Podczas gdy Polska lekką ręką kupiła śmigłowce uderzeniowe AH-64E Apache Guardian w kontrowersyjnej liczbie dziewięćdziesięciu sześciu, w Korei Południowej toczy się dyskusja nad zasadnością kupna trzydziestu sześciu. Według gazety Chosun Ilbo tamtejszy resort obrony prowadzi analizy dotyczące ograniczenia przyszłego kontraktu. Powód? Wątpliwości co do przydatności śmigłowców uderzeniowych spowodowane wojną w Ukrainie.
Obecnie lotnictwo Korei Południowej wykorzystuje trzydzieści sześć AH-64E. Śmigłowce zamówiono w 2013 roku, a dostawy zrealizowano w latach 2016–2017. Ówczesne plany zakładały wdrożenie do służby docelowo nawet stu egzemplarzy AH-64E w związku z wzrastającymi napięciami na Półwyspie Koreańskim.
W sierpniu tego roku Seul otrzymał zgodę Agencji Departamentu Obrony do spraw Współpracy w Sferze Bezpieczeństwa (DSCA) na zakup tej samej liczby Guardianów. Oprócz samych śmigłowców zgoda obejmowała uzbrojenie i pakiet niezbędnego wyposażenia za maksymalną kwotę 3,5 miliarda dolarów. Po podpisaniu umowy Korea miała stać się posiadaczką trzeciej co do wielkości, po Stanach Zjednoczonych i Polsce, floty śmigłowców rodziny AH-64. Wydawało się, że zawarcie umowy będzie w zasadzie jedynie formalnością, zwłaszcza po serii ostatnich poczynań Korei Północnej.
❗ The US State Department has been a possible Foreign Military Sale to South Korea of 36 AH-64E Apache Attack Helicopters; 456 AGM-114R2 (N) Hellfire Missiles; 152 AGM-179A Joint Air-to-Ground Missiles (JAGM); and other associated equipment and services for an estimated cost… pic.twitter.com/pINAxuTsMf
— Colby Badhwar (@ColbyBadhwar) August 19, 2024
Okazuje się jednak, iż Seul rozpoczął przegląd programu. Jego wynik zadecyduje o tym, czy zamówienie na śmigłowce obejmie wszystkie maszyny lub tylko część. Pod uwagę brane jest równie zrezygnowanie z drugiej transzy AH-64E. Chosun Ilbo powołuje się tu na swoje źródła w resorcie obrony. Wojskowi dużą uwagę mają zwracać na rozwój bezzałogowych statków powietrznych, które mogą zastąpić załogowe śmigłowce uderzeniowe. W dodatku uważają, że znaczenie śmigłowców bojowych w współczesnym konflikcie zbrojnym jest znikome.
Drodzy Czytelnicy! Dziękujemy Wam za hojność, dzięki której Konflikty pozostaną wolne od reklam Google w listopadzie.
Zabezpieczywszy kwestie podstawowe, możemy pracować nad realizacją ambitniejszych planów, na przykład wyjazdów na zagraniczne targi, aby sporządzić dla Was sprawozdania, czy wyjazdów badawczych do zagranicznych archiwów, dzięki czemu powstaną nowe artykuły. Pasek odlicza do kwoty 1200 złotych.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
Z tą zbiórką zwracamy się do Czytelników mających wolne środki finansowe, które chcieliby zainwestować w rozwój Konfliktów. Jeśli nie macie takich środków – nie przejmujcie się. Bądźcie tu, czytajcie nas, polecajcie nas znajomym mającym podobne zainteresowania. To wszystko ma dla nas ogromną wartość.
Uzasadnieniem tych poglądów mają być wnioski z wykorzystania śmigłowców uderzeniowych w wojnie w Ukrainie. Wobec dużego nasycenia przenośnymi środkami obrony przeciwlotniczej pole walki stało się bardzo niebezpiecznym miejscem dla wiropłatów. Jednym z symboli wojny są ujęcia maszyn, zwłaszcza rosyjskich, ale też ukraińskich, ostrzeliwujących przeciwnika znad własnych pozycji przy użyciu odpalanych niekierowanych pocisków rakietowych pod kątem wznoszącym.
Tym sposobem śmigłowce bojowe z łowców czołgów zostały symbolicznie zdegradowane do roli powietrznej artylerii rakietowej. W związku z tym w Seulu pojawiło się pytanie, czy aby na pewno jest sens wydać aż 3 miliardy dolarów na potencjalnie mało przydatny sprzęt.
Według wyliczeń cena jednostkowa Guardiana znacząco wzrosła. Kiedy zawierano kontrakt na śmigłowce pierwszej transzy, cena koreańskich AH-64E wynosiła około 44 milionów dolarów za sztukę. Obecnie jest to aż 73,3 miliona. Zwraca się uwagę, że tę kwotę można przeznaczyć w inne obszary programu modernizacji południowokoreańskich sił zbrojnych, na przykład artylerii. Z drugiej strony dodatkowe Apache były częścią planów obronnych poprzedniego kierownictwa resortu obrony, toteż obecne działania można traktować też jako element gry politycznej.
A w szerokim świecie…
Widzimy tu kolejny głos w swoistej globalnej debacie na temat przyszłości wiropłatów bojowych. Konflikty uważnie przyglądały się zwłaszcza temu, jak rola śmigłowców postrzegana jest na Dalekim Wschodzie. Dwaj „prawie sąsiedzi” Korei Południowej – Chiny i Japonia – wyciągnęli diametralnie odmienne wnioski z wojny w Ukrainie i własnych doświadczeń ze śmigłowcami.
Pod koniec 2022 roku japońskie ministerstwo obrony zapowiedziało całkowitą rezygnację z maszyn tej klasy i zastąpienie ich bezzałogowcami, chociaż nie podało, kiedy to nastąpi. Główne zastrzeżenie Japończyków do maszyn takich jak Cobra czy Apache dotyczy zbyt małego zasięgu i prędkości, co ogranicza możliwość działania na rozległym teatrze działań wysp macierzystych i zachodniego Pacyfiku. Wydaje się, że wojna w Ukrainie nie odegrała tu istotnej roli.
Ukrainian Mi-8 is firing the 70mm Hydra rockets. pic.twitter.com/0SmiXzmjBG
— △ (@TheDeadDistrict) March 1, 2024
W teorii te same zastrzeżenia może zgłaszać ChaLW, tak jednak się nie dzieje. Intensywna rozbudowa komponentu lotniczego wojsk lądowych to z jednej strony rezultat chęci wzorowania się na rozwiązaniach amerykańskich i rosyjskich, postrzeganych jako przykłady do naśladowania. To jednak nie koniec. Wielkie nakłady na rozwój wiropłatów wynikają z oceny własnych potrzeb, a przede wszystkim planów realizacji jednego zadania. Jak łatwo się domyślić, chodzi o inwazję na Tajwan.
Wyspa leży stosunkowo blisko wybrzeża Chin, jednak charakter jej wybrzeża nie ułatwia desantu morskiego. W takich warunkach desant śmigłowcowy w celu opanowania lotnisk i portów wydaje się idealnym rozwiązaniem: po wstępnym przygotowaniu w postaci ataków rakietowych i lotniczych kawaleria powietrzna „przeskakuje” nad obroną wybrzeża i toruje drogę dla transportu drogą lotnicza i morską głównych sił inwazyjnych. Śmigłowce transportowe i przewożone nimi pododdziały potrzebują osłony i wsparcia, które najlepiej mogą zapewnić śmigłowce bojowe. Takie założenia obowiązywały przez ostatnie trzy dekady. Czy wojna wpłynęła na ich rewizję?
Chińscy eksperci stosunkowo łagodnie oceniają skuteczność rosyjskich sił zbrojnych jako całości, chociaż w przypadku działań wiropłatów wnoszą kilka słusznych uwag. Według Listy Oryxa Rosja straciła do tej pory trzydzieści dwa Ka-52, piętnaście Mi-24/35 i dwanaście Mi-28. Chińczycy zwracają uwagę, że to dość umiarkowane straty jak na pełnoskalowy konflikt o dużej intensywności. Pojawiają się tutaj sugestie, że w przypadku inwazji na Tajwan ChALW liczy się ze znacznie większymi stratami wśród swoich wiropłatów.
Łagodna ocena nie oznacza usprawiedliwiania. Jako przyczynę wielu strat wskazywano słabe wyszkolenie załóg, niedostateczną dbałość o stan techniczny maszyn i niewłaściwą taktykę. Ale wszystko to nijak nie kwestionuje przydatności śmigłowców jako takich. Jeszcze radziecka doktryna końca zimnej wojny zakładała wykorzystanie śmigłowców bojowych w grupach co najmniej po trzy, a nie parami czy nawet pojedynczo. Zadania w strefie walki, zwłaszcza w trakcie działań ofensywnych, miały być realizowane przez większe zespoły, które wprawdzie łatwiej wykryć, ale same również mogą sprawniej wykrywać zagrożenia i na nie reagować. Chińskie wojska lądowe przyjęły tę koncepcję i, jak widać po stanie parku maszynowego, byłyby w stanie ją zrealizować.
Wreszcie trzeba też wziąć pod uwagę głos w debacie nadchodzący ze Stanów Zjednoczonych, które w lutym tego roku anulowały program Future Attack Reconnaissance Aircraft (FARA), wart potencjalnie ponad 20 miliardów dolarów. Celem programu było zaprojektowanie i budowa lekkich śmigłowców rozpoznawczych i uderzeniowych, które wypełniłyby lukę po wycofanych w 2017 roku śmigłowcach OH-58D Kiowa Warrior. FARA miał też przejąć część zadań AH-64E (którym z kolei wciśnięto część zadań OH-58D), a w dalszej perspektywie jakaś jego wersja rozwojowa miała zastąpić AH-6/MH-6 używane przez siły specjalne.
– Jasne, że uważnie przyglądamy się wydarzeniom na świecie i się dostosowujemy – powiedział dziennikarzom szef Dowództwa Przyszłościowego Wojsk Lądowych generał James Rainey. – Możemy przecież zacząć toczyć wojnę tej nocy, w ten weekend.
– Uczymy się na polu walki, zwłaszcza w Ukrainie, że rozpoznanie lotnicze uległo fundamentalnej zmianie – stwierdził w komunikacie prasowym generał Randy George, szef sztabu US Army. – Czujniki i uzbrojenie zamontowane na różnych systemach bezzałogowych i w przestrzeni kosmicznej są powszechniejsze, bardziej dalekosiężne i tańsze niż kiedykolwiek wcześniej.
Amerykańskie wojska lądowe nie zamierzają bynajmniej rezygnować ze zdolności, które oferowałaby FARA – uzbrojonego środka rozpoznawczego, zdolnego razić wartościowe cele lądowe i w razie potrzeby wspierać ogniem własne pododdziały. Sposobu na zaspokojenie tego zapotrzebowania US Army będzie jednak szukała wśród systemów bezzałogowych.
US Army / Capt. Jesse Paulsboe
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS