Koszmary. Skąd się biorą?
Naukowcy nie potrafią na razie wyjaśnić, czy to koszmary stają się źródłem inspiracji dla ich twórczości, czy odwrotnie – to owoc ich niezwykle bogatej wyobraźni. Są jednak przekonani, że koszmary, przynajmniej jeśli pojawiają się sporadycznie, nie powinny budzić niepokoju. Z dotychczasowych badań wynika bowiem, że służą one dobrej kondycji psychicznej. Przetwarzają lęki i niepokoje w nocne opowieści pełne grozy, ale właśnie to pozwala nabrać do nich dystansu.
Taką zaskakującą tezę przedstawili Ross Levin i Tore Nielsen z kanadyjskiego Laboratorium Marzeń Sennych i Koszmarów już w 2009 r. Przeprowadzili wówczas badania, w których wykazali, że im bardziej podatna na stres jest dana osoba, tym częściej śnią się jej koszmary. Już wtedy przekonywali, że nie jest to jednak powód do zmartwień. Co prawda śnione obrazy budziły u badanych lęk i przerażenie, ale po obudzeniu odczuwali oni również ulgę. Koszmarne sny pomagały im rozładować emocje zgromadzone przez cały dzień i oczyścić umysł z nadmiaru wrażeń.
Jak to jest możliwe, wyjaśnił dwa lata później prof. Matthew Walker z University of California w Berkeley. Odkrył on, że podczas fazy REM, czyli tej części snu, kiedy powstają senne opowieści – marzenia i koszmary, organizm wytwarza znacznie mniej niż w innych momentach nocy hormonów stresu, przede wszystkim noradrenaliny, a mózg zaczyna przekształcać emocjonalne przeżycia tak, by łagodzić przykre wspomnienia. – Przeżycia minionego dnia zostają przywołane, umieszczone w odpowiednim kontekście i zintegrowane, ale wszystko to odbywa się wtedy, gdy nie działają hormony stresu. Dzięki temu nawet bardzo przykre doświadczenia łagodnieją, tracą na znaczeniu. Faza REM działa więc jak terapia – tłumaczy prof. Walker.
Dowodów na potwierdzenie tej tezy dostarczyło badanie z udziałem 35 młodych dorosłych, których podzielono na dwie grupy. Wszyscy ochotnicy dwa razy dziennie oglądali obrazy wywołujące emocje, m.in. zdjęcia ludzi okaleczonych podczas wypadków czy działań wojennych, a aktywność ich mózgów uczeni rejestrowali za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego. Różnica między dwiema grupami badanych polegała na tym, że jedni oglądali zdjęcia najpierw rano, a później wieczorem, a drudzy oglądali je najpierw wieczorem, potem szli spać i ponownie oglądali je rano po przebudzeniu.
Okazało się, że osoby, które przespały się przed ponownym obejrzeniem obrazów, reagowały na nie zdecydowanie mniej emocjonalnie, niż robili to na początku badania. Ciało migdałowate, czyli rejon mózgu, który przetwarza emocje, nie było bowiem u nich już tak aktywne jak wcześniej. Dzięki temu kora przedczołowa, która odpowiada za racjonalną ocenę sytuacji, mogła kontrolować emocje. Natomiast u ochotników, którzy pełne emocji zdjęcia oglądali najpierw rano, a potem pod wieczór, uczeni nie zaobserwowali żadnych zmian aktywności ciała migdałowatego. Cały czas silnie przeżywali oni wydarzenia zarejestrowane na obrazach, a w ich organizmie nadal było wysokie stężenie hormonów stresu.
Badacze nie potrafili jednak odpowiedzieć na najważniejsze pytanie: skąd biorą się koszmary. Zagadkę tę próbował rozwiązać dr Ron Kupers z uniwersytetu w Kopenhadze, ale wykazał jedynie, że pełne grozy sny mają częściej ludzie niewidzący niż zdrowi. Jego zespół przebadał 50 osób z trzech grup: jedni nie widzieli od urodzenia, drudzy utracili wzrok w różnych momentach życia, pozostali nie mieli problemów ze wzrokiem. Ochotnicy przez miesiąc notowali wszelkie informacje dotyczące swoich snów w specjalnie przygotowanym kwestionariuszu. Odpowiadali na pytania o treść sennych przygód, o towarzyszące im emocje, odczucia i wrażenia zmysłowe (co widziałeś we śnie, czy był to sen kolorowy; czy czułeś smak, zapach, ból).
Na tej podstawie uczeni oceniali, czy sen pozwolił badanym zrelaksować się, czy był dla nich przykrym przeżyciem, a jeśli tak, to jaki poziom lęku mu towarzyszył. Okazało się, że niewidomi od urodzenia mieli o wiele więcej koszmarów niż pozostali. Co czwarty sen uznali oni za nieprzyjemny, podczas gdy osoby ociemniałe później i widzące doświadczały nocnych dramatów raz na wiele dni. Dr Kupers różnicę tę tłumaczy teorią ewolucyjną. Zakłada ona, że koszmary senne pozwalają przećwiczyć lęki w bezpiecznych warunkach i przystosować się do nich. To dlatego niewidomym śniły się zdarzenia, które mogły przytrafić im się w prawdziwym życiu: zaginął im pies przewodnik, wpadali do studzienek kanalizacyjnych czy byli potrącani przez samochód.
Teorię tę potwierdza także badanie dr Jennie Parker, psycholog z University of the West of England w Bristolu. Poprosiła ona 93 mężczyzn i 100 kobiet w wieku od 18 do 25 lat, by przez pięć lat prowadzili dziennik snów. Zapisywali w nich wszystko, co dotyczy treści sennych przygód, a także emocji i odczuć, jakie im towarzyszyły. Po przeanalizowaniu tych danych uczona ustaliła, że w snach kobiet było więcej negatywnych emocji niż u mężczyzn. Koszmary miało regularnie 34 proc. kobiet i 19 proc. mężczyzn. Panie śniły, że utraciły ukochaną osobę, są ścigane, ktoś się na nie rzuca lub znalazły się w niezręcznej sytuacji, z której nie potrafią się wyplątać. Zdaniem dr Parker dla kobiet sen jest nieuświadomionym sposobem radzenia sobie z problemami. Pozwala przeanalizować nieprzyjemne wydarzenia dnia codziennego. Zaskoczyło ją jednak to, że zarówno one, jak i oni często śnią o tym samym. Różnica polega tylko na tym, że kobiety bardziej przeżywają swoje sny – po przebudzeniu rozpamiętują je i analizują.
Dr Parker przyznała, że do przeprowadzenia eksperymentu skłoniły ją jej własne doświadczenia. Śni ona dwa powracające koszmary. W pierwszym stoi na plaży w rodzinnej miejscowości, gdzie niemal zalewa ją fala, która pojawia się nagle znikąd. W drugim do jej pokoju zagląda przechadzający się po okolicy dinozaur.
Sny nie odzwierciedlają zatem rzeczywistych przeżyć, ale jedynie wskazują na różne lęki i życiowe problemy, dowodzi dr Michael Schredl z Centralnego Instytutu Zdrowia Psychicznego w Mannheim, który przeanalizował sny ponad 2 tys. osób. Jego zdaniem ucieczka przed potworem może oznaczać strach przed trudnym zadaniem w pracy albo poważną rozmową z żoną czy mężem. Podobnie jak sen, w którym śpiący oblewają superważny egzamin, choć nie są już studentami.
Zgadza się z tym poglądem dr Michał Skalski, psychiatra, który od lat zajmuje się diagnostyką i leczeniem zaburzeń snu. – Treść marzeń sennych stanowi odbicie świata, na który składają się realne przeżycia oraz myśli często głęboko ukryte w podświadomości – mówi dr Skalski. Dlatego osoby, które w ciągu dnia nie przeżywają dramatycznych zawirowań, z dużym prawdopodobieństwem będą w nocy miały spokojne, miłe sny. Natomiast koszmary będą dręczyć tych, którzy mają za sobą traumatyczne przeżycia: katastrofę, pobyt w obozie koncentracyjnym, utratę pracy czy napaść bandytów.
O czym mówią nasze sny?
Opinię tę potwierdzają badania neurobiologiczne prowadzone przez Giulia Tononiego i Chiarę Cirelli, psychiatrów z University of Wisconsin-Madison. Ustalili oni, że w nocy mózg robi porządki, które mają przywrócić go do takiego stanu, by podczas czuwania mógł przyswajać nowe wiadomości i dostosowywać się do nowych sytuacji.
Proces ten uczeni nazwali „kalibracją układu nerwowego”. Dochodzi wówczas do spontanicznego pobudzania komórek nerwowych, co z kolei prowadzi do aktywacji zarówno nowych śladów pamięciowych, jak i sieci skojarzeń wyuczonych utworzonych przed laty. „Dzięki temu mózg sprawdza, które z nowych wspomnień najlepiej komponują się z tymi, które już zostały zachowane, i mają potwierdzone znaczenie. Osłabia natomiast te synapsy, które nie wpasowują się w ogólny schemat naszej pamięci” – tłumaczą Giulio Tononi i Chiara Cirelli na łamach „Scientific American”.
Podczas tych porządków i przebudowy połączeń między komórkami nerwowymi pojawiają się sny. W zależności od tego, jakie ślady pamięciowe i sieci wyuczonych skojarzeń stają się bardziej aktywne, powstają albo przyjemne marzenia senne, albo przerażające koszmary. Dla prawidłowej pracy mózgu nie ma to jednak znaczenia. Badacze przyznają jedynie, że jeśli nie zapadniemy w głęboki sen, to nie odetniemy się od sygnałów ze świata zewnętrznego, a wtedy proces porządkowania zebranych informacji i pojawiające się wówczas koszmary nie będą miały terapeutycznej mocy.
Zanim jednak wykazano, że sny pełne grozy zapewniają zdrowie psychiczne, naukowcy przekonywali, że są one niebezpieczne i że mogą wywołać nawet zawał serca. A kiedy ustalili, że występują one zazwyczaj w drugiej połowie nocy, w fazie snu REM, wpadli na nietypowy pomysł leczenia dręczonych nimi ludzi. Wybudzali ich przed wejściem w to stadium. Szybko okazało się jednak, że pozbawianie śpiących fazy REM jest niebezpieczne. Osoby takie nie mogły bowiem prawidłowo funkcjonować w ciągu dnia. Już po jednej nocy bez fazy REM młodzi i zdrowi ludzie zaczęli śnić na jawie. A im dłużej trwał eksperyment, tym było gorzej – mieszała im się rzeczywistość z sennymi fantazjami.
Prof. Walker uważa, że przedłużający się brak fazy REM może powodować dużo poważniejsze problemy psychiczne. Ludzie, których sen nie wchodzi w to stadium, nie radzą sobie bowiem ze złożonymi emocjami. – Bo to właśnie przeżycie koszmarów i ich „przepracowanie” w nocy sprawiają, że złe doświadczenia życiowe nie są już takie straszne – mówi prof. Walker. Jako przykład podaje osoby cierpiące na syndrom stresu pourazowego, których sen często pozbawiony jest fazy REM. Chorzy ci wciąż wracają do dramatycznych wspomnień z czasów wojny, a mogą je przywołać tak drobne zdarzenie jak wystrzał samochodowego tłumika czy dźwięk stłuczki na drodze. Nie mogą uwolnić się od koszmarów. Nieustannie je przeżywają. Doświadczają ich jednak na jawie zamiast we śnie. I może właśnie dlatego chorują.
Jest po przeszczepie szpiku, bierze udział w zawodach crossfit. „Biceps ćwiczyłem hantlami z kroplówek”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS