We wtorek minister zdrowia oraz premier ogłosili, że liczba pasażerów, która będzie mogła podróżować środkami komunikacji publicznej, nie może być większa niż połowa dostępnych miejsc siedzących.
W zależności od wielkości autobusu to między 15 (standardowej długości) a ponad 20 (przegubowce). W praktyce oznacza to więc, że co drugie miejsce siedzące ma być wolne, nie można korzystać z miejsc stojących, których w pojazdach jest zdecydowanie więcej.
Choć wejście w życie tego rozporządzenia przedstawiciele rządu ogłosili na popołudniowej konferencji prasowej, to w Dzienniku Ustaw pojawiło się ok. godz. 21. Dlatego organizatorzy transportu i przewoźnicy w gminach zostali nim zaskoczeni.
Policzyli pasażerów
Nie wiadomo, jak i kto ma to egzekwować. – My dostajemy wytyczne od Zarządu Transportu Miejskiego, czy mamy podstawić autobus czy nie – mówi Elżbieta Śreniawska, prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji w Kielcach oraz przewodnicząca rady nadzorczej Izby Gospodarczej Komunikacji Miejskiej.
– Jako IGKM proponujemy rozwiesić w pojazdach informację z maksymalną liczbą pasażerów, wprowadzenie zasady dublowania potencjalnie tłocznych kursów, cięcia tych, z których można zrezygnować, i zaklejenia taśmą co drugiego miejsca – wyjaśnia Śreniawska.
Jeśli chodzi o tłok w kieleckich autobusach, to raczej nie ma z tym problemu. Zdarza się, że długimi odcinkami w pojeździe znajduje się kilka osób, raczej nie ma ich więcej niż 30.
W środę pracownicy Zarządu Transportu Miejskiego obserwowali liczbę pasażerów w autobusach. – Sprawdziliśmy około 150 kursów między godz. 6 a 9.30. Chyba tylko w czterech przypadkach przekroczona była połowa liczby miejsc siedzących, a i tak tylko o trzy, cztery osoby – mówi Barbara Damian, dyrektorka ZTM. Dodaje, że co drugie miejsce nie będzie zaklejane.
ZOBACZ TAKŻE: Koronawirus uderzył w komunikację miejską. Pasażerów dużo mniej, a dezynfekcja kosztowna
Twierdzi, że nie będzie większego problemu z nieprzekraczaniem tego limitu w przypadku linii miejskich. Większy może się pojawić na liniach podmiejskich, na których zresztą od soboty szykowane są ograniczenia.
Ale ZTM zdecydował się już w środę na liniach nr 35, 34 i 54 na jeden kurs wysłać dwa autobusy między godzinami 13 a 17.
Sceptyczny co do nowych reguł w transporcie publicznym jest Bartosz Jakubowski, ekspert ds. komunikacji z Klubu Jagiellońskiego.
Będą potrzebni kierowcy
Zwraca uwagę, że wprowadzenie maksymalnej liczby pasażerów w jednym pojeździe wiąże się z zapewnieniem większej liczby kierowców. – Do tej pory komunikacja miejska stawała przed wyzwaniem obsłużenia wielkiego szczytu np. z powodu jakiegoś wydarzenia. A teraz trzeba tak ją ograniczyć, by przewieźć tych, którzy tego potrzebują, i jednocześnie żeby nie zabrakło kierowców. Bo zostali oni już wysłani na m.in. urlopy czy zasiłki opiekuńcze – komentuje Bartosz Jakubowski.
Wskazuje, że w trakcie epidemii koronawirusa trzeba znaleźć złoty środek, który pozwoli przewoźnikom komunalnym i prywatnym nie zbankrutować i zachować płynność finansową.
ZOBACZ TAKŻE: Rozpoczęto dezynfekcję przystanków autobusowych w Kielcach
– Operatorzy są o tyle w dobrej sytuacji, że za przejechane kilometry dostaną pieniądze, ale samorządy będą musiały je wyłożyć – mówi. A trudno będzie im je znaleźć, bo – nie tylko w Kielcach, ale i całej Polsce – masowo są zwracane bilety okresowe, bardzo spadła sprzedaż biletów jednorazowych.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS