Za szkołami i rodzicami są już pierwsze doświadczenia związane z nauką zdalną, wprowadzoną na czas epidemii koronawirusa. Wnioski nie są budujące – w wielu miejscach to się po prostu nie udaje. Protestują rodzice, burzą się nauczyciele. Co i dlaczego nie zagrało? I czy to w ogóle miało prawo się udać?
Dr Dorota Dądzik, nauczycielka wychowania wczesnoszkolnego w płockiej SP nr 11 oraz wykładowczyni w Mazowieckiej Uczelni Pedagogicznej: Mam doskonały obraz sytuacji, swoje uwagi przekazują mi koleżanki nauczycielki, które jednocześnie występują w roli mam. I to jest dramat. Bo spójrzmy prawdzie w oczy: nauczania w tradycyjnym systemie klasowo-edukacyjnym nie da się łatwo zastąpić i od razu przenieść do wirtualnej rzeczywistości tylko z pomocą aplikacji na smartfony, Facebooka czy YouTube’a.
Od samego początku natknęliśmy się na ogromne problemy techniczne. Był bardzo duży problem z zalogowaniem się do dziennika elektronicznego, co skutkowało brakiem możliwości przesłania uczniom lub rodzicom materiałów. Padło wiele platform edukacyjnych. Jedną z niewielu dobrze funkcjonujących była platforma MEN – e-podręczniki.
Tyle że, zdaniem wielu nauczycieli, zawarte tam materiały nie zawsze nadają się do wykorzystania w ramach zdalnego nauczania.
Dorota Dądzik Fot. Tomasz Niesłuchowski / Agencja Gazeta
Rodzice też nie mają lekko. Dają temu wyraz w wielu listach, wypowiedziach dla mediów.
– Oczywiście, bo oni też mieli problem z zalogowaniem się do dziennika. Dodam, że nauczyciele w 99 proc. pracują na własnym sprzęcie, korzystając z prywatnych telefonów, internetu i energii elektrycznej. Z kolei nie wszyscy uczniowie mają w ogóle dostęp do internetu, w wielu domach nie ma drukarek. Nie na każdym domowym komputerze są zainstalowane programy niezbędne do odbioru lub przesłania informacji. Niektórzy mają tylko starsze wersje programów, nie da się za ich pomocą przesyłać informacji.
Kolejna rzecz: nie zawsze domowe łącza internetowe mają przepustowość pozwalającą na bezproblemowe oglądanie materiałów online. A proszę zwrócić też uwagę na problem, który dotyczy zarówno nauczycieli, jak i uczniów i rodziców – w wielu przypadkach limit transferu internetowego w komórkach czy komputerach, który wystarczał na miesiąc, teraz starcza góra na kilka dni. Ja sama musiałam doładować konto, aby nadal móc zdalnie pracować.
Powiedzmy sobie szczerze – komputer wciąż nie jest standardowym wyposażeniem każdego domu. Są rodziny, których po prostu na niego nie stać.
– To prawda. Ale co zrobić w sytuacji, gdy w domu jest troje dzieci w wieku szkolnym, ojciec lub matka pracuje zdalnie, a do dyspozycji jest tylko jeden komputer? To widzimy teraz na co dzień – że trudno jest zebrać się wszystkim uczniom przed komputerem o jednej godzinie ustalonej przez nauczyciela.
Dorota Dądzik Fot. Tomasz Niesłuchowski / Agencja Gazeta
To jak w tej sytuacji uczyć dzieciaki, wprowadzać nowe treści, oceniać? Przecież to wasz, nauczycieli, obowiązek. Niezależnie od obecnej sytuacji.
– Teoretycznie to prawda. Rozporządzenie MEN w sprawie szczególnych rozwiązań w okresie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 zobowiązuje nauczycieli do realizacji podstawy programowej na danym poziomie – czyli do wprowadzania nowych treści – oraz systematycznego monitorowania osiągnięć ucznia. Jest to fikcja, totalny absurd!
