A A+ A++

Polscy katolicy mądrze pogodzili się z “ludzkim” i “grzesznym” w Kościele. Nie dali się wyprowadzić z równowagi mediom i zachowali zdrowy osąd rzeczy.  

Jak każdego katolika poruszają mnie doniesienia tytułów prasowych:

“Sprawa biskupa Szkodonia. Dlaczego krakowska kuria zwlekała z zawieszeniem hierarchy?”;”Gdzie jest ks. Krystian P. z Chramcówek? (WIDEO)”; “Zakopane Wikary z zarzutami Pokazywał dzieciom ostre porno”.

Jest mi przykro. Liczę na to, że podejrzani duchowni przy zachowaniu wszystkich standardów postępowania śledczego, oczyszczą się z zarzutów. Życzę im tego.

Nie daję się zwariować, bo wiem, że problem pedofilii może dotknąć najszlachetniejsze latorośle w zaciszu domowego ogniska, szkolnej klasie czy na plebanii. Może dotknąć na przykład ojców kapucynów, których ból po zdemaskowaniu zakonnika – katechety z Zakroczymia czułam i których uważnie obserwowałam. Bracia byli szczerze wstrząśnięci, pościli i pokutowali. Żal mi było ofiar i żal mi było młodych, przejętych do żywego grzechem współbrata duchownych. Snuli się po krużgankach klasztoru przez tydzień dosłownie jak cienie.

Zapowiadana od dość dawna – od czasów wejścia naszego kraju w strefę wpływów “stalinatu” (wcześniej hitlerowców) – katastrofa “ciemnego” i “zepsutego” katolicyzmu nie ziściła się i nie spełni. Przez prosty i notorycznie bagatelizowany fakt: mamy armię zaangażowanych i ofiarnych duszpasterzy, jest ich znacząco więcej.

W Kościele jest mniej pedofilów i ludzi nikczemnych, niż przeciętnie występują oni w społeczeństwie. Tak jak mniej jest rozwodów i przejawów niemoralności na obszarach wiejskich i konserwatywnych. Kościół i zakorzeniona w chrześcijaństwie Polska starają się żyć zasadami religijnymi, co raczej, choć nie zawsze się udaje. W najbardziej uduchowionej i przylegającej do Boga wspólnocie przydarzają się upadki.

Pedofilię uważa się za jednostkę chorobową, powracającą w każdym pokoleniu w niezmiennie stałym procencie. Podstawowa charakterystyka zaburzenia preferencji seksualnych zakłada silne zniekształcenia poznawcze u sprawców, ograniczony wgląd i tendencje do manipulowania, ofiarami i sobą samym. Dlatego są one trudne do wyśledzenia przez najbliższe otoczenie, z czego robi się całkowicie niezasadny wyrzut biskupom. Najtrudniejsze jest reagowanie na przemoc seksualną uwikłane w bliską relację. Trudno uwierzyć, że ktoś nam dobrze znany, życzliwy i uczynny może dopuścić się podobnego zła. Pedofile nie widzą nic złego w czynnościach seksualnych, które podejmują wobec nieletnich. Wydaje im się, że ich chronią i troszczą się o dzieci. Lgną do zawodów opiekuńczo-wychowawczych, stąd znajdziemy ich wśród nauczycieli, psychologów, psychiatrów, duszpasterzy, policjantów, pracowników pomocy społecznej.

Pierwszym krokiem ozdrowieńczym jest dać sobie pomóc i dopuścić zewnętrzną ocenę, zdystansowaną i chłodną. Z reguły z zewnątrz można wychwycić tę aberrację. Nie tylko Kościołowi, przede wszystkim rodzinie i szkole, ciężko się dostosować do stosunkowo niedawno ukształtowanej profilaktyki i prewencji w zakresie psychotraumatologii seksuologicznej.

Ohydne jest w tym wszystkim, że owe zależności na styku ofiara, sprawca, otoczenie wykorzystują koncerny będące własnością ludzi nienawidzących Kościoła i Chrystusa – jak komuniści czy oskarżyciele z pierwszych wieków chrześcijaństwa posądzający chrześcijan o zepsucie obyczajów, składanie niemowląt w ofierze czy zatruwanie wody w studniach. Im nie chodzi o dobro ofiar.

Wina moralna absolutyzuje dobro i zło, obejmuje intencje i ma oblicze jednostki.

Wina w perspektywie prawno-socjologicznej jest relatywna, zależna od okoliczności, kontekstualna, widziana w perspektywie konstrukcji i statystyk (większościowych i mniejszościowych norm) społecznych; dopuszczalny jest jej aspekt zbiorowy.

Różnice między obu poziomami odpowiedzialności są przedmiotem instrumentalizacji. Nie dajmy się zasugerować headlinom. Media chciałyby oskarżać Kościół zbiorczo, a zarazem zabsolutyzować jego odpowiedzialność w oderwaniu od okoliczności, norm społecznych i artykułów prawnych. Mieć jednego i drugiego się nie da bez zniesienia logicznego wnioskowania: atrybucji przynależących do winy moralnej i cech odpowiedzialności karno-społecznej.  

Kiedy mówimy, że statystyka i charakter przestępstw pedofilnych nie pozwalają wyciągać generalizujących wniosków pod adresem Kościoła, słyszymy, że Kościół uchyla się od odpowiedzialności. Odpowiedzialność przerzucana na biskupów jest tak pokrętnie zmieszana, że nie wiemy czy mówimy o zbrodni moralnej, prawnej, czy socjologicznej. Wina moralna nie ma nigdy charakteru zbiorowego. Za czyny odpowiada jednostka; niech będzie to nawet zwierzchnik pedofila, ale nie jest to nigdy cały Kościół. Wtedy też jest źle, bo jakże to pomijać kurie, Watykan i Kościół jako całość, struktury doskonale wlewające się w narrację o wrogach rodzaju ludzkiego, dostępne w procesach odszkodowawczych i praktycznie bezbronne na froncie wojny propagandowej.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułW wejherowskim ZUS o zasiłkach. Spotkanie dla płatników…
Następny artykułMiasto nie zorganizuje Senioriady. Prośba radnych odrzucona