A A+ A++

Mężczyzna około czterdziestki ubrany jest w zieloną koszulkę polo. Buja się w rytm muzyki. Przez większość czasu ma zamknięte oczy, nie zwraca uwagi na otoczenie. Czasami unosi ręce i coś szepcze pod nosem. Czasami wychodzi z tego lekkiego transu, by sięgnąć po żółty kubek termiczny, który odłożył na jedno z krzeseł ustawionych w równiutkim rzędzie. Kilka metrów dalej kobieta, starsza od niego o jakieś 10 lat, trzyma tablet. Także stoi, także rytmicznie podryguje. Co jakiś czas klika i wtedy zmieniają się barwy lamp oświetlających licznych członków zespołu. Śpiewają w pętli: „nowe życie, nowa fala!” Muzyka pęcznieje. Jest coraz głośniejsza, coraz bardziej wciąga wszystkie osoby na sali.

To nie koncert. To modlitwa w Kościele Chwały.

Miejsce, w którym odbywają się nabożeństwa, zapewne mało kto wychowany w niemal monokatolickim kraju nazwie „kościołem”. Nie ma tu nic sugerującego sakralny charakter. Choć sala jest spora, ma tylko standardowe 2,5, może 3 metry wysokości. Daleko od imponujących kubaturą bazylik. Na podłodze wykładzina obiektowa o podwyższonej wytrzymałości, a miejsca siedzące dla wiernych to rzędy standardowych krzeseł konferencyjnych. Na końcu sali, tam, gdzie stoi śpiewający zespół, jest scena z kolorowymi lampami. Światło nie tworzy mistycznego klimatu, raczej koncertowo-widowiskowy.

Zobacz też: „To walka na śmierć i życie w obronie wiary”. Żołnierze Chrystusa chcieliby katolickiego szariatu

A przecież w powszechnym przekonaniu w świątyni sufit musi być kawał drogi nad głowami, najlepiej na poziomie gwarantującym spory pogłos i stały chłód. Preferowana jest kamienna posadzka, ławki drewniane, a światło przygaszone, kontemplacyjne. No i wszędzie obrazy: boskie oblicza, Maria, Józef, Jezus i całe rzesze świętych. W Kościele Chwały są tylko rzesze wiernych, bo obrazowania postaci biblijnych się tu nie praktykuje.

Hałaśliwie

Jakiś czas temu internetową karierę zrobiło nagranie tutejszego nabożeństwa. Internetową, czyli błyskawiczną, głośną i bardzo krótką. Media przeznaczone do szybkiej konsumpcji pisały coś w stylu: „msza, że nie uwierzysz” i linkowały do specyficznego wideo. A tam śpiewy, okrzyki i kazanie na takim poziomie emocji, że nawet stadionowy spiker mógłby się czegoś nauczyć. Dla Polaka – nawet obeznanego w kulturze zza oceanu – kompletny szok. Bo w Ameryce, wiadomo, są kościoły, w których się tańczy, klaszcze, wykrzykuje chwałę pana i wyśpiewuje wniebogłosy. Każdy to widział na filmie. Ale w Polsce? Ci, którzy wybiorą się na spotkanie modlitewne i tę grupę wiernych zobaczą na żywo, reagfują strachem. Wiem, bo poszedłem tam dwa razy.

Za pierwszym nic. Siedzę, słucham, rozglądam się z ciekawością. W porównaniu z resztą obecnych jestem bardzo zdystansowany i spokojny. Oni też trzymają mnie na dystans. Za to za drugim razem radykalna zmiana. Ludzie podchodzą, witają się, przedstawiają, uśmiechają, zagadują, rozmawiamy. Przez jakiś czas nie rozumiem tej zmiany. Aż w końcu Alina mówi: „wszyscy widzą, że przyszedłeś drugi raz, nie przestraszyłeś się nas. To już dobrze. Bo wiesz, my tu jesteśmy takimi kibolami Chrystusa”.

– Czytając Biblię, widzimy w niej Boga radosnego. Ewangelia znaczy dosłownie Dobra Nowina. Widzimy Boga, który odpowiada na praktyczne wyzwania związane z życiem ludzi. To nie jest Bóg celebracyjny, który się nie interesuje człowiekiem. On chce być blisko każdego i odpowiadać na jego problemy, bo kocha ludzi i chce im pomóc. Ten Bóg żyje w nas, więc my, chwaląc go, nie możemy być smutni – mówi pastor Marcin Podżorski pytany o specyficzny koncertowo-stadionowy styl Kościoła Chwały.

To właśnie Podżorski i jego żona, pastor Urszula Podżorska, wiodą tu prym. Organizują działalność związku wyznaniowego i wygłaszają żarliwe kazania. Ich charyzma kojarzyć się może z cechami typowymi dla przywódców sekt religijnych. Ale gdy proszę o rozmowę, zgadzają się bez problemu. Przyjmują mnie wspólnie z trzecią ważną postacią wspólnoty – pastorem Januszem Szarcem. Rozmawiamy w schludnym pokoju w budynku Kościoła Chwały stojącym przy ulicy Skibickiej, tuż przy pasie startowym stołecznego Lotniska Chopina. Są uprzejmi i wyrozumiali wobec sceptycyzmu. Nie umiem określić, czy to nie maska nakładana przed dziennikarzem.

Pytam o rockowy styl uwielbienia Boga, wyprzedzająco oponując, że to nic więcej niż psychologia tłumu. Fajnie jest skakać, gdy wszyscy skaczą. A wspólne śpiewanie budzi tym bardziej pozytywne emocje, im więcej ludzi śpiewa wspólnie i im więcej decybeli produkują.

– Gdzie jest różnica między ludźmi podczas nabożeństwa a kibicami na meczu? – pytam.

– W życiu – odpowiada Urszula Podżorska. – Na meczu ludzie poskaczą, pokrzyczą i wracają do normalnego sposobu działania. Kościół powoduje, że zaczynają zupełnie inaczej funkcjonować w społeczeństwie. Chrześcijaństwo bez przemiany wewnętrznej nie ma sensu. Celebrowanie rytuałów bez tej przemiany nie ma sensu. Ekspresja, emocja jest tylko dodatkiem do pełnego życia w chrześcijaństwie.

Przemiana

Basia jest jedną z osób, które zaczepiły mnie, gdy drugi raz przyszedłem na liturgię. Opowiada, że jest we wspólnocie od roku. Trafiła tu przez znajomą, która zapewniała, że to przeżycie niepowtarzalne. Poszła pełna wątpliwości, ale została i teraz uważa, że to najwspanialsze, co mogło się jej w życiu przydarzyć. Przez ten rok wszystko w jej życiu poszło do przodu, wszystko działa lepiej, rozwija się w sensownym kierunku. Wystarczyło zaufać Bogu i żyć zgodnie z Pismem Świętym.

Czytaj też: Niemiecki arcybiskup: „Polska jest sercem Europy”

„Jesteśmy niezależnym kościołem chrześcijańskim, którego celem jest oddawanie chwały Bogu w codziennym życiu i głoszenie Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie. Połączyła nas żarliwa wiara w Boga oraz życie przesłaniem Ewangelii” – można przeczytać na stronie internetowej Kościoła Chwały. Gdyby w Polsce prowadzone były lekcje religii, a nie lekcje jednej religii, zapewne o takich kościołach wiedzielibyśmy więcej. Podobnie jak o judaizmie i islamie. A tak w tym monoteistycznym kraju wszystko, co odbiega od katolickiego obrządku, jest zaskoczeniem i budzi niepokój.

Przed scenę, na której przed chwilą skończył szaleć kilkunastoosobowy zespół, wjeżdża pulpit. Taki sam, przy jakim staje premier podczas konferencji prasowej. Tylko na tym jest inny obrazek – nie polskie godło, tylko logo Kościoła Chwały. Za pulpitem staje Podżorski. Wychodząc od jednej z biblijnych opowieści, zaczyna opowiadać o przemianie wewnętrznej. Mówi, że Bóg zdziera z ludzi stare szaty, by znaleźć miejsce na nowe. I że to nie jest łatwe, bo trzeba się w tym nowym odnaleźć, ale Bóg robi to dla poszerzenia ludzkich perspektyw i w swoim czasie to udowodni. Po chwili pastor już nie mówi, tylko pokrzykuje, nakłaniając, by poświęcić się Panu, który gotów jest dokonać dla człowieka cudów. „Chwytamy?”, „OK?” – raz po raz rzuca w stronę słuchaczy, jakby to nie było kazanie, tylko rozmowa w czasie warsztatów tematycznych. Tyle że dynamika jest inna niż na roboczym spotkaniu, bo pastor mówi coraz mocniej i mocniej, w końcu przekracza granice krzyku. Wzywa, by każdy ze słuchaczy oddzielił się od tego, co zatrzymuje go w relacji z Bogiem – od złych przyzwyczajeń, urazów, pochłaniaczy czasu – i zapewnia, że po symbolicznym przejściu nie ma powrotu do starego, do złej rutyny. „Amen!”, „amen!!!” – pada raz po raz z sali. Czasami w odpowiedzi na owo „chwytamy”, a czasem po prostu dla podsumowania którejś części wywodu.

Radek opowiada, że w jego życiu było wiele złego: nałogi z alkoholizmem i narkotykami włącznie, długi, wrogowie, choroby oraz poczucie, że nie będzie w stanie stworzyć z nikim bliskiej relacji. Dopiero gdy sięgał dna, poznał Boga. Mówi, że było to bardzo oczyszczające spotkanie z osobą, która go nie potępia, nie poniża i oferuje lepsze rzeczy niż bałagan, w którym żył do tego czasu. Uważa, że Bóg uzdrowił go ze wszystkich schorzeń i pozwolił bez zbędnego cierpienia typu delirki i głód narkotykowy odejść od nałogów. Codzienność nabrała kolorów.

Euforia

– Jesteśmy ludźmi, którzy naprawdę szukali Boga, doświadczają zmiany w swoim życiu i ktoś im pokazuje klucz do tego, jak to życie może być zmienione. Ten klucz to słowo Ewangelii o tym, że Jezus już zapłacił cenę za moje grzechy. Każdy musi się na nowo narodzić, a ludzie, którzy tu przychodzą, doświadczyli tej wielkiej przemiany – mówi mi pastor Urszula Podżorska. Dodaje, że żarliwość wiary jest naturalną konsekwencją tej przemiany: szczerej, gruntownej, zrozumianej przez każdego z wyznawców. Takiej, która nie polega na odbębnianiu formułek, stosowaniu rytuałów, bywaniu na mszach, ale płynie z faktycznej i szczerej potrzeby serca.

Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że to połączenie płytkiego coachingu z religią. Duże emocje, silna wiara w stosunkowo łatwą zmianę prowadzącą nagle do coraz lepszego życia. Do tego entuzjazm powodujący przekonanie, że to wszystko jest naprawdę o krok i tym samy zapędzający w ślepą uliczkę, bo ten wymarzony sukces w praktyce staje się przecież udziałem tylko pojedynczych osób.

– Słyszę od pana, żeby zdecydować o zmianie w swoim życiu i już, wszystko poleci w dobrą stronę. Czy ta recepta nie jest zbyt prosta? – pytam Podżorskiego.

– To nie tak. Zmiana wewnętrzna w człowieku daje siłę, do zmieniania swojego życia. Wiara w Boga daje siłę, żeby przełamać problemy i ograniczenia. Ludzie przychodzący do nas na przestrzeni roku, dwóch, czterech mają wzrost. Ta zmiana może trwać w czasie, ale w końcu jest widoczna. Dla jednych tą zmianą będzie wyjście z kompletnej życiowej zapaści, dla innych rozwój i tak już dobrze działającej firmy.

– Przecież jest masa czynników zewnętrznych. Historia jednostki, jej psychika, okoliczności, kapitał społeczny. Nie wszystko zależy od człowieka.

– Bóg daje siłę. To jest poselstwo Ewangelii. Wiara jest bardzo praktyczna – mówi Podżorski.

Ale są i momenty, w których ta wiara robi wrażenie, jakoby graniczyła z obłędem. Urszula Podżorska w czasie kazania zaczyna mówić niezrozumiałe słowa. „Ki rasona so, kiti raso tona so”. W sali robi się coraz głośniej i chwilę później wtóruje jej chór osób wydających z siebie jednostajny, brzmiący jak mantra dźwięk. Ni to słowa, ni to gruchanie indyków. I choć pastor przerywa glosolalia normalnymi zdaniami po polsku, u niej i u innych czuć rosnące uniesienie. To musi być czysta, głęboka emocja, ale wpędza w niepokój. Jakie jest jej religijne znaczenie i biblijne zakorzenienie, nie umiem zrozumieć.

Zobacz również: Trzydzieści lat religii w szkołach. Co poszło nie tak?

Część kościołów chrześcijańskich uważa glosolalia, czyli wypowiadanie w stanie religijnego uniesienia niezrozumiałych dźwięków, za charyzmatyczną mowę artykułowaną, choć niezrozumiałą dla słuchaczy; za dar języków pochodzący od Boga. Badania neurologiczne podczas glosolaliów wykazały zwiększoną lub zmniejszoną względem naturalnej – w zależności od wyznania – aktywność płatów czołowych w mózgu odpowiedzialnych za takie funkcje jak: planowanie, myślenie, pamięć, wola działania i podejmowanie decyzji, ocena emocji i sytuacji, pamięć wyuczonych działań ruchowych (technika w sporcie, taniec), nawyki, specyficzne schematy zachowań, wyrazy twarzy, przewidywanie konsekwencji działań, konformizm społeczny, takt, uczucie błogostanu związanego z układem nagrody, frustracja, lęk i napięcie.

Druga zaskakująca chwila to końcówka nabożeństwa. Duchowni zwołują wówczas chętnych do siebie. Z narastającą w tle monotonną, transową muzyką podchodzą pojedynczo do każdego z przybyłych. Kładąc ręce na głowie, mówią coś pod nosem, by po chwili popchnąć wiernego, który siada albo nawet pada na ziemię, sprawiając wrażenie nieobecnego. Gdybym to samo widział w centrum handlowym, zadzwoniłbym pod 112.

Pastor Szarzec mówi, że mogę pan opisywać duchowość kategoriami psychologicznymi, socjologicznym i to jest OK, ale nie określa wszystkiego. Bóg wykracza poza ten świat.

Czytaj również: Jak wygląda postępowanie kościelne w sprawie pedofilii w praktyce? Ciągle daleko mu do świeckich standardów

Nieznane

Dla człowieka wychowanego w Polsce, gdzie hierarchowie Kościoła katolickiego mają wyraźny wpływ na obyczaje, władze państwowe i prawo, gdzie „lekcja religii” oznacza wykład z doktryny katolickiej, Kościół Chwały jest trudny do pojęcia. Ma wiele z typowego kościoła protestanckiego, ale i wiele cech nietypowych, zbliżających go do kościołów charyzmatycznych opartych na osobowości i sile duchownego balansującego na granicy władania swoimi wiernymi. W czasie liturgii Podżorscy grają główne skrzypce, na stronie internetowej Kościoła poczesne miejsce zajmuje ich wspólne zdjęcie. Wyraźnie to na nich stoi ta instytucja, choć jest i pastor Szarzec, wyraźnie obeznany w historii chrześcijaństwa i luterańskiej doktrynie.

Bo przy Skibickiej jest i typowo dla protestantyzmu, zgodnie z XV-wieczną ideą Marcina Lutra. Kościół skupia się na tym, co wynika z korzeni chrześcijaństwa – na słowach Pisma Świętego i naukach Jezusa Chrystusa. Bez całej otoczki, jaką przez wieki zbudował katolicyzm – bez prawa kanonicznego, rytuałów, obrzędów, schematów, gestów.– Dla apostołów nie istniało coś takiego, jak nominalne, tylko z nazwy, chrześcijaństwo. Żywy Kościół tworzyli ludzie, którzy doznali przemiany wewnętrznej przez działanie Ducha Świętego w ich życiu i stosując się do zasad Słowa Bożego – deklaruje pastor Szarzec.

Zgodnie z tą doktryną chrześcijaninem nie jest ten, kto wypełnia mechanicznie przykazania, ale ten, kto przeżył wewnętrzną przemianę i świadomie żyje zgodnie z przykazaniami biblijnymi. Kościołem zaś może być każda wspólnota, która łączy prawdziwych chrześcijan. Kościół Chwały, co także typowe dla protestantyzmu – nie uznaje papieża, celibatu i kultu maryjnego. Budynek kościelny, jego wnętrze, porządek nabożeństwa mają drugorzędne znaczenie i nigdy nie trapią wiernych. – Działanie Boga nie jest przypisane do jednego miejsca czy struktury. Wszędzie można żyć z Chrystusem i dostąpić zbawienia. Punkt ciężkości w naszym Kościele jest na relacji z Bogiem, nie na rytuałach, ceremoniałach, czynnościach – mówi Marcin Podżorski. Szarzec zaś uzupełnia, że krzyżyk, święcona woda, święte obrazki po prostu nie działają, są puste bez prawdziwej wiary, a żaden zewnętrzny znak nie jest w stanie zastąpić wewnętrznej przemiany.

Bogactwo

Marcin Podżorski kończy kazanie. Prosi o wyjście na przód funkcyjnych. Część dzierży kosze, inni trzymają w rękach terminale płatnicze. To czas na składanie ofiary. Skradam się z boku, żeby podpatrzeć, jak duże kwoty wpadają do pojemników. W środku jest bardzo niebiesko. Również na terminalach najczęściej wybijane są cyfry 5 i 0. Nie taka znów skromna ta ofiara. Nie bez powodu znajomy, który usłyszał, że będę pisał o Kościele Chwały, powiedział: aaaa, to ten dla bogatych.

– Patrzyłem, ile wam ludzie wrzucają w ofierze. Sporo – zahaczam.

– Oooo, to pan zrobił tak , jak Jezus stojący przy świątyni w Jerozolimie! I wie pan, co Jezus wtedy powiedział? Że uboga wdowa, która dała 2 grosze, wrzuciła najwięcej. Bo dla niej to była bardzo duża część majątku, z ubóstwa dana. Cieszymy się, że ludzie są hojni, ale nie oceniamy ich przez pryzmat przekazanych kwot – ripostuje Podżorski. Potem opowiada o charytatywnej działalności Kościoła na zewnątrz i o wspieraniu członków, którzy nagle znaleźli się w fatalnej sytuacji finansowej. – W Piśmie Świętym nie ma afirmacji życia w ubóstwie. Protestantyzm przyniósł właśnie to: nie afirmuje ubóstwa, bieda nie jest dla nas cnotą. Błogosławieni ubodzy – to prawda – ale w duchu, więc chodzi o coś zupełnie innego niż nieposiadanie dóbr doczesnych. Bóg chce nam błogosławić w każdym wymiarze. Zachęcamy, by się bogacić i być otwartym na biednych, pomagać im. Tak właśnie robimy, chcemy wyciągać z ubóstwa. Nie promujemy go – jednym głosem mówią pastorzy, uzupełniając się wzajemnie. Ta pochwała bogacenia się połączona z kultem pracy to także typowe cechy kościoła protestanckiego.

Kto zna majątki biskupów i orientuje się w celach działania charyzmatycznych duchownych z Torunia, ten będzie podejrzliwy. Bo co pastor może mieć z bycia pastorem? I czy łatwo zniesie utratę owieczki? Podżorski odpowiada, że wpisowego do Kościoła Chwały nie ma, a wypisać się można od ręki, oświadczeniem na kawałku papieru. Co do jego dochodów to prowadzi firmę, zajmuje się doradztwem podatkowym, żyje i zarabia, jak każdy inny wierny.

Klasyczny konserwatyzm

W Polsce jest 87 kościołów protestanckich zrzeszających 147,9 tys. wyznawców (dane GUS z raportu za lata 2015-2018). Kościół Chwały od lat widnieje w rejestrze kościołów i związków wyznaniowych prowadzonym przez MSWiA, natomiast milczy o nim Dominikańskie Centrum Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach. Choć jego siedziba to współczesna architektura, a nabożeństwa mają wiele z telewizyjnych programów rozrywkowych, znajomy z katolicyzmu konserwatyzm wisi w powietrzu.

Czytaj też: „Mamy Papieża lewaka – za chwilę będzie tęczowych przepraszał?”

– Dla nas jako protestantów punktem odniesienia jest Biblia. W związku z tym nie formułujemy żadnych dodatkowych zaleceń poza tym, co można wyczytać w Biblii., Chrześcijaństwo pierwszych wieków nie posiadało własnych budynków, a mimo tego potężnie się rozwinęło. , W sprawach światopoglądowych i politycznych nie narzucamy nic poza tym, co znaleźć można w Biblii. Poselstwo Ewangelii przekłada się na język wartości społecznych. Z tego wynikają pewne przesłanki: wzmacnianie więzi rodzinnych, niezgoda na aborcję i eutanazję. To jest pewien program społeczny, ale w kontekście bieżącej walki politycznej nie angażujemy w nią kościoła – mówi Marcin Podżorski.

Zobacz: Kościół pomoże „odzyskać zdrowie seksualne”. A biskupi dalej będą się pogrążać w oparach absurdu

W jego kazaniach słyszę homofobiczne stwierdzenia w patriarchalnym sosie. A kiedy rozmowa z pastorami schodzi na LGBT i pojawia się idea „nawrócenia na hetero”, zaczynam zmierzać do końca wywiadu. Są sprawy, w których różnym kościołom jest do siebie naprawdę blisko.

Imiona wiernych niewymienionych z nazwiska zostały zmienione.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZgwałcili i zostawili na mrozie 15-latkę. Wyrokowi przysłucha się Tomasz Komenda
Następny artykułGospodarka w grze. Jak rozrywka rzekomo zabija postęp i gospodarkę