicy nie otrząsnęli się jednak z trwającego impasu. Czarę goryczy przelała nonszalancka strata Kolendy, po której sopocki szkoleniowiec zagrał va banque i na siedem minut do końca wykorzystał drugą przerwę na żądanie (63:57). Dąbrowianie, czując szansę na odwrócenie losów spotkania, podkręcili tempo. Po dwóch kolejnych trafieniach Rhetta zbliżyli się na odległość jednego celnego rzutu (65:63).

I choć zrobiło się naprawdę gorąco, to w najważniejszym momencie odpowiedzialność wziął na siebie zakontraktowany dwa tygodnie temu Radiczević. Dzięki jego spokojowi i opanowaniu gospodarze odskoczyli i utrzymali prowadzenie do końcowej syreny. Trefl przetrwał kryzys w drugiej połowie i ostatecznie wygrał 72:66 (na dwie kolejki przed końcem fazy zasadniczej zajmuje w tabeli 5. miejsce). Kolejny mecz rozegra w najbliższy czwartek w Toruniu z Polskim Cukrem.

Trefl Sopot – MKS Dąbrowa Górnicza 72:66

Kwarty: 24:16, 17:14, 14:20, 17:15

Trefl: Omot 20 (1), Radiczević 15 (1), Gruszecki 9 (3), Moten 3, Leończyk 3 oraz M. Kolenda 10 (1), Olejniczak 5, Ł. Kolenda 4, Paliukenas 3, Kowalenko 0, Pułkotycki 0, Klawa 0

MKS: Mazurczak 15, Rhett 14, Nowakowski 12 (2), Wilson 10, Piechowicz 2 oraz Kroczak 5, Motylewski 4, Mijović 4, Wieczorek 0

Zgłoś naruszenie/Błąd