A A+ A++

W kategoriach społeczno-politycznych działa w sumie podobnie do tego w medycynie. Nie umiera się na koronawirusa, ale z powodu koronawirusa, który uderza w organizmy z osłabioną odpornością. On nie niszczy praworządności i demokracji. Dobija za to systemy i państwa, które z praworządnością i demokracją mają największe kłopoty. Tak jak problemy z płucami, rak czy udar bywają chorobami współistniejącymi, tak w kategoriach politycznych chorobami współistniejącymi są dla wirusa nieudolna, ale bezwzględna, cyniczna i zainteresowana wyłącznie sobą władza. To na tę chorobę Polska cierpi permanentnie. Koronawirus jedynie przyspieszył proces niszczenia reguł, zasad i konstytucyjnego systemu ochronnego.

Tak jak władza nie radzi sobie z zorganizowaniem testów i maseczek, tak nasz system od lat nie radzi sobie bez bezpieczników, które władza dla swojej wygody i bezkarności sama wymontowała i wyrzuciła na śmietnik. Wirus nie jest groźny dla demokracji. Pokazuje za to brutalnie, jak niszczący są dla niej ci, którzy w praktyce są jej przeciwnikami. Koronawirus czyni więc społeczeństwa jeszcze bardziej bezbronnymi. Jest jak nokautujący cios, siejący spustoszenie, gdy zawodnik ma obniżoną gardę i nie zasłania się przed lawiną ciosów.

Koronawirus jest więc poniekąd ostatecznym testem właściwości systemu. Nie zmienił natury władzy, ale pokazuje nam ją w całej jej odrażającej paskudności. I może właśnie w tym jednym sensie jest perwersyjnym sojusznikiem społeczeństwa. Jeszcze nie rozumieliście, kto wami rządzi, to teraz musicie zobaczyć i zrozumieć. Wciąż nie pojmowaliście, ile jesteście naprawdę warci dla swych panów i władców, to teraz musicie już mieć tego świadomość. Mieliście wątpliwości co do natury ludzi, zjawisk i zdarzeń, to w końcu zostaliście ich pozbawieni. Wirus niszczy także złudzenia. A szczególnie ich resztki.

Po latach, w części dzięki wirusowi, widzimy, że mottem tej władzy są słowa Kaczyńskiego o „najgorszym sorcie Polaków”. Gorszy sort odnosił się do ludzi, ale w szerszym kontekście hasło to opisuje świat, w którym dziś Polacy żyją. Mamy demokrację gorszego sortu, praworządność gorszego sądu, państwo gorszego sortu, rządzących gorszego sądu, Trybunał Konstytucyjny gorszego sądu, publiczne media gorszego sortu itd., itp…

Całą masę zjawisk, zachowań i zdarzeń w dzisiejszej Polsce da się też opisać niemieckim słowem erzac. Niby wszystko jest tak jak wszędzie, ale w gruncie rzeczy jest zupełnie inne. Nasze wybory niby są demokratyczne, ale są demokracji zaprzeczeniem i są z demokracji kpiną. Jak „ryba drugiej świeżości”, o której w „Mistrzu i Małgorzacie” pisał Bułhakow. Ta druga świeżość to kompletny nonsens albo mówiąc po łacinie, contradictio in adiecto – sprzeczność sama w sobie. Świeżość jest bowiem tylko jedna – zawsze pierwsza i jednocześnie ostatnia. Skoro zaś jesiotr jest drugiej świeżości, to oznacza po prostu, że jest zepsuty. A skoro jest zepsuty, to zmienia barwy i śmierdzi. Nasze tzw. wybory prezydenckie śmierdzą na odległość. I naprawdę nie trzeba nadmiernie wyrobionego smaku i wyrafinowanego węchu, by to wyczuć. Smród wali po prostu po nosach z ogromną siłą. I tak jak śmierdzące są nasze wybory, tak z daleka źle też pachnie cała masa instytucji, które obecna władza znieprawiła, podeptała albo zniszczyła. To po prostu fakt. A fakty, by znowu zacytować Bułhakowa, to „najbardziej uparta rzecz pod słońcem”.

Problem z tym, co zrobić ze śmierdzącą rybą, nie jest nadmiernie skomplikowany. Dla ocalenia nozdrzy i nie tylko wyrzuca się ją do śmieci. Co zrobić ze śmierdzącymi, przekręconymi wyborami? Tu sąsiadują ze sobą dwa sprzeczne ze sobą instynkty. Jeden każe w nawet najtrudniejszych okolicznościach walczyć do końca. W obecnych okolicznościach choćby po to, by nie dostarczać śmierdzącej rybie i tym, którzy ją nam serwują, nadmiernej satysfakcji ze zwycięstwa, do którego prą oszustwem i krętactwem. Instynkt przeciwny każe „wybrać dumne wygnanie” i odrzucić perspektywę uczestnictwa w grze znaczonymi kartami.

Karta do głosowania jest symbolem wielkiego obywatelskiego prawa. Nikt nie może zamieniać jej w bilet do cyrku. Nie tylko z braku sympatii do cyrku z tego biletu nie zamierzam skorzystać. Albo więc bilet do cyrku spalę – może nawet publicznie – albo zrobię z niego użytek, jaki czynili z papieru bohaterowie powieści Mario Puzo. Śmierdzącą wyborczą rybę zawinę w przesyłkę z Poczty Polskiej i odeślę na Nowogrodzką. Tam chyba wiedzą, jak takie symbole czytać.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGłosowanie korespondencyjne. Brak skrzynki pocztowej może słono kosztować
Następny artykułKiedy ruszą pożyczki dla firm? Minister podaje możliwy termin