A A+ A++

Podczas Świąt Wielkanocnych do Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie została przyjęta 35-letnia kobieta w ciąży chora na COVID-19. Była w stanie ciężkim. W środę, już w stanie dobrym, opuściła lubelski szpital i została przetransportowana do placówki bliżej swojego miejsca zamieszkania – do Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. 

– Młoda kobieta, bez żadnych obciążeń, matka półtorarocznego dziecka i oczekująca na kolejne – opowiadał prof. Mirosław Czuczwar, kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii SPSK 1.

Koronawirus zajął jej płuca. – Wentylacja mechaniczna za pomocą respiratora była nieskuteczna. Przebieg choroby u tej pacjentki był niezwykle szybki, żeby nie powiedzieć piorunujący – mówił.

Kobieta jest mieszkanką Sieradza. Początkowo pogotowie zabrało ją do szpitala w Zduńskiej Woli, następnie do Zgierza. – Tam okazało się, że pomimo stosowania wszelkich dostępnych metod klasycznej intensywnej terapii jej stan szybko się pogarszał. Wstępnie podjęto decyzję, że najprawdopodobniej najlepszym rozwiązaniem będzie wykonanie cięcia cesarskiego. Jednak tutaj koledzy ze Zgierza wykazali się bardzo dużą inicjatywą i otwartym umysłem, bo stwierdzili, że zamiast ryzykować życiem nienarodzonego dziecka chorej, może lepszy będzie kontakt z naszym ośrodkiem – relacjonuje prof. Czuczwar.

Zespół lekarzy z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii poleciał z aparaturą ECMO do Zgierza

SPSK 1 ma aparaturę ECMO, która pozwala na regenerację narządów poprzez natlenowanie krwi poza organizmem. W tym czasie płuca mogą się regenerować. Tylko ta forma terapii dawała 35-letniej kobiecie szanse na przeżycie. – Kiedy w Wielką Sobotę zadzwonili, że pacjentka dusi się na respiratorze pomimo optymalnych ustawień maszyn i podaży leków, to była szybka decyzja, że podejmiemy się leczenia – stwierdził Czuczwar. 

Zespół lekarzy z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii poleciał z aparaturą ECMO do Zgierza i tam podłączył do niej pacjentkę. Następnie kobieta helikopterem pogotowia lotniczego została przetransportowana do Lublina.

– Pani Ewa już właściwie dochodzi do siebie, jest w kontakcie logicznym, oddycha. Przekazaliśmy pacjentkę do Instytutu Matki Polki w Łodzi. Mamy nadzieję, że ciążę donosi do końca i dziecko urodzi się w terminie. Kiedy matka walczyła o życie i była w stanie krytycznym, jej szanse na przeżycie były niewielkie, ta ciąża rozwijała się w miarę normalnie – ocenił prof. Czuczwar. 

Szanse na przeżycie dziecka w 23. tygodniu ciąży wynoszą jakieś 7–10 proc.

Prof. Anna Kwaśniewska, kierownik Kliniki Położnictwa i Patologii Ciąży SPSK 1, tłumaczyła dziennikarzom, że szanse na przeżycie dziecka w 23. tygodniu ciąży wynoszą jakieś 7–10 proc.

– W 23. tygodniu nie mamy rozwiniętych pneumocytów, czyli nawet terapia, która polegałaby na tym, że podajemy leki, które mają spowodować dojrzewanie płuc płodu, jeszcze w tym czasie nie wchodziłaby w grę. Dopiero po tygodniu pobytu pacjentki u prof. Czuczwara zdecydowaliśmy się podawać większe dawki sterydu, by dziecko miało jakiekolwiek szanse na przeżycie – wyjaśniła prof. Kwaśniewska.

Podkreśliła, że personel szpitala był przygotowany na każdy scenariusz, np. na to, że ciążę będzie trzeba kończyć w sali intensywnej terapii.

– Jeżeli byłoby jakiekolwiek hasło, że pacjentka się załamuje, że mamy ratować dziecko, to byliśmy przygotowani na każdą ewentualność, łącznie z opracowaniem najbardziej optymalnej drogi transportu. Naszym sukcesem jest to, że to maleństwo, które ważyło 400–500 g, w tej chwili waży 1000 g – mówiła.

Gdyby w tym momencie pacjentce trzeba było wykonać cesarskie cięcie, szanse przeżycia dziecka wynoszą już 70 proc. 

“To było najgorsze. Śmierć młodych kobiet, które zostawiały dzieci”

Prof. Kwaśniewska, która w zawodzie pracuje 40 lat, podzieliła się także swoim spostrzeżeniem na temat trzeciej fali koronawirusa. Przyznała, że w pierwszej i drugiej fali kobiety ciężarne przechodziły infekcje łagodniej niż podczas trzeciej fali.

– My, perinatolodzy, nie bardzo jesteśmy przyzwyczajeni do śmierci. Nasz zawód jest taki, że my ratujemy dzieci, matki, my bardzo rzadko mamy na co dzień śmierć pacjentek. COVID spowodował, że stanęliśmy pod ścianą, bo była grupa pacjentek, którym nie można było pomóc. To było w tej trzeciej fali dla perinatologów najgorsze. I myślę, że dla anestezjologów również. Bo to była śmierć młodych kobiet, które zostawiały dzieci, albo umierały i matki, i dzieci – powiedziała. 

Prof. Czuczwar zaznaczył, że na razie bardzo ostrożnie interpretuje to, co się wydarzyło podczas trzeciej fali. Czeka na opracowania z baz danych, bo do SPSK 1 w Lublinie trafiają pacjenci w najcięższym stanie z całej wschodniej, południowej i centralnej Polski.

– Na terapię ECMO trafiają pacjenci z Warszawy, Łodzi, Gdańska, Krakowa i Podkarpacia, więc może mamy zaburzony pogląd, bo widzimy najcięższe postacie COVID z bardzo dużego obszaru – przyznał.

I dodał: – Niemniej wstępne analizy wykazały, że średnia wieku pacjentów leczonych ECMO to ok. 40 lat. Ta średnia na pewno się obniży, jeśli dodamy niedawne przypadki kobiet w ciąży. 

Do tej pory do kliniki kierowanej przez prof. Czuczwara trafiło siedem zakażonych kobiet w ciąży albo tuż po porodzie. Cztery zmarły. Jesienią szpital przyjął pacjentkę z Białej Podlaskiej, która dopiero co urodziła dziecko. Nie udało się jej uratować mimo wdrożenia terapii pozaustrojowej. Zmarła również pacjentka, do której zespół anestezjologów z aparaturą ECMO poleciał do Tarnowa. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWiceprezydent Chłodnicki powiela kłamstwa? Radni wydali oświadczenie
Następny artykułEkonomik w programie „Złote Szkoły NBP”