A A+ A++

W piątek dwudzieste drugie urodziny miał Nico Williams, a w sobotę siedemnaście świeczek zdmuchnął Lamine Yamal. Ale z tańcami poczekali do niedzieli. Bez jednego nietrafionego kroku, w odpowiednim rytmie, zabawę zaczął ten młodszy – nie dość, że nie nadążyło za nim trzech Anglików, to jeszcze dwóch pozostałych skupiło na nim tak bardzo, że kompletnie przegapiło nadbiegającego z drugiej strony Williamsa. Lamine zaliczył czwartą asystę na Euro, a jego starszy przyjaciel strzelił swojego drugiego gola. Podbiegli pod nieliczne czerwono-żółte sektory i ku ich uciesze bawili się według przygotowanej wcześniej choreografii.

Do zabawy zaprosili resztę. Wreszcie na murawie pojawiły się piruety Jude’a Bellinghama, tańce w parze Williamsa z Olmo, solówki Yamala i Saki. Dołączali kolejni: Cole Palmer już trzy minuty po wejściu za Kobbiego Mainoo strzelił gola na 1:1. Mikel Oyarzabal po wejściu z ławki potrzebował tylko trochę więcej czasu – pojawił się w 68. minucie, a rozstrzygającego gola strzelił w 86. Impreza zaczęła się z 45-minutowym opóźnieniem, ale kto nie zasnął i dotrwał – nie mógł żałować.

Cierpienie Anglików jeszcze potrwa

Ponad dwie godziny do finału. Scena z jadącego na pociągu S5. Na Alexanderplatz dosiada się kilkusetosobowa grupa Hiszpanów. Anglicy są już w środku, mają liczebną przewagę. Zaczyna się walka: najpierw na przyśpiewki, później na argumenty, komu to zwycięstwo należy i przyda się bardziej. Hiszpanie idą w logikę – od początku turnieju są najlepsi, a mistrzostwo powinno trafić do najlepszych. Anglicy grają na emocjach – za długo już czekają na trofeum. W Hiszpanii nawet nastolatkowie pamiętają dwa triumfy na Euro i na mundialu. A u nich? Od 1966 r. cierpi już drugie pokolenie.

Alan Shearer, doskonały angielski napastnik – jeden z wielu bez wywalczonego dla kraju trofeum – przyznał w felietonie, że czuje pragnienie, głód, dumę i desperację. Teraz -w przededniu finału. Ale tak naprawdę od kilku dekad. Przyleciał więc do Berlina z synem, bo już dawno obiecał sobie, że gdy kapitan reprezentacji Anglii podniesie w końcu upragniony puchar, będzie stał gdzieś blisko, by czegoś nowego się o sobie dowiedzieć. To jedna z nielicznych rzeczy, których w piłce nie doświadczył, więc sam nie wie, jak zareaguje. Rozpłacze się? Zaniemówi? Zacznie krzyczeć? Co poczuje głęboko w sobie? Do czego będą podobne te emocje? “Rozpaczliwie chcę się tego dowiedzieć” – pisał.

Ale uczucia Shearera wydawały się wspólne dla każdego z kilkudziesięciu tysięcy angielskich kibiców. Ich relacja z reprezentacją była na tym turnieju trudna – i wychodzili ze stadionu, gdy w doliczonym czasie gry ze Słowacją w 1/8 przegrywali 0:1, nie wierząc już w odrobienie strat, więc przeklinali pod nosem w drodze na pociąg, i rzucali plastikowymi kuflami w selekcjonera, i wzywali do jego zwolnienia, i psioczyli na piłkarzy, i zachwycali się kilka dni później Bukayo Saką, gdy wyrównał wynik w meczu ze Szwajcarią, a później perfekcyjnie wykonał rzut karny, choć to przez nietrafioną w finale jedenastkę trzy lata wcześniej został antybohaterem zdeptanym bez skrupułów przez rasistów z szalikami i ekspertów pozbawionych hamulców. Cmokali też nad pierwszą połową z Holandią i martwili się drugą, że lepszy rywal wykorzystałby którąś z obiecujących kontr. Southgate po czterech meczach czytał, że jest przeciwieństwem alchemika, czyli zamienia złoto w bezwartościowe metale, ale już po półfinale był geniuszem, który zmienia Kane’a i Fodena na Watkinsa i Palmera, a oni już po dziesięciu minutach rozgrywają między sobą akcję bramkową i wprowadzają Anglię do finału.

I w finale było podobnie. Po 47. minucie był do niczego – zlękniony i ograniczający potencjał swoich gwiazd. A od 73. znów wydawał się mieć szósty zmysł, bo wpuszczony przez niego Cole Palmer już po chwili zdobył wyrównującą bramkę. W końcówce natomiast zamieszanie było już tak wielkie, że trudno nawet przewidzieć, co teraz myślą o selekcjonerze kibice i jaka czeka go przyszłość. Anglia odżyła po zmianach, ale akurat w okresie, w którym grała całkiem nieźle, straciła bramkę na 1:2. A i to nie było koniec, bo tuż przed doliczonym czasem gry, gdy piłka po kilku główkach z rzędu była bardzo bliska hiszpańskiej bramki, mogła jeszcze wyrównać. I choć w tym turnieju wielokrotnie potrafiła uciec znad przepaści, to w tym najważniejszym meczu, Hiszpania na to nie pozwoliła. W doliczonym czasie gry była dojrzała, sprytna i stosunkowo spokojna.

Angielscy kibice nagle zaczęli przeraźliwie gwizdać. Koszmar powrócił

Wybuchły już fajerwerki, zostały odpalone wszystkie flary, wybrzmiała śpiewana na żywo piosenka tego Euro – “Fire”. I nagle, gdy na murawie zrobiło się spokojniej, zdecydowanie przeważający na trybunach Anglicy zaczęli przeraźliwie gwizdać i buczeć. Powrócił ich koszmar – Giorgio Chiellini z pucharem, który trzy lata temu wyniósł z Wembley. Atmosfera wtedy i atmosfera na stadionie w Berlinie różniły się nieznacznie – bodaj tylko tym, że przez kołowrotki nie przedarli się tym razem chuligani chcący skopać i pobić każdego, kto nie miał na sobie koszulki z trzema lwami w herbie. Wokół stadionu było przyjaźnie. Przed jednym z grajków, który na zmianę chwytał za akordeon i gitarę, tańczyli jedni i drudzy. Raz do “Bella Ciao”, raz do refrenu “Sweet Caroline”.

Ale obecność Chielliniego i reakcja straumatyzowanych angielskich kibiców przypominała, jak niejednoznaczne są ostatnie lata dla ich reprezentacji. Oto drugi raz z rzędu dotarli do finału Euro, ale w międzyczasie niemal wyłącznie narzekali. Na wszystkich turniejach od 2018 r. grali minimum w ćwierćfinałach, a jednak zniecierpliwienie tylko rosło. Gareth Southgate niemal dał im gwarancję gry w kluczowych fazach, ale tylko podsycił tym oczekiwania, których tym razem też nie dał rady wraz z piłkarzami spełnić.

Długo największym zaskoczeniem na tym finale wydawał mi się jeden z Anglików, który wysiadając z pociągu odmówił kolegom wypicia kolejnego piwa. Cała reszta była kontynuacją poprzednich meczów: Hiszpania dążyła do zwycięstwa z piłką przy nodze i grała według sprawdzonego wcześniej scenariusza – cierpliwie szukała więc okazji, by dograć podać do skrzydłowych, a później wystarczyło poczekać aż znów coś wyczarują. I tak zdobyła obie bramki – pierwsza akcja została napędzona z prawej strony, druga z lewej. Anglicy też nie zmienili się znacząco – zaczęli mecz od głębokiej obrony i nieśmiałych ataków raz na paręnaście minut. Byli zwarci w defensywie – jak należało się spodziewać. Aż do straty pierwszej bramki nie podejmowali najmniejszego ryzyka – jak w większości poprzednich meczów. Znów potrafili podnieść się po stracie bramki – wcześniej odrabiali już straty ze Słowacją, Szwajcarią i Holandią. Na pierwszy cios Hiszpanii też zdołali odpowiedzieć, powalił ich dopiero drugi.

Hiszpania mistrzem Europy! Najlepsi triumfują

Scenariusz na całe Euro nie zaskoczył znacząco w żadnym momencie. W 1/8 skończyły się piękne historie mniejszych, w ćwierćfinale wygrali faworyci, więc w półfinałach spotkali się sami mocarze, a w finale triumfowała drużyna najlepsza ze wszystkich. Najpiękniejsza, najswobodniejsza, najmniej kunktatorska spośród najmocniejszych. Mająca zjawiskowego Lamine Yamala, świetnego Nico Williamsa, dowódcę w osobie Rodriego, którego jednak udało się zastąpić, gdy musiał przedwcześnie skończyć finał w związku z kontuzją. Do tego mająca emanującego spokojem Luisa de la Fuente, którego nominacja 20 miesięcy temu na stanowisko selekcjonera nikogo nie zachwyciła. Nie był obietnicą niczego, a dał najwięcej od lat. Ponoć od miesiąca śpi po raptem po cztery godziny na dobę, by wszystkiego dopilnować od strony taktyki i przygotowania do meczu. Tej nocy też nie zaśnie na dłużej. Ale sami piłkarze mówią, że najważniejsza nie jest strategia, ale rodzina, którą tworzą i w której każdy czuje się dobrze.

Nie triumfuje faworyt, ale najlepszy zespół. Zwycięstwo Hiszpanii nie dziwi nikogo, kto śledził turniej. Po drugim grupowym meczu z Włochami prognoza tytułu dla Hiszpanii nie zaskakiwała. W dodatku Hiszpania ten finał wygrała w sposób, w jaki do niego dofrunęła. Na skrzydłach.  

A Alan Shearer niczego nowego się o sobie nie dowiedział. Uczucia i emocje, których doświadczył, zna aż za dobrze. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTarnobrzeg.info z 27 tygodnia roku 2024
Następny artykułEnej porwał publiczność na Dniach Limanowej (ZDJĘCIA)