To samo słyszę od znajomych nauczycieli, zwłaszcza wuefistów. Sami mówią, że tworzą cuda-wianki, byle dać wyraz swojej aktywności, bo tego od nich się wymaga. Na przykład, żeby realizowali teorię. Teoria z wuefu?! Przecież to lekcje aktywności ruchowej. Zasad np. koszykówki uczy się w czasie nauki gry, a nie poprzez wkuwanie na pamięć. Dzieciaki mają jeszcze więcej czasu spędzać przy komputerze? Czy wuefiści powinni zadawać ćwiczenia do wykonania w domu?
– To samo dotyczy też np. muzyki. Jeśli chodzi o wuef, to – po pierwsze – zajęcia z tego przedmiotu muszą odbywać się w obecności nauczyciela, przede wszystkim ze względu bezpieczeństwa. Czy rodzic wie, jakie obowiązują zasady przy wprowadzeniu ćwiczeń, chociażby gimnastycznych? Jak nauczyciel ma monitorować osiągnięcia w tym zakresie – narzucić uczniom, a w przypadku uczniów klas młodszych – ich rodzicom, nagrywanie filmików?
Ja nie miałabym sumienia poprosić o to rodziców moich wychowanków. Nie zapominajmy, że w rodzinie jest najczęściej kilkoro dzieciaków. Rodzic ma już i tak wiele zadań do wykonania każdego dnia: odbieranie informacji, pomoc dziecku przy realizacji nowych treści i odrabianiu prac domowych, zrobienie zdjęć lub skanów i przesłanie ich do wychowawcy. I to w przypadku tylko jednego dziecka! A gdzie praca zawodowa (dość często na zasadzie pracy online), zakupy, obiad itd.?
Dlaczego więc nauczyciele zasypują uczniów, a co za tym idzie – ich rodziców, opiekunów nawałem zajęć? To tylko jeszcze bardziej frustruje jednych i drugich.
– Dyrektorzy i nauczyciele czują presję. Ministerstwo Edukacji Narodowej, które zaspało, przygotowuje rozporządzenia, wytyczne dla szkół bez konsultacji ze szkołami. Dlatego, nie mając wyboru, musimy realizować często absurdalne dyrektywy.
Obecna władza nie traktuje dyrektorów i nauczycieli z należytym szacunkiem. No cóż, nie jesteśmy dla niej grupą należącą do „pewnego” (stuprocentowego) elektoratu podczas wyborów, więc dlaczego mają liczyć się z naszym głosem? Jednak, drodzy dyrektorzy, nauczyciele, rodzice i uczniowie – nie dajmy się zwariować.
Powtórzę to, o czym już kilka razy mówiłam podczas wywiadów. Uważam, że na obecną chwilę najważniejsze jest zadbanie o zdrowie dla naszego i wspólnego dobra, wzajemne wsparcie psychiczne, zachowanie, które da poczucie bezpieczeństwa naszym uczniom i dzieciom, a przede wszystkim świadomość, że możemy na siebie liczyć. Głęboko wierzę, że zdamy ten trudny egzamin na 6+, pod warunkiem, że nie zapomnimy o dobru drugiego człowieka – tego małego i tego dużego.
Ale przewrotnie zwrócę uwagę, że niektórzy nauczyciele i dyrektorzy świetnie sobie radzą w obecnej sytuacji, a uczniowie i ich rodzice są zadowoleni. Sama to widziałam, w telewizji.
– Kiedy oglądam w TVP 1 i TVP 2 zadowolonych uczniów, nauczycieli, którzy świetnie i bezproblemowo organizują nauczanie zdalne, oraz rodziców idealnie radzących sobie z nowymi obowiązkami, to dochodzę do wniosku, że po 33 latach pracy zawodowej jako nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej żyję w innej rzeczywistości. I nasuwa mi się tylko jedno słowo: MITOMANIA!
Nie szczędzi pani gorzkich słów i słusznej krytyki pod adresem MEN. Ministerstwo mogło zadziałać lepiej? Jak?
– MEN spóźniło się w swoich działaniach o dwa miesiące i trzy tygodnie. Minister zdrowia Łukasz Szumowski od stycznia ostrzegał, że epidemia koronawirusa w Polsce to tylko kwestia czasu. I ten czas nasz resort mógł spożytkować na założenie platform edukacyjnych w szkołach. Na przeszkolenie nauczycieli, którzy mieliby czas, aby przeszkolić uczniów i spotkać się z rodzicami. To był czas na przygotowanie nie tylko techniczne, ale także psychiczne uczniów i ich opiekunów do zdalnego nauczania. MEN dużo wcześniej powinno zadbać o to, żeby każdy uczeń posiadał sprzęt komputerowy i miał dostęp do internetu.
A tymczasem rząd nie zmienia nawet terminu egzaminów ósmoklasistów i maturalnych. Zwłaszcza w przypadku tych pierwszych wygląda to na zwyczajne okrucieństwo. Zestresowane, pozbawione od tygodni kontaktu z rówieśnikami i swoimi nauczycielami dzieciaki mają tak z marszu wykazywać się wiedzą jakby nigdy nic?
– Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, stwierdził: „Przeprowadzenie zdalne właściwego egzaminu dla 350 tys. zdających o jednej godzinie jest na tym etapie niewykonalne. Nie ma możliwości zapewnienia równego dostępu”.
Wiadomo, że pierwszego dnia próbnych egzaminów pojawiły się problemy z działaniem strony CKE. Uczniów odsyłano na strony lokalnych OKE, ale i te w wielu miejscach się zawieszały. Uczniowie dzielili się arkuszami testów w serwisach społecznościowych. Sądzę, że taka sama sytuacja pojawi się w dniu rozpoczęcia maturalnych egzaminów próbnych.
Ale Dariusz Piontkowski, minister edukacji, w swoim przemówieniu dla Telewizji Polskiej powiedział: „Egzaminy ósmoklasisty są pod koniec kwietnia. Jeżeli przerwa w zajęciach w szkole skończyłaby się wraz ze Świętami Wielkanocnymi, to wówczas spokojnie te egzaminy mogłyby się jeszcze odbyć. Gdyby ta przerwa się wydłużała, to oczywiście egzaminy nie mogłyby się odbyć, musielibyśmy je przenieść”.
Jeśli jest zdalne nauczanie, to MEN może dojść do genialnego wniosku, że mogą być też zdalne egzaminy. Epidemia jest czasem takich niezwykłych „cudów”.
– Obowiązują trzy dokumenty. Są to komunikat dyrektora Centralnej Komisji Egzaminacyjnej z 6 sierpnia 2019 r. w sprawie szczegółowych sposobów dostosowania warunków i form przeprowadzenia egzaminu ósmoklasisty w roku szkolnym 2019/2020, komunikat dyrektora CKE z 6 sierpnia 2019 r. w sprawie materiałów i przyborów pomocniczych, z których mogą korzystać zdający na egzaminie ósmoklasisty i egzaminie maturalnym w 2020 r., oraz jeszcze jeden z tego samego źródła, zaktualizowany – w sprawie harmonogramu przeprowadzenia egzaminu ósmoklasisty, gimnazjalnego oraz maturalnego w 2020 roku.
Moim zdaniem nie ma obecnie możliwości w sposób uczciwy wobec uczniów przeprowadzenia egzaminów online. W pierwszym z wymienionych dokumentów na ośmiu stronach z 13 są wytyczne, które obowiązkowo powinny być spełnione, aby przeprowadzić egzamin maturalny uczniów z dysfunkcją rozwojową i niepełnosprawnością – to uczniowie niewidomi, niedosłyszący, z zespołem Aspergera itd. Jak zapewnić zdającym podczas egzaminu online materiały i przybory pomocnicze wymienione w komunikacie nr 2? Ciekawa jestem, czy przy opracowywaniu arkuszy egzaminacyjnych uwzględniono obecną sytuację, między innymi brak możliwości, od 11 marca, nauczania i uczenia się w bezpośrednim kontakcie nauczyciel – uczeń?
A jeśli rzeczywiście rząd doprowadzi do tego, że uczniowie będą 21 kwietnia zdawać w swoich szkołach? Czy rodzice, nauczyciele nie będą się bali zakażeń? Bo że epidemia do tego czasu nie ustąpi, nawet jeśli jakimś cudem osłabnie, to zupełnie pewne.
– We wtorek premier Mateusz Morawiecki wprowadził dalsze obostrzenia i ograniczenia związane z epidemią koronawirusa, a minister zdrowia Łukasz Szumowski przewidywał eskalację epidemii na okres świat i poświąteczny. W tej sytuacji przeprowadzenie egzaminów na terenie szkoły jest dla mnie czymś niezrozumiałym. Jak można świadomie narażać życie tych młodych ludzi i nauczycieli?
Co będzie, gdy, nie daj Bóg, ktoś z nich zachoruje? Czy władze będą mogły żyć ze świadomością przyczynienia się do zachorowania bądź śmierci nawet jednego z nich? Na litość boską! Więcej empatii, a mniej polityki! Przecież w specustawie, która została wprowadzona w związku z koronawirusem, są zapisy, które umożliwiają przeorganizowanie roku szkolnego, jeśli zajdzie taka potrzeba, tzn. zmianę terminów egzaminów czy przedłużenie roku szkolnego.
Jak ta cała sytuacja odbije się na szkole? Co budzi pani niepokój, obawy?
– Ogłoszony stan epidemii w naszym kraju ma wpływ na funkcjonowanie każdego z nas, a tym samym na zachowanie uczniów, rodziców i nauczycieli. O ile nauczyciele są już przyzwyczajeni do tego, że z dnia na dzień muszą się zmierzyć z nowym wyzwaniem, o tyle dla rodziców i ich dzieci jest to zupełnie nowa sytuacja. Wiem, że już w niejednej rodzinie jest napięta sytuacja. Dzieci często spierają się ze swoim rodzeństwem o dostęp do komputera, zniechęcają się do pracy. Bywa, że przytłacza ich ilość prac do wykonania. Uczniowie, podobnie jak ich rodzice, nie zostali przygotowani do pracy online. Może się zdarzyć, że w pewnym momencie zaistniała sytuacja ich przerośnie, czego przyczyną będą też ograniczenia, o których już wspomniałam.
Jak więc nauczyciel powinien pracować z uczniem, rodzicem, by nie eskalować napięcia? Jak to się robi w pani szkole?
– U nas mamy wszyscy ogromne wsparcie w dyrektorze. Nie ogranicza się do przekazywania wciąż nowych zaleceń z MEN, jest z nami, nauczycielami, ale też rodzicami, w stałym kontakcie. Obecnie, tak wspólnie ustaliliśmy, najprostszym i najskuteczniejszym rozwiązaniem jest korzystanie z zadań zamieszczonych w podręcznikach i zeszytach ćwiczeń, ponieważ nie każdy uczeń ma w domu drukarkę, aby wydrukować karty pracy.
Nasz szef zalecił, żeby karty pracy były wykonywane w edytorze tekstu. Nauczyciele przesyłają uczniom i rodzicom linki do filmów, gier edukacyjnych, najczęściej traktując to jako materiały dodatkowe. Każdy z nas powinien też poinformować, że wszystkie karty pracy, prace plastyczne itp. powinny być gromadzone i obowiązkowo będą musiały być dostarczone nauczycielowi po zakończeniu okresu kwarantanny. No i co bardzo ważne, my, nauczyciele, powinniśmy wspierać dzieci i młodzież oraz ich rodziców.
W jednej z informacji we wtorek napisałam do rodziców: „Bardzo proszę być wyrozumiałym dla swojego dziecka. Jeśli nie będzie ono potrafiło wykonać danego zadania lub ćwiczenia, a Państwo nie będziecie w stanie mu pomóc, uczeń uzupełni prace po powrocie do szkoły pod moim kierunkiem”.
Kiedyś w końcu ten cały koszmar się skończy. Wszyscy wrócicie do szkół. I co wtedy? Jakie będą zadania wynikające z doświadczeń czasu epidemii?
– Zadanie dla dyrektorów – to pilne zorganizowanie kształcenia nauczycieli w zakresie cyfryzacji – nauczania zdalnego, obsługi platform itp. Dla samorządów, które są organami prowadzącymi placówki oświatowe – dofinansowanie szkół w zakresie zakupu sprzętu komputerowego, zabezpieczenie w budżecie miasta funduszy na oświatę w przypadku epidemii, bo nie mamy gwarancji, że koronawirus nie wróci do nas za jakiś czas. A MEN musi opracować na spokojnie, a nie na wariackich papierach, w pośpiechu, system funkcjonowania edukacji na każdym poziomie kształcenia w sytuacji wprowadzenia zagrożenia, stanu wyjątkowego lub klęski.
Rozmawiała Anna Lewandowska
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS