Przychodzą ci, którzy nie mają w domu ciepłego posiłku. Jedni nic nie mówią. Inni dowcipkują. – Marchewki nie chcę, bo nie mam zębów – mówi jeden mężczyzna w sile wieku.
Jego towarzysze mają wyrobioną opinię na temat koronawirusa. – Mówią, że to żółta zaraza, ale wyjdziemy z tego – mówi inny. A ktoś patrzy w przyszłość z optymizmem: – Ja się cieszę, że tak jest. Może świat zrobi się lepszy, piękniejszy…
Niektórzy głośno chwalą się, że mają maski i płyn dezynfekujący. Dostali w autobusie „na Bema” pod stadionem. Ale to jedzenie jest w tym miejscu najważniejsze.
70 bochenków chleba w jeden dzień
Skupiska ludzkiego w tym miejscu nie da się uniknąć. Ale w tym specyficznym czasie wydawanie posiłków odbywa się “pod specjalnym nadzorem”. Dziś pogoda jest piękna, więc stoły rozstawione są na podwórku, gdzie stoją skrzynki z żywnością i metalowe pojemniki z herbatą.
– Robimy, co możemy, żeby zachować wszelkie środki ostrożności. Jeśli tylko aura pozwala, to rozdajemy posiłki na zewnątrz. Chcemy uniknąć ścisku, jak tylko się da – tłumaczy ks. Łukasz Łukasik, zastępca dyrektora Caritas Archidiecezji Poznańskiej.
Cztery siostry zakonne mają na sobie maski, rękawiczki gumowe i fartuchy ochronne. Wpuszczają na podwórko pojedynczo i każdemu mierzą temperaturę. Pilnują też, by goście nie stali blisko siebie.
– Sytuacja jest szczególna, ale nie możemy nikogo zostawić w potrzebie. Dlatego jesteśmy do dyspozycji. Mamy pełne ręce pracy. Ale jak mówi ważna sentencja; „Ora et labora” (módl się i pracuj) – mówi siostra Józefa, która zarządza jadłodajnią.
Siostry muszą być gotowe na każdy scenariusz, np. gdyby nagle zamknięto sklepy. Zapasy mają więc takie, że jak będą rozsądnie gospodarować, to żywności starczy im na dwa tygodnie. A jaka jest skala potrzeb? Tylko dzisiaj zużyły np. 70 bochenków chleba.
Ale życzliwych ludzi nie brakuje. Dostarczają jajka, ogórki i mleko. W jednorazowych workach foliowych jest więc pieczywo, kiełbasa, a nawet coś słodkiego – dzisiaj trafił się makowiec. Zakonnice ugotowały też zupę. Czekają też na informację od policji, by wydać ją dla tych, którzy są objęci kwarantanną.
Koronawirus. Nie ma czasu na pracę magisterską
Siostra Józefa martwiła się tylko o środki higieniczne. Ale właśnie dzisiaj dostała dobre wieści.
– Jestem szczęśliwa bo przed chwilą do Caritasu zadzwonili z urzędu miasta. Dostaniemy maski, rękawice, fartuchy i środki dezynfekujące – opowiada z uśmiechem.
Ks. Łukasik potwierdza: – Rzeczywiście, czekamy na te środki. One w tym trudnym czasie są nam wszystkim bardzo potrzebne – przyznaje.
Przy posiłkach pomaga też siostra Barbara, która jest w Poznaniu od dwóch tygodni. – Myślałam, że znajdę czas na napisanie pracy magisterskiej, a tu nie jest tak łatwo – żartuje. – Mam bowiem dużo pracy, choćby właśnie przy przygotowaniu posiłków. Przez pandemię nie ma szans na pisanie – dodaje. A temat ma niełatwy – „Dysbalans mięśniowy u dzieci w wieku 5 do 8 lat”. Ale to pomoc drugiemu człowiekowi jest teraz najważniejsza.
Ranę też opatrzą
O godzinie 11 kończy się wydawanie posiłków. Gdy wychodzi ostatni potrzebujący, s. Barbara zamyka bramę. Ale to nie koniec pracy. Jeden z bezdomnych prosi bowiem o medyczną pomoc.
– Niech mi siostra pomoże, wszystkie szpitale zamknięte. Mam jodynę i bandaż – prosi błagalnym głosem i dodaje: – Za chwilę obetną mi nogę – wskazuje na ranę.
– Okropnie to wygląda – przyznaje s. Józefa. Klęka i rozcina zaropiały i zakrwawiony opatrunek, który był założony tydzień temu w przychodni na ul. Krańcowej. Właśnie tam bezdomni mogą liczyć na pomoc.
Siostra bez zbędnych słów obmywa nogę i robi opatrunek. Wszystko idzie szybko i w maksymalnym skupieniu. Siostry dają mężczyźnie czyste spodnie oraz wykupują receptę na antybiotyk. – Dziękuję – mówi pełen wdzięczności.
Koronawirus. Tutaj jedzenie się nie zmarnuje
Ks. Łukasik prosi na koniec o wsparcie. – Sytuacja jest specyficzna, może zamknięte teraz restauracje mają jakieś nadprogramowe jedzenie, by przekazać je potrzebującym. U nas na pewno nic się nie zmarnuje – prosi ks. Łukasik.
Bo w czterech poznańskich jadłodajniach nie ma przerwy przez koronawirusa. – Codziennie od godz. 10 do 12 wydajemy ok. pół tysiąca posiłków. Oprócz ul. Łąkowej działamy na Taczaka, Ściegiennego i przy Niegolewskich. Nie zostawimy nikogo w potrzebie – podsumowuje ks. Łukasik.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS